* Aria - 2 *

997 147 97
                                    


Wstałam z krzesła i popchnęłam na nie zaskoczonego Mateusza, czując pod palcami gorącą skórę. Ręcznik podjechał do góry odsłaniając muskularne, owłosione uda.

– Puść od początku – poprosiłam swoim scenicznym tonem burleskowej tancerki.

Zamierzałam mu dać show, jakiego miałam nadzieję jeszcze nie widział. Pracowałam nad nowym numerem w wolnych chwilach, między bieganiem po lotniskach i wiecznie żałując, że na krześle na którym ćwiczyłam, nigdy nie siedział żaden podniecający okaz męskiego gatunku. A kiedy wyobrażałam sobie kogoś na nim zawsze w ostatecznym rozrachunku, tańczyłam dla namiętnego szarego spojrzenia i jego właściciela.

Przeciągnęłam się, jakby dopiero podniosła się z łóżka, po smacznie przespanej nocy. Wkręciłam palcami kilka żarówek pozwalając biodrom znaleźć rytm. Ściągnęłam klips przytrzymujący włosy, które roztrzepałam palcami, by spłynęły kaskadą loków po plecach. Facetów kręciły długie włosy, które mogli sobie w geście dominacji okręcić wokół pięści.

Przeciągnęłam palcami pomiędzy pasmami, po piersiach do talii i w dół na biodra, udając sama przed sobą, że to dłonie kochanka. Objęłam pośladki, upewniając się, że szew spódnicy jest idealnie na środku. Wróciłam do piersi i odpięłam dodatkowy guzik w koszuli, ukazując pyszny rowek między dwoma wypchniętymi przez gorset półkulami. Rozgrzałam szyję dwoma obrotami w prawo i w lewo. Ostatni oczyszczający umysł oddech i do dzieła!

Kołysałam biodrami niewielkie ósemki nim odwróciłam się do niego, spoglądając na moją „ofiarę" spod półprzymkniętych powiek. A widok znacznie przewyższał jakiekolwiek wyobrażenia. W końcu nie musiałam zastępować czyjejś twarzy, wyobrażeniem innego mężczyzny. Ustawiając stopy jedna przed drugą, zmierzałam powolnym krokiem w jego stronę. Zsunął się nieco z siedziska i zaplótł ramiona na piersi, co tylko podkreśliło wyrobione mięśnie. Oblizałam usta.

Chwyciłam się poręczy, żeby nie opaść na niego całym ciężarem ciała i usiadłam na jego udzie, nakładając w powietrzu nogę na nogę, a potem zmieniając kolejność nóg. Nosem przesunęłam po jego szyi, mrucząc nisko i ocierając się tyłkiem sugestywnie o krocze.

Czy zorientował się, że rozpięłam kolejny guzik w koszuli? Chyba jeszcze nie, ale jego błyszczące fascynacją oczy, uważnie podążały za pomalowanymi na czerwono paznokciami.

You can leave your hat on! – zaśpiewał Joe ochrypłym tonem, który tak uwielbiałam. Matti brzmiał tak samo, kiedy bajerował laski. Gdyby zaśpiewał razem z wykonawcą, byłby to majstersztyk. Skończyłam rozpinać guziki i jednym szarpnięciem wyciągnęłam koszulę spod paska, ściśle przylegającej do ciała ołówkowej spódnicy. Wygięłam się seksownie, jakby to on sam zaczynał mnie rozbierać.

Zaśmiałam się lekko, gdy z zawodem w oczach prześlizgnął się po białej muślinowej koszulce okrywającej biust. Potem uśmiechnął pod nosem, dostrzegając zapięcie krótkiego gorsetu. Kolejna sztuka garderoby, która przyprawiała mężczyzn o palpitację penisa. Talia osy. Ja swoją poprawiałam właśnie krótkim gorsetem, nadając sobie kształt klepsydry z paroma ekstra minutami, wyrażonymi w tłuszczyku tu i tam. Żyłam po to żeby jeść, a nie jadłam, żeby żyć, a namiętne spojrzenie Mattiego jasno dawało do zrozumienia, że z moim ciałem było wszystko w porządku.

Piosenka stanowiła idealne tło dla tańca erotycznego. Rytmiczna i niezwykle sugestywna w treści. W końcu pochodziła z filmu „Dziewięć i pół tygodnia". A to zobowiązywało. Mój umysł śpiewał sobie, dając mi złudne przeświadczenie, że jestem sama w swoje bańce, gdy ciało poddawało się muzyce miękko, przechodząc z pozycji w pozycję. Zrzuciłam spódnicę i byłam gotowa na kolanach skradać się do siedzącego w oszołomieniu na krześle Mateusza. Zdecydowanie podobało mu się to, co widział.

Save the date! Za minutę północ!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz