Rozdział VIII

303 8 47
                                    

Minął już tydzień. Jutro ma się odbyć ta cała uroczystość. Zuza zagnała mnie do spania pod pretekstem, że muszę być wypoczęta. Z jednej strony tak bardzo tego nie chciałam, za to z innej pragnęłam. Jak co wieczór wzięło mnie na rozmyślenia o tym wszystkim, jednak założę się, że każdy kto był by w podobniej lub w takiej samej sytuacji jak ja, myślał by o tym przy każdej możliwej okazji. 

Czysta i przebrana w piżamę kierowałam się w stronę łóżka, na którym leżał już Ed. On w przeciwieństwie do mnie wyglądał jakby w ogóle się tym nie stresował:

- A ty co taki wyluzowany?- spytałam marszcząc brwi, czym go doprowadziłam do śmiechu.

- A mam się czym stresować, chyba nie uciekniesz- pomachał brwiami w górę z tym swoim prowokującym uśmieszkiem.

- No nie wiem, nie wiem- odpowiedziałam ze śmiechem choć oczywiste było to, że nie uciekłabym.

Położyłam się obok niego i weszłam pod kołdrę. Obtoczył mnie ramieniem i spojrzał w moją stronę:

- Wiesz, że jeżeli nie chcesz nie musisz tego robić?- powiedziałam do niego z małą nadzieją, że jednak tego chce.

- No co ty, oczywiście, że chcę, gdybym nie chciał nawet bym ci tego nie proponował, przestań się tym przejmować i pomyśl jaki nas jutro dzień czeka- powiedział ziewając.

- No dobrze dobranoc- odparłam i położyłam głowę na jego klatce piersiowej.

W nocy spało mi się cudownie, bez żadnych snów i zmartwień. Leżałabym tak dalej, gdyby nie osoba, która cały tydzień budzi mnie wcześnie rano:

- Wstawać!

- Jeszcze pięć minut- mruknął Ed i bardziej się w siebie wtuliliśmy.

- Nie wierzę po prostu, wstawaj!- podeszła do mnie i zaczęła ściągać za nogę z łóżka.

- Dobra już idę nie drzyj się- powiedziałam żegnając się z brunetem, którego miałam zobaczyć dopiero na sali bankietowej.

Przygotowania szły pełną parą. Już ubrana siedziałam na fotelu czekając na fryzurę i makijaż. Oczywiście siostry Pevensie w tym wszystkim maczały swoje palce. Nadszedł czas, że musiałam już iść. Nie byłam jakoś mocno zestresowana, jednak wiadome było to, że się trochę przejmowałam jak to będzie. Piotrek wziął mnie pod rękę i szepnął, że będzie dobrze. Weszliśmy razem do sali, gdzie już bawili się goście. Wszystkie pary oczu padły na mnie. Blondyn odprowadził mnie pod sam podest gdzie czekał już jego brat. Brązowooki posłał mmi tylko pocieszający uśmiech co odwzajemniłam. Piotr wziął szklany kieliszek i w niego zastukał:

- Proszę o uwagę- zwrócił się w stronę gości, a wszystkie szepty ucichły.

- Długo czekałem na tę chwilę, aby móc ci wreszcie to powiedzieć. Pamiętasz dzień, w którym się poznaliśmy? Moje siostry, którym jestem wdzięczny, że mogłem cię poznać, przyprowadziły cię do zamku nie wiadomo skąd. Byłaś w ogromnym szoku, przestraszona, widząc to wiedziałem, że muszę się tobą zaopiekować. Już w tamtej chwili wiedziałem, że pisane nam będzie być razem. Od pierwszej sekundy, w której cię ujrzałem czułem, że jesteś tą jedyną, u której boku chcę spędzić resztę życia. Wprowadziłaś do niego uczucie tak dawno mi jeszcze nie znane. Obróciłaś je całe do góry nogami, bo zwariowałem na twoim punkcie- mówił, a mi się zaszkliły oczy- Przy tobie wreszcie odnalazłem sens mojego życia.

- Edmund już przestań- szepnęłam tak, aby tylko on usłyszał. Byłam po prostu wzruszona jego słowami na co pokiwał tylko głową przecząco. Nie spodziewała się, aż tak obszernej mowy. Liczyłam na zwykłe wyjdziesz za mnie i potwierdzającej odpowiedzi.

 - Marzę o tym, żebyśmy zwiedzili wspólnie cały świat, mieli dwójkę, a może i nawet więcej  dzieci, zestarzali się w małym domku gdzieś na odludziu. Pragnę ci dać moją miłość i wszystko co moje. Nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak w dniu, w którym cię poznałem. Ten dzień jest tym, na którego tak długo wyczekiwałem, dlatego przy wszystkich tu zebranych chcę ci zadać to jedno pytanie- pierwsze łzy utrzymywane tak długo pod powiekami, w końcu wypłynęły. 

- Wyjdziesz za mnie?- spytał klękając na prawe kolano, wyciągnąwszy pudełeczko z kieszeni. Mój szok był jeszcze większy o ile to było możliwe, gdy je otworzył. Złoty pierścionek z diamentami. Nawet nie dało się go opisać, gdyż był tak piękny i założę się, że potwornie drogi. 

-Tak- powiedziałam, po czym wsunął pierścionek na mój palec. Od razu po tym wstał i wbił mi się w usta. Czułam jakbyśmy to robili już setny raz, a przecież był to pierwszy. Cała sala zaczęła wiwatować.

Uradowana zeszłam z podestu podchodząc do Łusi, aby ją przytulić. Płakała bardziej ode mnie z resztą Zuza też:

- Musimy już iść- podszedł do nas mój narzeczony przytulając od tyłu.

- Gdzie iść?- zmarszczyła brwi w niezrozumieniu, przecież było po wszystkim, co on znowu wymyślił.

- Nasi goście czekają na nas z gratulacjami i prezentami- odpowiedział uśmiechając się.

- W takim razie chodźmy.

Pożegnałam się z dziewczynami i poszłam do naszego stolika. Był tam tłum ludzi trzymający różna podarki. Nie zbyt mi się to podobało, jednak niegrzecznie było by z mojej strony gdybym ich nie przyjęła. Minęła godzina, a kolejka jakby się nie ruszyła. Strasznie się nudziłam idąc tym samym schematem. Gratulacje, prezent i podziękowania.

Nadszedł czas na jakiegoś dziwnego mężczyznę. Wyglądał bardzo nie przyjaźnie. Wręczył nam prezent i się odezwał:

- Jesteś piękniejsza niż cię opisywali- spojrzałam na bruneta siedzącego obok. Widząc, że się zestresowałam złapał mnie pod stołem za rękę.

- Dziękuję- odpowiedziałam nieśmiało.

- A ty co taka przestraszona jak ptaszyna?- zagadnął z wrednym śmiechem obleśny mężczyzna, który z pewnością był ze trzy razy starszy ode mnie. 

- Jest to jej długo wyczekiwany dzień i trochę się stresuje- odpowiedział za mnie Ed, za co byłam mu bardzo wdzięczna, tak jak za wszystko co dla mnie zrobił i dalej robi.

- Nie rozmawiam z Tobą, może dasz się wypowiedzieć swojej przyszłej małżonce- warknął bardzo nie przyjemnie na co kompletnie zrzedła mi mina. Wiedziałam jednak, że muszę się odezwać by nie ronić większych problemów.

- Dokładnie to tylko stres.

- Mi się wydaje, że to coś innego, dlatego wyzywam cię na pojedynek- niemal, że krzyknął, a ja pobladłam.

- Drogi Tisrocu myślę, że nie jest to potrzebne szczególnie w tak pięknym dniu jak ten- Edmund zaczął go odciągać od tego pomysłu.

- Ja za to myślę inaczej. Stań do walki tchórzu!- osoby zgromadzone na przyjęciu zaczęły przysłuchiwać się całemu zamieszaniu. Podszedł do nas Piotrek widząc, że coś się zaczyna dziać.

- W czymś problem?- spytał blondyn awanturnika.

- Nie już w niczym, właśnie miałem odejść- odwrócił się, lecz na odchodne jeszcze dodał- Jeszcze się zobaczymy ślicznotko- strasznie mnie to obrzydziło. Poczułam ogromny wstręt i nie chęć przebywania na jednej sali z tym człowiekiem. Zrobiło mi się strasznie duszno, a w uszach zaczęło szumieć:

- Edmund- powiedziałam ledwo go łapiąc za ramię- Słabo mi.

- Co?- zwrócił się do mnie zdziwiony.

- Chyba zaraz zemdleje.

Po tych słowach osunęłam się na krześle w pół świadoma. Edek wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i wyniósł na podwórko. Przyjęciem zajął się Piotr, choć zmartwił się moim stanem, a dziewczyny zajęły się prezentami.   

Golden Age of Narnia|E. POpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz