rozdział dwudziesty ósmy

739 57 1
                                    


5 tygodni później.

LUKE

- Staje Pan przed sądem, Panie Luke Davis, nie po raz pierwszy. Zasady Pan zna... - Powiedział prokurator i przyglądał mi się wyczekująco. Kiwnąłem głową. - Potrzebujemy słów, Panie Davis. To również powinien Pan wiedzieć.
- Znam zasady. - Odpowiedziałem twardo, starając się nie patrzeć w stronę, po której siedziała Liv.
Dla wielu obecnych mogło to być zaskoczeniem, że w sprawie o zabójstwo komendanta policji, sama żona ofiary usiadła po stronie obrony, zamiast oskarżenia. Dla mnie największym zaskoczeniem był sam fakt, że tu była.
Nie widziałem jej od kilku tygodni, a przez ten czas czułem, jakby wyrwano mi serce i pozbawiono tlenu. Pocieszała mnie jednak myśl, że jest bezpieczna. Tylko to się dla mnie liczyło, i niczego więcej nie potrzebowałem.
- Czy potwierdza Pan zatem, że zamordował Sam'a Spark'a, celując w głowę z broni palnej?
- Potwierdzam. - Odpowiedziałem, ignorując jęk rozpaczy Ralph'a, który wraz z Jane próbowali mnie namówić do wynajęcia najlepszego adwokata.
Przystałem na ich prośbę, jednak zastrzegłem, że nie ma prawa wspomnieć w tym wszystkim o Liv. Ode mnie zresztą i tak nie usłyszał niczego, co z nią związane. Dostał same suche fakty zdarzenia, przez co musieli mu pewnie sowicie zapłacić przed przystąpieniem do rozprawy, bo na sukces obrony nie miał szans.
- Czy ma Pan coś na swoje usprawiedliwienie? - Zapytał, a cisza jeszcze nigdy nie była tak przejmująca.
Spojrzałem przelotnie na Liv, nie chcąc wzbudzać w niej poczucia winy, czy powinności. Rozumiałem ją jak diabli, dlaczego nie chciała mówić o tym wszystkim tutaj, przed ławą przysięgłych i dziesiątkami obcych ludzi. Ja na swoje usprawiedliwienie miałem tylko ją, a mówiąc o tym, dokonałbym najgorszej zdrady. To nie była moja historia i nie miałem prawa o niej mówić.
- Nie. - Odpowiedziałem krótko do mikrofonu, i opadłem plecami o oparcie krzesła.
Chciałem ją zobaczyć, jeszcze raz... zanim pójdę do więzienia na długie lata, ale nie chciałem, by pamiętała mnie takiego. Ja z kolei nie byłem w stanie znieść tego bólu w jej oczach, za każdym razem, gdy zamykam swoje. Pragnąłem widzieć ją taką, jaką była przez tych kilka tygodni, kiedy czułem, że naprawdę żyję.
- Po zebraniu więc wszystkich zeznań...
- Ja chcę jeszcze coś dodać. - Odwróciłem gwałtownie głowę w kierunku dźwięku i ujrzałem Liv, chwiejącą się na sztywnych nogach i ściskającą nerwowo pasek torebki. - Ja... Chcę zeznawać. - Dodała, drżącym głosem, a oczy miała pełne łez.
Wiedziałem, ile ją to kosztuję. Pokręciłem przecząco głową, by tego nie robiła.
- Odmawiała Pani zeznań. - Wtrąciła się sędzia.
- Wiem, bo nie potrafiłam... Nie mogłam...
- Zatem czas już minął. - Odparł prokurator, głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- O tym decyduję akurat ja, prokuratorze...- Sędzia podniosła ton, po czym zwróciła się do Liv, już delikatniej, za co byłem jej wdzięczny. - Podejdź, dziecko.
Na drżących nogach, zbliżała się do ławy przesłuchań, wykręcając coraz mocniej ten cholerny pasek. Patrząc na to czułem, jakby trzymała w dłoniach moje serce, i to je bezlitośnie zaciskała. Na jej czole pojawiły się pierwsze krople potu, cała zbladła i wyglądała, jakby miała zaraz upaść.
- Jest Pani pewna, że czuje się na siłach, by zeznawać? - Zapytała Sędzia, dając znak strażnikowi, by ten pomógł Liv dojść do barierki.
- Tak. Jestem pewna. - Wydyszała, biorąc kilka głębokich wdechów, gdy już dotarła na miejsce.
Po złożeniu przysięgi, mój adwokat zaczął zadawać jej pytania. Jane zatrudniła, jak mówiła: „najlepszego papugę w całych jebanych Stanach Zjednoczonych" i nawet on nie był w stanie mnie obronić, bez wystarczających dowodów. Wtargnąłem do domu policjanta i wpakowałem mu kulę w łeb. Krótkie nagranie Ralph'a wnosiło więcej obciążeń, niż dowodów na to, że Sam był skurwielem, wspomniany papuga polecił więc skasowanie ich.
- Była Pani żoną zamordowanego... - Zaczął adwokat.
- Tak.
- Jak układały się wasze stosunki małżeńskie?
- Sprzeciw. - Zaoponował prokurator, gwałtownie wstając, przez co Liv zadrżała mocno, a ja miałem chęć do niego podejść i strzelić w pysk, tylko dlatego, że ją przestraszył. - Nie ma związku ze sprawą, która toczy się o morderstwo, nie o rozwód.
- Wysoki Sądzie... - Wtrącił mój adwokat, dużo spokojniejszym tonem. - Świadek na kilka tygodni przed śmiercią Sam'a Spark'a uciekła z domu, i tak poznała oskarżonego. Być może jednak ma to związek...
- Oddalam. Proszę kontynuować.
- Zatem, jeszcze raz... Jakim mężem był Sam Spark?
Nawet podczas widzeń z nim, nie wspominałem słowem o tym, co zrobił Liv. Musiała to więc zrobić Jane, która teraz zaciskała mocno kciuki, i dopingowała przyjaciółkę spojrzeniem.
- Był... potworem. - Na sali rozległy się odgłosy zdumienia, które sędzia musiała uciszyć młotem. - Gdy się poznaliśmy, był cudowny. Troskliwy, i opiekuńczy... Byłam pewna, że złapałam samego Boga za nogi. Z chwilą włożenia obrączki na palec, coś w niego wstąpiło. Bił mnie za każde najmniejsze przewinienie, przypalał ciało papierosami. Był zazdrosny o każdego mężczyznę, który choćby na mnie spojrzał. Nie daj Boże porozmawiał, lub utrzymał kontakt wzrokowy dłużej, niż to konieczne... Wiązał mnie, i gwałcił brutalnie, doprowadzając tym samym często do nieprzytomności. Nie pracowałam, nie wychodziłam do ludzi, ani nie miałam przyjaciół, poza Jane, bo nie pozwalał mi opuszczać domu bez swojej eskorty. Mógł więc bez przeszkód masakrować mnie za każdym razem, gdy uznał, że na to zasłużyłam.
Wszystko powiedziała na jednym wydechu, a ostatnie zdanie wydusiła z zaciśniętymi zębami, szlochając. Wstrząsnął mną dreszcz na ten widok. Chciałem rozerwać kajdany i przytulić ją mocno, powiedzieć, że jest najsilniejszą kobietą, jaką znam. Nie żałuję tego, co zrobiłem. Żałuję tylko, że nie poznałem jej wcześniej i nie zabiłem skurwiela, zanim pozbawił ją reszty godności. Żałuję, że nie zdążyłem opowiedzieć jej swojej historii, której zakończenie zrozumiała na opak. Żałuję wielu rzeczy, ale nie tego, że wreszcie jest wolna.
- Co stało się w dzień śmierci Pani męża? - Zapytał mój adwokat, a prokurator podniósł się z krzesła.
- Morderstwa, Panie James. To nie była śmierć w wyniku choroby, czy wypadku drogowego, a brutalnego morderstwa zasłużonego policjanta i komendanta, który cieszył się uznaniem wśród współpracowników, oraz wiernych przynależących do wspólnoty...
- Nie udzielono Panu głosu, Panie prokuratorze. To ostatnie ostrzeżenie. - Sędzia przywołała go do porządku, więc usiadł, z nadąsaną miną.
- Dzień wcześniej... - Spojrzała na mnie z bólem wypisanym na twarzy, którego nie mogłem znieść. - Wyszłam z warsztatu, i chciałam zamówić taksówkę. W tym czasie podjechał czarny samochód i wrzucono mnie do niego. Na tylnym siedzeniu czekał na mnie Sam.
- Co stało się później? - Zapytała Sędzia, ponaglająco, wyręczając tym samym mojego papugę. Nachyliła się do Liv, żywo zainteresowana dalszą częścią historii.
- Zatrzymaliśmy się w jakimś przydrożnym hotelu, gdzie zostaliśmy sami. Opowiedział mi o planie ściągnięcia Luke'a do domu, bo ten podobno miał już zarzuty, a przez samo wtargnięcie do domu policjanta pójdzie do więzienia i będzie miał go z głowy, a mi odechce się romansów. Gdy powiedziałam mu, że żądam rozwodu, pobił mnie do nieprzytomności a wcześniej jeszcze zapewnił, że wpakuje Luke'owi kulkę w łeb. Na drugi dzień obudziłam się w swojej sypialni, odurzona jakimś świństwem. Naga, zgwałcona i jeszcze bardziej poobijana.
- Wysoki sądzie. - Wtrącił mój adwokat. - Świadek była przez długi czas zastraszana przez swojego męża, w związku z czym nie pozwoliła na badania, nawet po jego śmierci. Ślad, jaki pozostaje w psychice ofiary przemocy domowej, leczy się latami. Mimo to, na tej sali znajdują się ratownicy medyczni, którzy mogą potwierdzić, w jakim stanie zastali świadka w dzień zdarzenia, w tym świadkowie, którzy dziś już zeznawali, a czego nie robili dla poszanowania prośby świadka o nieujawnianie szczegółów.
Sędzia skinęła głową i pozwoliła prokuratorowi dojść do głosu.
- Powiedziała Pani, że oskarżony: "podobno miał już zarzuty". Jak rozumiem, nie opowiedział Pani o nich?
- Nie.
- Nie byliście więc zapewne w szczególnie zażyłych relacjach, czy mam rację?
Zacisnąłem pięści, doskonale wiedząc, do czego zmierza.
- My... Spotykaliśmy się.
- Czy zatem zazdrość, o którą oskarża Pani swojego zmarłego męża, mogła mieć swoje podłoże?
- Sprzeciw, wysoki sądzie. Nic nie wnoszące spekulacje. - Odezwał się mój adwokat, jednak i tym razem sędzia oddaliła.
- Nie. Nigdy wcześniej nie zdradziłam męża.
- Przyznaje więc Pani, że tym razem do tego doszło. - Skurwysyn, łapał ją za słowa.
- Wysoki sądzie... - Odezwała się Liv, zaskakująco pewnym głosem. - To nie była zdrada. Moje małżeństwo umarło z chwilą, gdy po raz pierwszy podniósł na mnie rękę. Każdy kolejny raz, był tylko następnym powodem, dla którego uciekłam na drugi koniec sąsiedniego stanu. Tam poznałam Luke'a, a on przywrócił mi wiarę w to, że uda mi się jeszcze jakoś poskładać to, co ze mie zostało.
- Brzmi romantycznie, ale... Czy nie podobnie było z Pani mężem? W obu przypadkach wspólnym mianownikiem jest kolorowy i przesłodzony początek znajomości.
- Nie... Z Lukiem to była... Nienawiść od pierwszego wejrzenia. - Zaśmiała się smutno pod nosem, a mi do oczu napłynęły łzy, które popłynęły, gdy uniosła wzrok i spojrzała na mnie. - A tę z kolei... dzieli bardzo cienką granicą miłość. - Dodała, ledwie słyszalnie ale wystarczająco, by serce wyrywało mi się właśnie z piersi.
- Wspomniała Pani o licznych pobiciach. Nigdy nie poddała się Pani obdukcji, nie zeznała Pani również na policji, ani nie powiedziała nikomu o tym, co działo się w Pani domu. Dlaczego?
- Sam mnie skutecznie zastraszał, a o pomoc błagałam raz. - Chwyciła dłońmi brzuch, kołysając się na krześle. - Gdy zaszłam w ciąże, po kilku tygodniach radości, uznał, że dziecko nie jest jego. Pobił mnie dotkliwie, przez co je straciłam. W szpitalu powiedziałam, że to był niefortunny wypadek, że spadłam ze schodów. Stał tuż za mną, a nawet gdyby nie... Dokładnie przekazał mi, co powinnam mówić. Gdy tylko wypuszczono mnie do domu, pojechałam do ojca, błagając o pomoc. Nie otrzymałam jej. Nie uwierzył mi. Jak mogłam wierzyć w swoje szanse na wolność, kiedy mój własny ojciec wybrał tego potwora, zamiast mnie?
- Mimo to, wciąż nie ma Pani żadnych dowodów...
Liv bez słowa zrzuciła torebkę i z zimnym wzrokiem wbitym w zdezorientowanego prokuratora, zaczęła rozpinać żakiet.
- Co Pani robi... To niedorzeczne! - Wysapał, widząc, do czego zmierza.
Sędzia nie zaoponowała, nikt nie powiedział słowa, kiedy zdjęła całą górę i pokazała całemu światu to, co ten skurwiel jej zrobił.
- Wystarczy, Pani Olivio. - Powiedziała cicho, przejętym głosem Sędzia. - Dla mnie to wystarczający dowód.
Narastająca cisza wwiercała się w moją czaszkę, gdy patrzyłem na nią, pełen podziwu i oddania. Byłem z niej cholernie dumny. Mnie nie pomoże, ale byłem pewien, że to, co właśnie zrobiła, zadziała na nią w dużym stopniu oczyszczająco. Jane szlochała głośno w pierwszym rzędzie i przyjęła ją szeroko otwartymi ramionami, gdy już do niej wróciła. Zazdrościłem jej tego. Marzyłem o tym, by ostatni raz ją przytulić.
- Za 30 minut sąd ogłosi werdykt. - Obwieściła sędzia i uderzyła zdecydowanie młotem.

Nienawiść od pierwszego wejrzenia ✨W TRAKCIE KOREKTY✨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz