rozdział szesnasty

798 58 6
                                    

LIV

- Daj spokój. Nie zachowuj się jak dziecko. Liv, wyjdź spod tego stołu!

- Nie.

- Niejedna chciałaby być na Twoim miejscu.

- Niejedna była, Jane - warknęłam, chwytając mocniej drewnianej nogi mebla, bo zaczęła mnie spod niego wyszarpywać.

- Wielkie mi rzeczy! Gość ma dwadzieścia osiem lat. Wiadomo, że zdążył poużywać! - Wyrzuciła ręce w górę, przez co z impetem uderzyłam głową. - Ojć... sorki... - Uśmiechnęła się przepraszająco i usiadła obok mnie.

- Skąd wiesz? - Wychyliłam z zaciekawieniem głowę, na tyle tylko, by widzieć jej twarz.

- Stara wszystko w nim krzyczy, że swoje poruchał...

- Nie o to pytam - syknęłam, nieco zbyt ostro, bo ku mojemu zdziwieniu, na samą myśl, że robił to z innymi kobietami, krew we mnie zawrzała. - Skąd wiesz, ile ma lat?

- A, to... - Machnęła dłonią. - Zapytałam go. Może Cię zaskoczę, ale istnieje coś takiego jak rozmowa. To nic innego jak komunikacja werbalna, dzięki której ludzie mogą...

- Kopiesz sobie wyjątkowo głęboki grób, Jane... - ostrzegłam ją.

- W czym Ty widzisz tak naprawdę problem, co?

- Właśnie w tym, że mój sąsiedni piekarz z niejednego pieca jadł chleb, a ja...

- Przecież Ty też przed Sam'em... - Weszła mi w słowo, ale zauważyła, że uciekam wzrokiem na boki, więc złapała mnie swoimi szponami pod brodą, i skierowała wzrok na siebie. - Miałaś kogoś przed tym draniem, prawda?

Cisza.

- Cholercia. To idealnie! - Klasnęła w dłonie i poderwała się na nogi, po czym wbiegła na górę.

Czasami naprawdę ciężko było mi za nią nadążyć...

- Jane, naprawdę chciałabym podzielać Twój entuzjazm, ale nie widzę w tym absolutnie nic idealnego! - wykrzyczałam za nią, ale usłyszałam tylko dźwięk nalewanej wody do wanny.

Westchnęłam ciężko, opadając na wyszorowany przed tygodniem parkiet. Chryste, mieszkam tu zaledwie tydzień, a już zdążyłam namieszać w swoim życiu bardziej, niż przez całe dwadzieścia trzy lata.

- Gotowe. Wyłaź i wskakuj do wanny! - zaszczebiotała, poganiając mnie klaśnięciem. - No już, już!

- Nie zaganiaj mnie jak niesforną kaczkę do zagrody - westchnęłam, na co zachichotała.

- No już, taś taś!

Przewróciłam oczami i skapitulowałam w końcu, bo dalsza kłótnia z Jane nie miała sensu. Zbyt dobrze ją znałam, by mieć pewność, że nie odpuści, dopóki nie dopnie swego.

Ułożyłam się wygodnie w wannie, chłonąc w nozdrza przyjemny zapach lawendy. Musiałam przyznać, że moja przyjaciółka postarała się o odpowiedni klimat, bo na krawędzi wanny pozapalała niewiadomego pochodzenia świeczki, będące jedynym źródłem światła, a z nowo zakupionego głośnika płynęła lekka, nastrojowa muzyka.

Czasami mogłabym spróbować być lesbijką, po to tylko, by Jane mogła być moją kobietą. Dbałybyśmy o siebie do grobowej deski, a jeśli chodzi o seks... Cholera, do wczorajszego incydentu byłam wręcz pewna, że go nie potrzebuję. Teraz, gdy tylko w głowie pojawia się myśl SEKS, mój umysł od razu wizualizuje sobie konkretny obraz, z sąsiadem w roli głównej.

Z głośnym jękiem frustracji zanurzałam się już pod wodę, kiedy Jane wpadła do łazienki, z najmniejsza gracją, jaką tylko władała, otwierając z hukiem drzwi na oścież.

Nienawiść od pierwszego wejrzenia ✨W TRAKCIE KOREKTY✨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz