Rozdział XII

232 7 15
                                    

Komnata była niczego sobie. Może nie taka piękna jak nasza w Narnii, ale byłam zachwycona. Ogólnie byłam zadowolona po całym dniu. Śniadanie, podróż minęły mi szybko i w dobry towarzystwie. W samej Archelandii nie było źle. Oprócz jednego małego wyjątku, którym była Liliana. Cały czas przystawiała się do Edmunda. Nawet się z tym nie kryła. Działało mi to trochę na nerwy, jednak byłam tam jako gość, więc postanowiłam nie tworzyć sporów i na to nie reagować. Najlepszym wyjściem było ignorowanie tych perfidnych zachowań.

Widziałam, że dziewczyna robiła wszystko z premedytacją, aby mi dopiec i przy okazji odbić Edka. Aczkolwiek miałam związane ręce, z resztą to już nie pierwszy raz. Jeżeli bym pozwoliła odbić sobie bruneta musiałabym wyjść za tego oblecha z kalormenu, bo mimo jego przeprosin wiedziałam, że by nie odpuścił. A jeśli bym przygadała dla tej zarozumiałej dziewuchy wyszłabym na nie grzeczną i kontakty między krainami by się mogły z lekka pogorszyć. Rozmyślania na ten temat przerwał mi Ed:

- Nad czym tak główkujesz?

- Nad niczym nie przejmuj się to nic takiego- odpowiedziałam sama w to nie wierząc. Byłam trochę przygnębiona, że jak zwykle nie mogłam wziąć spraw w swoje ręce tylko czekać, aż brunet coś zrobi. Dobijał mnie ten fakt, bo czułam się przez to nie po radna życiowo:

- Jeżeli znowu się przejmujesz Lilianą to cię chyba uduszę- powiedział pochodząc do mnie i łapiąc delikatnie rękoma za szyje jakby chciał mnie udusić, na co się zaśmialiśmy.

- Po prostu mi trochę przykro, że robi wszystko specjalnie- mówiąc spuściłam wzrok na swoje stopy. Nie mam pojęcia dlaczego może wstydziłam się swoich własnych uczuć. To nie możliwe, ponieważ byliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi.

- Jesteś zazdrosna- zaśmiał się unosząc brew do góry.

- Wcale, że nie po prostu nie lubię jak ktoś się tak przymila- próbowałam mu wcisnąć kit jednak on tylko się śmiał jeszcze bardziej.

- Urocza jesteś, gdy się tak zawstydzasz- uśmiechnął się uroczo, na co się zaczerwieniłam.

- Dzięki- szepnęłam czerwona zasłaniając się włosami.

Resztę czasu spędziliśmy na szczerej rozmowie, która okazała się bardzo potrzebna. Omówiliśmy wiele kwestii nam nie pasujących. Poszliśmy, w niektórych sprawach na kompromis lub zgadzaliśmy się w kwestii jednej strony. Częściej to ja się zgadzam, gdyż ciężko jest go przegadać, ale mi to nie przeszkadzało. Nasz debata nie trwała za długo, ponieważ mieliśmy wyjechać pawie, że o świcie.

Z rana po zjedzonym śniadaniu udaliśmy się do wrót zamku. Wszystko przeminęło dość spokojni nie licząc kolejny raz Liliany, która starała się uprzykrzyć mi życie na każdym kroku. Począwszy od zabrania mi narzeczonego po oblanie sokiem na śniadaniu. Postanowiłam rzucić to w nie pamięć, gdyż był to dzień wyjazdu, a ja nie chciałam psuć humoru ani sobie ani dla bruneta. Gdy nadszedł czas pożegnania brązowooki zaczął:

- Jeszcze przed naszym odjazdem chciał bym w imieniu swoim jak i mojej przyszłej żony zaprosić Cię Drogi Królu Luno wraz z małżonką i rodziną oraz Ciebie Księżniczko Liliano Archelandii na nasz ślub- powiedział, a mi oczy niemal, że wyszły z orbit. Dlaczego jak zwykle o wszystkim dowiaduję się ostatnia. 

- Bardzo dziękujemy za wasze zaproszenie i z pewnością się zjawimy- odpowiedział nam Król.

- Tak, na pewno nie może nas tam zabraknąć- powiedziała podchodząc do Edmunda z chęcią przytulenia jednak chłopak pozytywnie mnie zaskoczył. Podał jej rękę, a ta, aż mało nie pobladła ze złości. Teraz nadszedł czas na mnie.

- Do zobaczenia- rzekła z udawanym uśmieszkiem po czym szepnęła- Jeszcze go zdobędę prędzej czy później.

- Cóż  nie myśl, że będzie twój za wysokie progi dla ciebie- ściszyłam głos, abyśmy tylko we dwie to usłyszały. Myślałam, że się na mnie rzuci jednak w ostatniej chwili rozluźniła pięści i odeszła w stronę swojego ojca.

Po długiej podróży w końcu wróciliśmy do domu. Gdy już myślałam, że odpocznę Zuza wzięła mnie w obroty. Przygotowania do ślubu ruszyły jeszcze większą parą niż do zaręczyn. Nie mieliśmy chwili do stracenia, bo jak się okazało wszystkie zaproszenia musieliśmy rozwieść osobiście. O ile dobrze było z bliskimi krainami, gdzie mogliśmy po prostu pojechać konno, tak gorzej było, gdy musieliśmy płynąć statkiem. Rozwożenie tych wszystkich zaproszeń zajęło nam pół roku. Miałam wrażenie, że przepłynęliśmy morza i oceany wzdłuż i wszerz.

Kiedy wróciliśmy do zamku został tydzień do ślubu i mojej koronacji, bo po wyjściu za króla mój tytuł wzrasta na tej samej rangi jak jego. Jak się okazało sala i goście byli już załatwieni, jednak ja i Ed jeszcze w proszku. Nie mieliśmy czasu nawet odpocząć. Czas leciał jak szalony, a my byliśmy załamani, że się nie wyrobimy. Na szczęście udało się nam wspólnymi siłami dopiąć wszystko na ostatni guzik. Zostało tylko czekać.

Zmarnowana położyłam się obok Edka, który już słodko spał. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to już jutro. Nie mogłam się z jednej strony doczekać. Liczyłam, że wszystko się uda i pójdzie z godnie z planem. Plany mają raczej to do siebie, że się nie udają jednak dalej miałam nadzieję, że chociaż w takim dniu uda nam się nic nie spaprać. A mówiąc nam mam na myśli mi, bo to zawsze z mojej przyczyny dzieję się coś nie dobrego. Coś z czego Edek musi mnie ratować, a ja jak zwykle nie mogę nic zrobić. Czułam się jak kula u nogi. Byłam mu zbędna. Robiłam tylko problemy, a on dalej był przy mnie i się poświęcał. Wciąż mnie pocieszał. Myśląc tak dalej postanowiłam napisać mowę ślubną, którą chłopak pewnie miał już dawno wymyśloną. Jeżeli nie to nic i tak jestem mu wdzięczna za to wszystko. Nie zaprzątając sobie dłużej głowy, wróciłam do łóżka. Przytuliłam się do Edzia i zasnęłam.    

Golden Age of Narnia|E. POpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz