Rozdział XV

235 10 24
                                    

Udałam się do jadalni. O dziwo byłam w niej pierwsza. Zazwyczaj to na mnie wszyscy czekali, a tu taka zmiana. Zasiadłam na swoje nowe miejsce, bo teraz jako żona Edka siedziałam z jego prawej strony. Czyli po prostu zamieniłam się z nim miejscem.

Po chwili zaczęła się schodzić reszta rodzeństwa. Piotrek z Lilą, Łusia i Zuza, a na koniec Ed. Oczywiście widząc nas w takim gronie nie mógł przepuścić okazji do upokorzenia siostry:

- Jakoś mało nas tutaj.

- Jesteśmy w komplecie Edziu- powiedziała Łusia z chichotem. 

- A ja myślałem, że poznamy dziś nowego amanta- prześmiewczo spojrzał na Zuzę, która zabijała go wzrokiem. Ja za to go kopnęłam nogą pod stołem. To, że o tym wiedział nie znaczyło, że musi jej dogryzać.

- O co chodzi?- spytał Piotrek, który się trochę poddenerwował i wcale mu się nie dziwiłam.

- Nasza Zuzia sypia z kim popadnie- zwrócił się do blondyna po czym do Zuzi- Już zakładasz burdel?

- Edmund...- szepnęłam mając wyrzuty, że mu o tym powiedziałam.

- To prawda!- krzyknął w stronę Zuzki, na co pokręciła głową.

- A ja myślałem, że to u Piotrka było tak głośno, jednak cicha woda brzegi rwie- brunet zaśmiał się prześmiewczo na co blondyn już nie wytrzymał.

- Już się zamknij, bo nie jesteś święty!-wykrzyczał Wielki wstając.

- Też masz coś za uszami, że taki drażliwy temat- sarkastycznie zapytał, a ja wiedziałam, że to nie może skończyć się dobrze.

- Nie twój interes zdradziecki szczeniaku- warknął Piotr.

- Przestańcie- włączyłam się do rozmowy, jednak nikt na mnie nie zwrócił uwagi.

- Zawsze musisz nam dokuczać, na siebie byś spojrzał jakim królem jesteś, Aslan dał ci tytuł z łaski- powiedział przez zaciśnięte zęby, przez co brunet obrócił się i skierował do wyjścia- Idź i się popłacz, tylko na to cię stać!

- Piotrek do cholery przestań!- krzyknęłam uderzając rękoma w stół idąc do wyjścia.

Pobiegłam za brunetem, który udał się do swojego gabinetu. Oczywiście po ostatniej, akcji straż mnie wpuściła. Na wejściu zobaczyłam brązowookiego stojącego do mnie tyłem. Wyglądał on przez wielkie okno trzymając ręce w kieszeniach. Nie patrząc na mnie podszedł do swojego fotela i usiadł na nim. Ja podeszłam do niego i przytuliłam od tyłu:

- Mówiłem, żeby nikogo nie wpuszczali, dlaczego tu weszłaś?- spytał pretensjonalnie zrzucając kilka papierów z biurka.

- Jestem twoją żoną, więc mam prawo, pamiętasz?- zaśmiałam się przez łzy.

- Przepraszam cię, ale trochę nerwy mnie poniosły możesz zostać- powiedział ze skruchą na co się rozczuliłam.

- Nawet nie miałam zamiaru iść- oznajmiłam zgodnie z prawdą- Chcę cię jakoś pocieszyć.

Przyłożyłam usta do jego policzka, po czym pocałowałam. Chłopak obrócił głowę i wbił mi się w usta. Wstał, a ja zaczęłam się cofać. Wpadłam na kanapę, na którą oboje polecieliśmy. Złapałam ręką za jego włosy, a on za moją talię. Powoli zaczął zjeżdżać pocałunkami na moją szyję zostawiając kilka malinek. Przymknęłam delikatnie powieki i oplotłam go nogami. Zdjęłam jego koszulkę i rzuciłam gdzieś w kąt. On nie był mi dłużny i rozpiął moją sukienkę. Zszedł rękoma na moje uda, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi.

Wpadłam w nie małą panikę próbując doprowadzić się do ładu. Edek jak zwykle tylko się śmiał, na luzie ubrał górną część garderoby i poszedł otworzyć drzwi, w których zastał Piotrka:

- Za miesiąc wyruszasz do Kalormenu załatwić ważne sprawy- rzekł bez jakichkolwiek emocji.

- Zaraz on nigdzie nie jedzie, nie możesz go tam puścić- wtrąciłam się, ponieważ przeczuwałam, że to się nie skończy dobrze.

- Właśnie, że mogę i już to zrobiłem- odpowiedział mi i wyszedł, a ja za nim pobiegłam.  

- Jeżeli coś mu się stanie nigdy ci nie wybaczę- syknęłam do niego, lecz on mnie olał i miał to po prostu gdzieś.

Irytował mnie w blondynie to, że mimo się o nas martwił, czasem potrafił być gorzej mściwy niż Edek.

Brunet miał dość wredny charakter, ale po sytuacji z Białą Czarownicą zrobił by wszystko, żeby ich chronić. Chłopak przeze mnie nie był dość lubiany przez kalormeńczyków, dlatego bałam się jeszcze bardziej.

Miał jechać tam sam niemal , że bezbronny, narażony na wielkie niebezpieczeństwo. Z nerwów pierwsze łzy spłynęły mi ciurkiem po policzkach. Edmund podszedł do mnie i zaczął uspokajać:

- Słonko nic się nie dzieje- mówił przytulając mnie i całując w skroń kilku krotnie.

Zaprowadził mnie do naszego pokoju, w którym pocieszał mnie resztę popołudnia jak i wieczór. Żadne z nas nie miało chęci iść na kolację. Atmosfera była zbyt napięta. Drobna sprzeczka zamieniła się w wojnę domową. Była ona kompletnie nie potrzebna, ale każdy z chłopaków miał za wielkie ego, aby się przeprosić. Zmęczeni wydarzeniami z dnia postanowiliśmy się położyć.

W środku nocy przebudziło mnie skrzypnięcie drzwi i chłód. Przez chwilę pomyślałam, że to tylko sen i, że mi się wydaje, jednak po chwili poczułam rękę dociśniętą do mojej twarzy. Zakrywała mi ona usta i nos, więc nie miałam jak oddychać. Sprawca przyłożył palec do swoich ust i pokazał, że mam być cicho podniósł mnie, a ja zaczęłam wierzgać nogami.

Ed w końcu się wybudził i szybko wziął miecz. Nieznajomy wypuścił mnie z rąk przez co spadłam na ziemię. Brunet oberwał mieczem w ramię i wywrócił się na co z moich ust wydobył się pisk. Brunet stracił na chwilę świadomość i ten bandyta podszedł do mnie. Zakrywałam się rękami i cofałam do tylu, ale on tylko wziął mnie za  szyję, ścisnął gardło i przytwierdził do ściany. Zaczęłam się dusić, a w oczach stanęły mi łzy. Uścisk się zmniejszył przez co upadłam na kolana ledwo świadoma. Ocknięty brunet na ostatkach sił zadawał ciosy. Nie mogłam na to patrzeć, lecz kiedy bandyta miał zadać Edmundowi ostateczny cios ostatkiem sił wzięłam świecznik stojący na szafce nocnej i z całej siły walnęłam go w głowę, przez co stracił przytomność. Przyjrzałam się jego twarzy i zobaczyłam tego samego faceta, który spał z Zuzą:

- Ja wiem kto to jest, to on- powiedziałam przez łzy.

- Kto?- syknął Ed z bólu. Uklęknęłam przy nim i przytuliłam co odwzajemnił.

- To z nim Zuza spała- odpowiedziałam, lecz on mnie nie słuchał. Z tępym wzrokiem osunął się w moich ramionach.

Spanikowałam i zaczęłam mu się przyglądać. Miał ogromną ranę na brzuchu. Wpadłam w histerię i zaczęłam wołać rodzeństwo, ale nikt nie przychodził. Nie miałam za wiele siły, bo sama ledwo kontaktowałam. Kiedy już traciłam nadzieję i szanse na ratunek przed oczami ukazał mi się ogromny lew:

- Rosalie masz siłę walcz- rzekł łagodnym głosem.

- Nie dam rady- zaszlochałam.

- Jeżeli teraz tego nie zrobisz będzie za późno- oznajmił i zniknął z rykiem.

Aslan dodał mi siłę. Nie mogłam pozwolić, aby brązowooki odszedł. Z mojego gardła wydobył się tak mocny krzyk, że całe je sobie zdarłam. Pierwszy do pokoju wbiegł Piotr, który widząc nas od razu zawołał lekarza. 

Golden Age of Narnia|E. POpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz