rozdział dwudziesty szósty

711 63 1
                                    

LIV

Kurczowo trzymałam się oparcia, gdy krążył wokół mnie, przyglądając się badawczym wzrokiem. Za każdym razem, gdy zbliżał się do mnie, starałam się okazać jak najmniejszy strach i obrzydzenie. Chciałam, by zobaczył we mnie silną kobietę, którą na nowo w sobie odkryłam, a nie tę zlęknioną, poturbowaną kurę domową.
- Coś się zmieniło... - Niepokoił mnie jego spokojny i niemal radosny ton głosu.
Był jak szaleniec, który raz śmiał się do rozpuku, a w ułamku sekundy potrafił rozgniewać się tak mocno, że zupełnie nad sobą nie panował. Dopóki miał dobry humor, chciałam wierzyć, że jestem bezpieczna. Potrzebowałam tej wiary, by nie rozpaść się, nim dosięgnie mnie jego złość.
Odnaleziony honor nie pozwolił mi jednak kontynuować, i tak już zbyt długiej gry. Cholernie dumna ze swej przemiany, nie mogłam już dłużej tą być Olivią, którą miał w garści. Dziś byłam Liv i doskonale znałam wszystkie jego czule punkty.
- Wszystko się zmieniło. - Odparłam cicho, ale zdecydowanie. - Chcę rozwodu. Nie będę z Tobą, ani jednego dnia dłużej.
- Rozwodu... - Zaśmiał się cicho, pod nosem. - Ach tak, widziałem... Całkiem niezły ten mechanik. - Powiedział, z udawanym uznaniem. - Szkoda tylko, że cudem uniknął więzienia, za zrobienie kaleki z człowieka, z którym zdradziła go żona. Znasz tę historię?
Ustawił krzesło na przeciwko mnie, i usiadł na nim okrakiem, opierając się przedramionami o oparcie.
- W takim razie, chętnie Ci opowiem. W aktach widnieje, jako przestępca, który okaleczył trwale kochanka swojej żony. Nakrył ich na zdradzie, na jadalnianym stole, który sam wystrugał. Taki Gepetto Ci się trafił, popatrz... Ach, a stół był prezentem urodzinowym! Urocze, co? - Uśmiechnął się słodko, a ja już byłam niemal pewna, że jest naćpany. - No więc... wrócił do domu, nakrył ich, i poobijał człowieka, który... wielkie mi halo... poużywał sobie tylko. Biedaczek, do końca życia będzie roślinką... - Westchnął, jakby z tęsknotą. Był w gorszym stanie, niż myślałam. - Zastanawiam się więc... Co powinienem zrobić z nim, wiedząc, że obracał moją żoną przez cały ten czas, jak tylko mu się podobało, bo ona oddawała mu się jak pierwszorzędna, jebana dziwka. Hm? - Przyglądał mi się z szaleńczym uśmiechem. - Jakieś pomysły?
Odwróciłam wzrok w stronę okna, z obcym widokiem na zaniedbane i wymazane sprejem garaże. Zatrzymaliśmy się w połowie drogi na nocleg, choć nie zamierzałam nawet zmrużyć oka w jego obecności. Przy pierwszej możliwej okazji planowałam uciec, dopóki jeszcze mnie nie związał.
- Nie zastanawia Cię, co było dalej?
- Nie. - Odparłam cicho. - Nie ma to dla mnie znaczenia.
- Doprawdy? - Nachylił się nade mną, lustrując moją twarz. - Po filmiku sądziłem, że łączy was głębokie uczucie... - To mówiąc, wyjął telefon i jednym przyciskiem uruchomił YouTube z filmem zatytułowanym: „żona komendanta Sam'a Spark'a odnaleziona."
Patrzyłam na siebie, wrzeszcząca na Luke'a, który rozglądał się gorączkowo po gromadzącym się tłumie. Chwilę później doskoczył do mnie, zakrywając moje usta swoimi, a we mnie jakby wstąpił diabeł. Rzuciłam się na niego i oddałam się bez reszty. Uczucie, jakie zdawało się być między nami, było tu widoczne, choć... jak się okazało, to tylko wytwór mojej bujnej wyobraźni.
- To był tylko seks bez zobowiązań. - Rzuciłam bez emocji i nie okazałam ich nawet, gdy dłoń Sam'a zderzyła się z moim policzkiem, zostawiając na nim rozgrzany ślad.
- Bezczelna suka z Ciebie. - Zasyczał, co przyjęłam do wiadomości bez słowa. Najpewniej tak właśnie było, bo nie miałam najmniejszych wyrzutów sumienia. Żałowałam tylko tego, że zakochałam się w mężczyźnie, który ma pełną rodzinę, a ja ją niemal rozbiłam.
- Nie rusza mnie nic, co robisz. - Odparłam, patrząc mu prosto w oczy. - Możesz mnie bić, stłuc tak, jak wiele razy to robiłeś, ale mnie nie zabijesz. Nawet Ty nie zdołałbyś się z tego oczyścić. Cokolwiek zrobisz, odejdę od Ciebie i zapomnę o każdym cholernym dniu z Tobą, który był czystą gehenną.
- Doprawdy? - Przechylił się na krześle, równając twarz z moją. - Nic Cię nie ruszy? - Utrzymał moje wyzywające spojrzenie, a jego uśmiech niebezpiecznie się poszerzał. - A kiedy ostatnio rozmawiałaś ze swoją przyjaciółką?
Adrenalina w moich żyłach wystrzeliła, wprawiając wszystkie zmysły w stan najwyższej gotowości.
Wczoraj nie zadzwoniła... a dziś od rana nie odbierała moich telefonów...
Poderwałam się z krzesła i natychmiast opadłam na nie z powrotem, uderzona z całej siły w klatkę piersiową.
- Jeśli cokolwiek jej zrobiłeś... - Wydusiłam z siebie, walcząc o oddech, ale zaśmiał się tylko ochryple.
- To co? Co zrobisz, hm? Prześledzenie jej ostatnich kontaktów i podstawienie dwóch ludzi do śledzenia nie zajęło mi dłużej, niż zaledwie kilka dni. Czekałem jednak, bo uznałem, że być może tego potrzebujesz... Być może brakowało Ci odmiany w łóżku, dzięki czemu przestaniesz być taką oziębłą kłodą. Być może, a raczej na pewno, upojona okazją zasmakowania czegoś nowego, o czym marzy każda znudzona stabilizacją żona, uznasz po krótkim czasie, że nowy kochanek nie dorasta mężowi do pięt i wrócisz, a wtedy bardziej docenisz ciepło ogniska domowego...
- Ty jesteś chory. - Wysapałam, z przerażeniem. - Powinieneś się leczyć, Sam...
- Chory jestem tylko z miłości, Ty niewdzięczna suko. - Ton głosu zmienił się do ostrzegawczego i wiedziałam już, że mam niewiele czasu, zanim pobije mnie do nieprzytomności. Musiałam dowiedzieć się tyle, ile mogłam.
- Gdzie jest Jane? - Zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.
- O nią się nie martw. Dostała nauczkę, ale przez wzgląd na stare, dobre czasy, byłem dość delikatny...
- Cokolwiek jej zrobiłeś, zabiję Cię za to, rozumiesz? Rozkurwię Cię, jeśli zrobiłeś jej krzywdę. - Ledwie nad sobą panowałam.
Naprawdę miałam chęć go zamordować i po raz pierwszy gotowa byłam to zrobić.
- Uuuu... Ktoś nam tutaj nabrał hartu ducha. Tym bardziej nie mogę doczekać się spotkania z Twoim kochasiem. Gdy tylko dojedziemy do naszego gniazdka, a jestem pewien, że będzie tam na nas czekał, wpakuję mu kulkę prosto w łeb. Na Twoich oczach, byś miała ten obraz przed sobą za każdym razem, kiedy zasypiasz w moich ramionach, i kiedy choćby pomyślisz o tym, by znów puścić mnie kantem, ale zanim to... Będę Cię rżnął na jego oczach, by wiedział, do kogo należysz. Bo to mnie, Olivio, przysięgałaś przed Bogiem. Miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
Nie wyprowadzałam go z błędu, tłumacząc, że Luke nie będzie mnie szukał, bo byłam tylko jego zabawką, odskocznią od codzienności. Poza tym, świadomie nie wspomniałam o dokładnym adresie mojego domu w LA. Na wypadek takiej właśnie sytuacji, kiedy jeszcze myślałam, że coś dla niego znaczę.
- Szczęście masz, że jestem miłosierny i Twoje życie oszczędzę. - Kontynuował, rozkręcając swoją bujną fantazję, w której jak zwykle, powoływał się na Boga. - Ale do ostatnich dni będziesz żyła z całym brudem, które nawarstwiło się na Twojej potępionej duszy.
- Jedynym brudem jesteś Ty. - Wysyczałam wściekła, tracąc nas sobą resztki kontroli. - Jesteś pierdolonym złem wcielonym, modlącym się do Boga o zbawienie, mając w głowie jedno wielkie gówno! Jesteś największym śmieciem na całej kuli ziemskiej, którego nie warto nawet godnie pochować, gdy wreszcie umrze i zabierze cały ten smród, jaki zawsze za sobą zostawia, gdziekolwiek postawi nogę. Jesteś, kurwa, nikim. Szumowiną, niegodną kolejnego oddechu. - Zaśmiałam się złowieszczo na dźwięk jadu, który wydobywa się z moich ust.
Może i 2 lata za późno... Ale gdy stanął przede mną i uderzał otwartą dłonią w moją twarz, ja uderzałam słowami w jego najczulszy punkt, mimo pulsującego już bólu głowy.
- Jebany pomiot szatana. - Uderzenie. - Jakiego zbawienia się domagasz, co? Jesteś, kurwa, nikim. - Uderzenie. - Nie ma Boga w całym wszechświecie, który odpuściłby Twoje winy.
Na te słowa nastąpił cios, po którym nie jestem w stanie już powiedzieć nic.
- Bóg jest jeden, dziwko! A Tobie przyjdzie się jeszcze przez wiele lat do niego modlić, u mego boku. Czy tego chcesz, czy nie.
- Co najwyżej na cmentarzu. - Rzuciłam resztkami sił, po czym oberwałam ostatni raz w głowę i opadłam bezwładnie na twardą, ciemną podłogę.
Obraz mi się zamazywał, w uszach szumiało i słyszałam już tylko skrzypienie starych dech, na których okrążał moje wiotkie ciało. Jeśli miałam wybór, wolałam w tej właśnie chwili umrzeć, niż wrócić do miejsca, które niegdyś nazywałam domem, u jego boku. On mnie jednak nie zabił... Robił za to o wiele gorsze rzeczy, znów stawiając na swoim.

Nienawiść od pierwszego wejrzenia ✨W TRAKCIE KOREKTY✨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz