rozdział dwunasty

826 66 4
                                    

LUKE

- Nie, Stary... Wkręcasz mnie.

Chciałbym, kurwa.

- No... Nie - odparłem, krzywiąc się na własną głupotę.

Ralph nie mógł zareagować na tę nowinę inaczej, jak gromkim śmiechem.
- Jezu, Luke... Wprost nie wiem co powiedzieć. Co Ci strzeliło do tego pustego łba?

- Sam nie wiem. - Wzruszyłem ramionami i usiadłem na swojej Kruszynce. - Chyba za bardzo lubię ją dręczyć, żeby tak łatwo odpuścić.

- Stary... - O, nie. Znałem ten ton. - Ona nie jest nią... - Milczę. - Cholera... Sam jestem zły na siebie, że Ci ją na głowę ściągnąłem, wściekły jestem na nią, że zrobiła nas w... konia, ale chłopie... Jeśli zamierzasz się na niej mścić za to, co zrobiła Ci Naomi, to nawet mi jej żal.

- To nie ma z nią nic wspólnego - zaoponowałem, może zbyt ostro.

- Akurat... Już ja Cię znam. Jak sobie coś ubzdurasz, to nie ma zmiłuj.

Być może...

Kątem oka dostrzegłem, że Liv kuśtyka mozolnie w moją stronę. Z niewiadomego powodu, serce zabiło mi szybciej. Och, nie... Wróć. Ja doskonale znałem ten powód. Nie znosiłem jej do szpiku kości. Była ucieleśnieniem wszystkich koszmarów, jakie nawiedzają mnie, nieprzerwanie, co noc, od czterech cholernych lat.

Gdy w końcu doszła do celu, rozejrzała się po podwórku i spojrzała na mnie wymownie, marszcząc brwi.

- Chcesz jechać... TYM? - zapytała, wskazując palcem na Yamahę.

- Zabierz ten palec, zanim Kruszynka Cię ugryzie. - Pogłaskałem przepraszająco czarny, lśniący lakier. - I wyrażaj się milej, chyba że wolisz iść pieszo.

Uniosła jedną brew w górę i skrzyżowała ramiona.

- Kruszynka...?

- Masz z tym problem? - Utrzymałem wyzywający kontakt wzrokowy. - Jeśli nie, to wsiadaj. I tak spóźniłaś się już dwie minuty.

- Nie przypuszczałam, że masz takiego bzika na punkcie punktualności. - Westchnęła, ale wciąż nie wsiadła, rzuciłem jej więc zniecierpliwione spojrzenie. - Nie wsiądę na to!

- W takim razie do zobaczenia na miejscu. - Założyłem kask, ale chwyciła mnie za ramię.

- Chryste, jesteś taki irytujący! - Wyrzuciła ręce w górę i cała poczerwieniała. - Chodzi o to, że nie przeniosę całego ciężaru na jedną nogę, żeby na to wejść, ani nie uniosę jej tak wysoko. Wciąż cholernie pulsuje.

Taki prezent z samego rana. Dzień zapowiadał się obiecująco, mimo że przyjdzie nam pracować w sobotę.

- Więc... - Spojrzałem na nią wyczekująco.

- Psdź. - wymamrotała cicho pod nosem.

- Słucham? Nic nie słyszę. - Przyłożyłem dłoń do ucha i nachyliłem się do niej.

- Posadź mnie - wysyczała.

- Mógłbym, ale na końcu tego zdania powinno być jeszcze jedno, magiczne słowo, o którym zdaje się, że zapominasz.

Jeśli przed chwilą była czerwona, to teraz na jej twarzy zagościła żywa purpura, z mieszanką wściekłego fioletu. Wyobraziłem ją sobie jak randomową postać z kreskówki, która unosi się na kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią, głowa jej eksploduje, a z uszu wylatuje dym.           Właśnie tak wyglądała teraz.

- Pieprz się - warknęła.

- Chętnie, ale tydzień temu zepsułaś mi jedną okazję, a dziś niepotrzebnie przeciągasz wyjazd, przez co może mnie znów ominąć dobre bzykanie, jeśli skończymy za późno. A jeśli nie dostanę swojej cotygodniowej porcji, zrobię się niemiły. - Na te słowa otworzyła szeroko oczy. Chyba nie spodziewała się aż takiej szczerości. - No... poproś po prostu, jak człowiek człowieka, ja Ci pomogę i będziemy mogli wreszcie ruszyć.

Nienawiść od pierwszego wejrzenia ✨W TRAKCIE KOREKTY✨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz