Rozdział XVII

222 13 16
                                    

Brunet w naszym pokoju powoli dochodził do siebie. Mówił, że czuje się jak nowo narodzony co w pewnym sensie było prawdą. Ja jednak obchodziłam się z nim jak z jajkiem.

Ed cały czas namawiał mnie, abyśmy poszli do biblioteki rozwiązać rymowankę od Aslana, lecz dla mnie ten pomysł w ogóle nie wchodził w grę:

- Ale ja się czuje świetnie, wyglądam też niczego sobie z resztą jak zawsze, więc chodźmy co nam szkodzi- próbował mnie przekonać robiąc przy tym oczy pokrzywdzonego kociaka, ale dalej byłam nie ugięta.

- Jak w pełni wyzdrowiejesz. Na razie nie mamy o czym rozmawiać- odpowiedziałam rozczesując włosy.

- Mówisz tak od tygodnia- naburmuszył się Edek.

- No i to się szybko nie zmieni- poinformowałam go na co się chyba obraził, bo odwrócił się do mnie plecami i nakrył kołdrą.

- Jak chcesz to się obrażaj, ja robię to dla twojego dobra- powiedziałam nie otrzymując żadnej odpowiedzi. Chyba jego ego jest dość urażone, że pomagam mu we wszystkim.

- Dobra nie to nie za pół godziny przyjdę do ciebie z obiadem i domyślam się, że chcesz go zjeść w samotności- kontynuowałam dalej monolog bez odpowiedzi po czym wyszłam z naszego pokoju.

Edmund był czasem jak dziecko. Strzelał fochy i się obrażał. Może byłam nad opiekuńcza ale to wszystko dla jego dobra. Niestety wraz z Piotrem byli zbyt dumni. A co do blondyna, dalej byłam na niego wkurzona, jednak byliśmy w stanie pokojowym. Nie rozumiałam zbytnio jego idei, ale wydawał się być dobrym władcą, który nadstawił dobro państwa nad rodzinę. Wydawało mi się to trochę dziwne, jednak każdy ma swoje priorytety w życiu. Moje rozmyślenia przerwała Łusia:

- Wypuściłaś już Edmund?- spytała na co się zdziwiłam.

- Nie, a czemu pytasz?

- Bo widziałam jak wychodził z pokoju- oznajmiła, na co się poddenerwowałam.

- Ja chyba go uduszę własnymi rękoma. Widziałaś dokąd się udał?

- Widziałam tylko jak schodził po schodach.

- A poszukasz go ze mną?- zapytałam z nadzieją, na co Łu się zgodziła.

Przeszłyśmy kilkoma korytarzami rozglądając się uważnie czy ten naburmuszony burak nie leży gdzie pod ścianą. Ta wizja z jednej strony mnie śmieszyła, ale biorąc pod uwagę fakt, w jakim stanie jest brunet skręcało mnie w środku. W końcu doszłyśmy do wielkich rzeźbionych drzwi. Nie czekając ani chwili dłużej popchnęłam je. Widok bardzo mnie przeraził, gdyż nie przytomny chłopak leżał przy jednym z regałów:

- Łucja biegnij po pomoc- powiedziałam poddenerwowana do dziewczyny, której nawet już nie było w bibliotece.

Wzięłam głowę bruneta na kolana i myślałam, żeby tylko wytrzymał. Czemu on nigdy się nie mnie nie słuchała. Nikogo tak właściwie nie słucha. Czy on może w końcu zrozumieć, że chce jego dobra, że martwię się o niego. 

Sprawdziłam czy oddycha i uspokoiłam się trochę. Zaraz przyszedł lekarz z Piotrkiem i go zabrali ze sobą. A ja dalej bezczynnie siedziałam w tej bibliotece. Obwiniałam się oto co się stało, bo z drugiej strony ja również byłam uparta. W ramach rekompensaty wzięłam się w garść i pozbierałam trochę książek. Jakichś słowników, tłumaczeń itp. Wszystko związałam paskiem i przytargałam aż do skrzydła szpitalnego.

- Robisz szybki kurs pomocy medycznej czy jakiś trening?- zaśmiał się blondyn widząc ilość książek.

- Nie, przyniosłam je dla Edka- odpowiedziałam dalej zmartwiona. Jednak mój humor najbardziej psuły wyrzuty sumienia. To właśnie one przygniotły moje całe samopoczucie.

- Rosalie, chce z tobą porozmawiać szczerze, ale w cztery oczy- mówiąc spojrzał na Łucje, która zrozumiała, że ma sobie iść.

- No to mów o co chodzi- powiedziałam dość spokojnie jak na mnie.

- Wiem, że nasze relacje nie są złe, ale też nie najlepsze. Nie chce żeby to tak wyglądało, więc bardzo cię przepraszam, za wszystko i obiecuje, że jeżeli coś mu się znowu będzie działo to od razu użyjemy kordiału, z resztą już go przed chwilą dostał- oznajmił na co mnie wryło w siedzenie. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Jednak nie tylko mnie męczyły wyrzuty sumienia.

- W porządku wybaczam ci i ja też przepraszam, nie powinnam się na ciebie gniewać, bo nie chciałeś przecież źle- podeszła do Piotrka i go przytuliłam- Teraz najważniejsze, żeby ten uparciuch się jakoś wylizał.

- Właśnie, jak się z tym czujesz? Zauważyłem, że od ślubu wasze relacje kwitnął- zaśmiał się, na co zarumieniłam się.

- Szczerze jest mi cholernie ciężko. Czuje wyrzuty sumienia za to co się stało. A co do naszych relacji, ja chyba po prostu się w nim zakochałam. Jakkolwiek by to nie brzmiało.

- Myślę, że on odwzajemnia twoje uczucia- odpowiedział uśmiechając się do mnie. Ja natomiast nie podzielałam jego zdania.

- Nie wydaje mi się.

- A mi tak, nigdy nie chodził taki rozpromieniony. Jak widać, nawet życie za ciebie by oddał, ale nie chce żebyś się martwiła o niego.

- Dlaczego nie, on się o mnie non stop martwi i do tego poświęca się.

- Wydaje mi się, że go bardziej boli, twoje zmartwienie niż jego najgorsze rany.

- Może masz racje.

Naszą rozmowę przerwał lekarz, który wyszedł już z sali. Od razu odkleiłam się od Piotra, aby zapytać się jak jego stan

- Miał krwotok wewnętrzny, ale już jest dobrze, kordiał naprawdę działa cuda- poinformował nas lekarz, a ja niemal, że wbiegłam do pokoju słysząc za sobą śmiech Wielkiego.

Wzięłam chłopaka za rękę i mocną ją ścisnęłam, co odwzajemnił:

- Jest ci zimno, chcesz pić, a może jeść, w ogóle przyniosłam coś dla ciebie- okręciłam się wokół siebie w poszukiwaniu książek, po czym wybiegłam na korytarz, wzięłam swoją zgubę i mu przyniosłam.

- Muszę jeszcze ci coś powiedzieć bo strasznie się martwiłam, ale...- nie dokończyłam, bo mi przerwał.

- Spokojnie, spokojnie przecież nigdzie się nie wybieram, jeszcze zdążysz mi wszystko opowiedzieć i pokazać ze szczegółami- zaśmiał się, a ja od razu go przytuliłam.

Golden Age of Narnia|E. POpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz