Rozdział II

641 9 52
                                    

Wstałam wcześnie rano. Mimo godziny, o której się zbudziłam czułam się bardzo wypoczęta. Łóżka naprawdę mieli wygodne. Postanowiłam nie marnować dnia na leniuchowanie, więc poszłam się ubrać. Przebrana już w piękną, błękitną suknie wyszłam z pokoju.

Idąc oglądałam różne rzeźby, złote żyrandole, marmurowe ściany. Moje wzdychanie do tych rzeczy przerwała osoba, na którą wpadłam, jednak tym razem nie upadłam:

- Widzę, że często wpadamy na siebie- zaśmiał się Edmund podtrzymując mnie ręką w talii.

- Nie takie często to dopiero drugi raz- również się zaśmiałam poprawiając jego wyolbrzymienie.

- Dopiero?- podniósł jedną brew do góry z tym swoim typowym czarującym uśmieszkiem.

Chciałam już coś odpowiedzieć, wymigując się od swojej głupoty, lecz zza rogu wyszła Łucja. Edek zaskoczony na chwilę mnie puścił po czym znów złapał i postawił do pionu:

- A wy co tu robicie?- zapytała ciekawa Łucja. W mojej głowie narodziło się pytanie co teraz? Nie chciałam by myślała, że romansuje z jej bratem, którego nawet nie znam.

- Ja tylko wpadłam na Edmunda, straszna niezdara ze mnie- powiedziałam tak właściwie prawdę, jednak sposób w jaki ją powiedziałam jej nie uwiarygodnił.

- Właśnie, a ja ją tylko złapałem- potwierdził moje słowa, głosem jakbyśmy robili coś nie odpowiedniego choć tak nie było.

- Hmm uznajmy, że wam wierzę- zakończyła naszą plątaninę Łucja, której wyraz twarzy sam mówił za siebie, że nie do końca nam wierzy.

- Dobra chodźmy na to śniadanie- dodał szybko Ed.

Po jego słowach ruszyliśmy na posiłek. Weszliśmy całą trójką do jadalni, gdzie na nas czekali już Zuzia z Piotrem. Zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść:

- Droga Rosalie jak ci się spało?- spytał niebieskooki. Jego pytanie wręcz mnie zamurowało. W szoku postawiłam wielkie oczy na co Ed po mojej prawej zachichotał.

- Bardzo dobrze mi się spało, ale wystarczy zwykłe Rosalie, nie tak oficjalnie- poprawiłam Piotra, któremu ewidentnie się to nie spodobało.

- No dobrze skoro tak wolisz, a ty Edek z czego się śmiejesz?- znów zadał pytanie jeszcze bardziej zdenerwowany Piotr.

- Nie z niczego, wydaje ci się- tym razem i ja się nie mogłam powstrzymać ze śmiechu i tak oboje się śmieliśmy. Starsze rodzeństwo patrzyło się na nas jak na debili, Łucja za to postanowiła, się z nas pośmiać. Te chichoty przerwał nam faun, który wszedł do sali. Spojrzał się na mnie, a mina mu zrzedła. Wszyscy zmartwiliśmy się, gdy zaczął płakać:

- Panie Tumnusie co się stało?- najmłodsza podeszła do niego i dała mu chusteczkę. On odbierając kawałek materiału do otarcia łez podszedł do mnie i powiedział.

- Wasza Wysokość, Królowo Amando wróciłaś?- Totalnie ignorując słowa Łu zwrócił się do mnie.

- Ja nie jestem Amandą. Moja mama się tak nazywała, ja mam na imię Rosalie- odpowiedziałam zasmucona i zdezorientowana na wspomnienie o mojej świętej pamięci mamie, którą rozstrzelali kiedy miałam dziewięć lat.

- Tumnusie o co tu chodzi!?- Wielki Król walnął pięścią w stół, że z przestraszenia aż podskoczyłam. Ed widząc to kątem oka wziął mnie za rękę.

- Piotrze opanuj swoje nerwy- wtrąciła się Zuza starając się go uspokoić.

Faun zważywszy na to, że nikt za bardzo nie wiedział o co chodzi opowiedział nam całą historie od samego początku. Jak się w skrócie okazało moja matka, trafiła do Narnii wiele lat przede mną. Była dobrą i lojalną królową. Jednak, gdy nadeszła Jadis, Aslan wiedząc, że jest w ciąży ze mną odesłał ją do naszego zwykłego świata. Po całej historii blondyn wyszedł zdenerwowany ze śniadania, a jego siostry pobiegły za nim. Zostaliśmy sami w ciszy, lecz po chwili doszedł do nas trzask drzwiami:

Golden Age of Narnia|E. POpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz