Brunet w naszym pokoju powoli dochodził do siebie. Mówił, że czuje się jak nowo narodzony co w pewnym sensie było prawdą. Ja jednak obchodziłam się z nim jak z jajkiem.
Ed cały czas namawiał mnie, abyśmy poszli do biblioteki rozwiązać rymowankę od Aslana, lecz dla mnie ten pomysł w ogóle nie wchodził w grę:
- Ale ja się czuje świetnie, wyglądam też niczego sobie z resztą jak zawsze, więc chodźmy co nam szkodzi- próbował mnie przekonać robiąc przy tym oczy pokrzywdzonego kociaka, ale dalej byłam nie ugięta.
- Jak w pełni wyzdrowiejesz. Na razie nie mamy o czym rozmawiać- odpowiedziałam rozczesując włosy.
- Mówisz tak od tygodnia- naburmuszył się Edek.
- No i to się szybko nie zmieni- poinformowałam go na co się chyba obraził, bo odwrócił się do mnie plecami i nakrył kołdrą.
- Jak chcesz to się obrażaj, ja robię to dla twojego dobra- powiedziałam nie otrzymując żadnej odpowiedzi. Chyba jego ego jest dość urażone, że pomagam mu we wszystkim.
- Dobra nie to nie za pół godziny przyjdę do ciebie z obiadem i domyślam się, że chcesz go zjeść w samotności- kontynuowałam dalej monolog bez odpowiedzi po czym wyszłam z naszego pokoju.
Edmund był czasem jak dziecko. Strzelał fochy i się obrażał. Może byłam nad opiekuńcza ale to wszystko dla jego dobra. Niestety wraz z Piotrem byli zbyt dumni. A co do blondyna, dalej byłam na niego wkurzona, jednak byliśmy w stanie pokojowym. Nie rozumiałam zbytnio jego idei, ale wydawał się być dobrym władcą, który nadstawił dobro państwa nad rodzinę. Wydawało mi się to trochę dziwne, jednak każdy ma swoje priorytety w życiu. Moje rozmyślenia przerwała Łusia:
- Wypuściłaś już Edmund?- spytała na co się zdziwiłam.
- Nie, a czemu pytasz?
- Bo widziałam jak wychodził z pokoju- oznajmiła, na co się poddenerwowałam.
- Ja chyba go uduszę własnymi rękoma. Widziałaś dokąd się udał?
- Widziałam tylko jak schodził po schodach.
- A poszukasz go ze mną?- zapytałam z nadzieją, na co Łu się zgodziła.
Przeszłyśmy kilkoma korytarzami rozglądając się uważnie czy ten naburmuszony burak nie leży gdzie pod ścianą. Ta wizja z jednej strony mnie śmieszyła, ale biorąc pod uwagę fakt, w jakim stanie jest brunet skręcało mnie w środku. W końcu doszłyśmy do wielkich rzeźbionych drzwi. Nie czekając ani chwili dłużej popchnęłam je. Widok bardzo mnie przeraził, gdyż nie przytomny chłopak leżał przy jednym z regałów:
- Łucja biegnij po pomoc- powiedziałam poddenerwowana do dziewczyny, której nawet już nie było w bibliotece.
Wzięłam głowę bruneta na kolana i myślałam, żeby tylko wytrzymał. Czemu on nigdy się nie mnie nie słuchała. Nikogo tak właściwie nie słucha. Czy on może w końcu zrozumieć, że chce jego dobra, że martwię się o niego.
Sprawdziłam czy oddycha i uspokoiłam się trochę. Zaraz przyszedł lekarz z Piotrkiem i go zabrali ze sobą. A ja dalej bezczynnie siedziałam w tej bibliotece. Obwiniałam się oto co się stało, bo z drugiej strony ja również byłam uparta. W ramach rekompensaty wzięłam się w garść i pozbierałam trochę książek. Jakichś słowników, tłumaczeń itp. Wszystko związałam paskiem i przytargałam aż do skrzydła szpitalnego.
- Robisz szybki kurs pomocy medycznej czy jakiś trening?- zaśmiał się blondyn widząc ilość książek.
- Nie, przyniosłam je dla Edka- odpowiedziałam dalej zmartwiona. Jednak mój humor najbardziej psuły wyrzuty sumienia. To właśnie one przygniotły moje całe samopoczucie.
- Rosalie, chce z tobą porozmawiać szczerze, ale w cztery oczy- mówiąc spojrzał na Łucje, która zrozumiała, że ma sobie iść.
- No to mów o co chodzi- powiedziałam dość spokojnie jak na mnie.
- Wiem, że nasze relacje nie są złe, ale też nie najlepsze. Nie chce żeby to tak wyglądało, więc bardzo cię przepraszam, za wszystko i obiecuje, że jeżeli coś mu się znowu będzie działo to od razu użyjemy kordiału, z resztą już go przed chwilą dostał- oznajmił na co mnie wryło w siedzenie. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Jednak nie tylko mnie męczyły wyrzuty sumienia.
- W porządku wybaczam ci i ja też przepraszam, nie powinnam się na ciebie gniewać, bo nie chciałeś przecież źle- podeszła do Piotrka i go przytuliłam- Teraz najważniejsze, żeby ten uparciuch się jakoś wylizał.
- Właśnie, jak się z tym czujesz? Zauważyłem, że od ślubu wasze relacje kwitnął- zaśmiał się, na co zarumieniłam się.
- Szczerze jest mi cholernie ciężko. Czuje wyrzuty sumienia za to co się stało. A co do naszych relacji, ja chyba po prostu się w nim zakochałam. Jakkolwiek by to nie brzmiało.
- Myślę, że on odwzajemnia twoje uczucia- odpowiedział uśmiechając się do mnie. Ja natomiast nie podzielałam jego zdania.
- Nie wydaje mi się.
- A mi tak, nigdy nie chodził taki rozpromieniony. Jak widać, nawet życie za ciebie by oddał, ale nie chce żebyś się martwiła o niego.
- Dlaczego nie, on się o mnie non stop martwi i do tego poświęca się.
- Wydaje mi się, że go bardziej boli, twoje zmartwienie niż jego najgorsze rany.
- Może masz racje.
Naszą rozmowę przerwał lekarz, który wyszedł już z sali. Od razu odkleiłam się od Piotra, aby zapytać się jak jego stan
- Miał krwotok wewnętrzny, ale już jest dobrze, kordiał naprawdę działa cuda- poinformował nas lekarz, a ja niemal, że wbiegłam do pokoju słysząc za sobą śmiech Wielkiego.
Wzięłam chłopaka za rękę i mocną ją ścisnęłam, co odwzajemnił:
- Jest ci zimno, chcesz pić, a może jeść, w ogóle przyniosłam coś dla ciebie- okręciłam się wokół siebie w poszukiwaniu książek, po czym wybiegłam na korytarz, wzięłam swoją zgubę i mu przyniosłam.
- Muszę jeszcze ci coś powiedzieć bo strasznie się martwiłam, ale...- nie dokończyłam, bo mi przerwał.
- Spokojnie, spokojnie przecież nigdzie się nie wybieram, jeszcze zdążysz mi wszystko opowiedzieć i pokazać ze szczegółami- zaśmiał się, a ja od razu go przytuliłam.
CZYTASZ
Golden Age of Narnia|E. P
Fanfiction𝑅𝑜𝑠𝑎𝑙𝑖𝑒 𝑆𝑚𝑖𝑡ℎ Zwykła dziewczyna, która jak codzień szła ponurymi ulicami Londynu. Jednak ten jeden dzień zmienił jej życie o 180 stopni.