Rozdział I

1K 14 36
                                    

Mam na imię Rosalie Smith i jestem nie wysoką, szczupłą siedemnastoletnią blondynką, która codziennie zmierza w stronę swojego przekleństwa, czyli szkoły. Mimo, że nauka nie stanowiła mi problemu, gdyż byłam piątkową uczennicą, nie lubiłam tego miejsca ze względu na osoby. Nauczycieli wyróżniających bogatsze dzieci, starszych uczniów gnębiących tych młodszych i słabszych. Jednak ja sama nie mogła nic na to poradzić. 

Zmierzałam w stronę placówki, w deszczowy dzień jak co dzień, gdyż w Londynie praktycznie każdy był taki sam, chłodny, szary, zwykły nie robiło już to na mnie większego wrażenia. 

Gdy doszłam pod ten budynek od razu poczułam w powietrzu tą istną nienawiść. Kiedy miałam już wchodzić do środka zerwał się silny wiatr, który zaczął rozwiewać moje delikatne loki. Zerwane ulotki i liście zaczęły krążyć wokół mnie niczym trąba powietrzna. Byłam strasznie przerażona tym wszystkim co się działo. Pogodzona ze swoim losem czekałam tylko na śmierć, lecz w jednej chwili wichura się uspokoiła. Jednak ja nie stałam już pod szkołą tylko na ogromnej plaży. Zaczęłam się rozglądać, a gdy spojrzałam w górę zobaczyłam ogromny zamek.

Gdzie ja jestem? co się tu dzieje? te myśli nie dawały mi spokoju. Nie spodziewanie podeszła do mnie piękna dziewczyna w starodawnej sukni i powiedziała:

- Hej skąd jesteś?- spytała mnie nieznajoma. Z reguły nie ufam takim osom, ale ona miała w sobie coś takiego, że słowa same wychodziły z moich ust.

- Z Londynu, ale jeśli mogę wiedzieć to gdzie się znajdujemy?

- Zuza choć tu, do Narnii przybyła dziewczyna z Londynu!- krzyknęła do drugiej dziewczyny stojącej nie co dalej. Ta podeszła do nas. Wydawała się trochę starsza ode mnie.

- Cześć, jak masz na imię?- zapytała równie przyjaźnie.

- Rosalie.

- Ja Zuzanna, a to moja siostra Łucja, choć z nami do zamku, przebierzesz się jesteś cała przemoczona.

- Dobrze jeśli to nie problem.

- Ależ to żaden problem- powiedziała Łucja i zaczęła prowadzić w stronę zamku.

Weszłam za nią do środka, był on jeszcze większy niż się wydawał z zewnątrz. Ogromne okna, materiałowe zasłony, przeróżne kwiaty. Wszystko wyglądało jak z bajki, a ja się czułam jakbym w niej była. Po zwiedzeniu małej części zamku, która była najbardziej użytkową, zostałam zaprowadzona do mojej tymczasowej komnaty. Za ogromnymi drzwiami, po prawej stronie stało małżeńskie łóżko z baldachimem. Na przeciwko drzwi była wielka szafa, obok niej toaletka, a do tego własna prywatna łazienka. Dostałam coś o czym nawet nigdy nie śniłam.

Dziewczyny dały mi bordową suknie, w którą szybko się przebrałam. Uznały, że powinnyśmy już iść na kolację. Bardzo się zdziwiłam, bo trafiając tutaj w Londynie był poranek. Zaczęły mnie prowadzić, aż w końcu weszliśmy do sali, w której przy podłużnym stole siedzieli dwaj chłopcy, można nawet powiedzieć, że młodzi mężczyźni. Pierwszy, blondyn o wiele ode mnie starszy, zajmował miejsce na brzegu stołu, a po jego lewej stronie piegowaty brunet na oko w moim wieku:

- Cóż to za dama, zaszczyciła nas swoim pobytem?- zaciekawił się blond włosy.

- Została przysłana z Londynu- na te słowa najstarszy zdziwił się i podszedł do mnie. Ujął moją rękę i ją pocałował.

- Król Piotr, Król Piotr Wielki- byłam w ogromnym szoku, a także poczułam się nie zręcznie.

- Rosalie, po prostu Rosalie- Piotr zrobił otępiałą minę, na co inni zachichotali wraz ze mną. Naburmuszony odszedł i usiadł na swoim miejscu. Myślałam, że już koniec tej szopki, jednak się myliłam brunet wstał i również do mnie podszedł. Podał mi rękę i powiedział:

- Edmund Pevensie, miło mi cię poznać.

- Rosalie Smith.

- No już ją zostawcie, nich coś zje- powiedziała Łucja.

Zuzanna zajęła miejsce po prawej stronie Wielkiego Króla, a Łucja obok niej. Ja usiadłam, obok Edmunda, który się do mnie ochoczo uśmiechał. Podczas kolacji, rodzeństwo zadawało mi wiele pytań, a atmosfera zrobiła się przyjemna. Rozmawialiśmy jakbyśmy znali się całe życie, a znamy się zaledwie pół godziny. Dowiedziałam, się jak tu trafili, dlaczego rządzą w tak młodym wieku, o sobie też coś opowiedziałam, lecz nie było to tak ciekawe jak ich historie i przeżycia. Po kolacji spędzonej w miłym towarzystwie dziewczyny odprowadziły mnie do pokoju, który jak się okazało był pomiędzy pokojem Łucji, a Edmunda.

Umyłam się i przebrała w piżamę. Postanowiłam się wyspać po dniu pełnym przeżyć jednak byłam cała w emocjach co nie pomagało mi. Po próbach nie kończących się po mojej myśli, wstałam i zamierzałam udać się na balkon, znajdujący się na korytarzu prowadzącym do sypialni. Wyszłam, więc na korytarz i zaczęłam zbliżać się do miejsca docelowego, gdy nagle na kogoś wpadłam:

- Bardzo przepraszam- spojrzałam w górę i zobaczyłam bruneta.

- Nie ma problemu- pomógł mi wstać- Tak właściwie to czemu nie śpisz?

- Nie mogę zasnąć.

- W takim razie, może chcesz się ze mną przejść?

- Z chęcią, tylko jestem w piżamie.

- No to przebierz się, a ja na ciebie poczekam.

- No dobrze- poszłam i się przebrałam, po czym szybko wróciłam.

Wziął mnie za rękę i pociągnął w kierunku plaży. Szliśmy w kompletnej ciszy praktycznie ze sobą nie rozmawiając. Na miejscu zdjęliśmy buty i weszliśmy do morza. Woda była przyjemna, nie ciepła, ale letnia. Nagle poczułam, że tracę grunt pod nogami, na co pisnęłam. Okazało się, że Edmund wziął mnie na ręce. Mocno się go złapałam, gdyż nie chciałam by mnie upuścił:

- Nie puszczaj mnie, nie chce być mokra.

- A będę miał coś w zamian za to?- spytał z wrednym uśmieszkiem. Po prostu bezczelny najpierw mnie wyciąga na spacer, a potem chce mnie wrzucić do wody.

- Mogę Ci ofiarować moją przyjaźń- wypaliłam dochodząc do wniosku, że to jedyne co mogę mu dać.

- Hmm wydaje mi się, że to już mam, więc nie masz nic do zaoferowania- po tych słowach wrzucił mnie do wody. Byłam cała przemoczona, a włosy przykleiły mi się do twarzy. W ramach odwetu zaczęłam się z nim chlapać. 

W ciągu naszej zabawy śmialiśmy się w niebo głosy. Oblewaliśmy i przewracaliśmy się jak opętani. Aż dziwne, że taka osoba jest królem, oczywiście go nie obrażając. Przez ten krótki czas, w który go trochę poznałam, zauważyłam, że jest osobą bardzo rozrywkową. Po rozmyślaniach na temat mojego towarzysza zrobiło mi się zimno. Nie czekając, aż się przeziębię wyszłam z wody:

- Coś się stało?- zmartwił się brązowooki widząc jak wychodzę z wody.

- Wszystko w porządku, tylko strasznie mi zimno- odpowiedziałam na wcześniej zadane mi pytanie. On za to podszedł do mnie i dał mi swoją pelerynę.

- W takim razie wracajmy do zamku- objął mnie jednym ramieniem, a mi momentalnie zrobiło się strasznie gorąco.

- Chyba będziesz chora, całe policzki masz czerwone- po tym jak to powiedział zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, czego chyba na szczęście nie zauważył.

Wróciliśmy razem w dobrych humorach do zamku. Jeszcze chyba nigdy nie byłam tak szczęśliwa. To będzie dla mnie nie zapomniany wieczór. Nadeszła pora naszego rozstania się. Gdy odchodził w stronę swojego pokoju poszłam za nim trzymając w ręku okrycie dane mi jeszcze nie tak dawno:

- Nie musisz mi jej oddawać. Weź ją sobie, uznajmy, że to taki podarunek na dobry początek- mrugnął do mnie wchodząc do swojego pokoju.

Uśmiechnęłam się na ten gest i odwracając się na pięcie udałam się do swojego pokoju.

Golden Age of Narnia|E. POpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz