(Ilustracja autorstwa Taelivia06)
Ktoś powiedział mi jakiś czas temu, że dwa tygodnie to tylko niewielka część życia, jeden z wielu kroków, których nigdy nie liczysz, bo nie jesteś w stanie przewidzieć, że później okażą się ważne. To raptem czternaście kartek wyrwanych z kalendarza w kuchni spoczywające na dnie kosza razem z opakowaniem po śmietanie i zużytymi maszynkami do golenia. Chwila, o której i tak później się zapomina. Ludzie mają to w zwyczaju. Nie wiedzą, ile razy się wtedy uśmiechnęli, ilu słów nie zdążyli powiedzieć ani ile minut uciekło im, kiedy robili jakieś — nie pamiętają jakie — rzeczy. Niezapamiętywanie mają przecież w zwyczaju.
Chyba że przez te dwa śmierdzące tanimi papierosami tygodnie zrobią coś wartego uwiecznienia w postaci wspomnień. Że pojawi się ktoś, kto będzie rozbierał się w ich salonie i wyjadał ostatnie jedzenie z zamrażalnika. Zabierze im sen, a w zamian da tylko ból głowy, zmuszając do parskania pod nosem na wszystkie absurdalne myśli, które będą opuszczać jego usta. Wtedy te dwa tygodnie staną się całym ich życiem, a czas przed i po będzie tylko czekaniem. Czekaniem na coś, co już nigdy nie nadejdzie, bo takie dwa tygodnie nigdy nie zdarzają się dwa razy. Dwa razy zdarza się wpadka, angina, włos w spaghetti, wzwód podczas rozmowy z koleżanką z pracy. Ale nie dwa tygodnie. Nie te, o których jest nasza historia. W zasadzie nie jestem pewien, czy wolno używać mi tego zaimka, czy cokolwiek faktycznie było nasze. Teraz i tak nie ma to już żadnego znaczenia.
Ktoś powiedział mi też (a może zwyczajnie kłamię), że pierwsza miłość jest zbyt niewinna, by łapać się ludzi. Ona chwyta za coś zupełnie innego — coś, na co nie zwracasz uwagi, kiedy dookoła dzieje się tyle przeróżnych rzeczy — ktoś w telewizji stracił dom, sąsiedzi się rozwodzą, dwóch chłoptasiów kłóci się w tramwaju, którym wracasz do domu. Potem, też nie wiesz kiedy i jak, zakochujesz się po raz drugi. Tym razem w kimś, kto uświadamia ci, jak wyglądała twoja pierwsza miłość.
Tak właśnie działa ten artystyczny mechanizm życia, zaprogramowany chyba tylko po to, by robić ludzi w chuja. Nie znam innej odpowiedzi, innego wytłumaczenia na to, co mi się przydarzyło. Staram się z tym pogodzić, bo nic innego mi już nie pozostało.
Czasami łapię się na tym, że faktycznie zaczynam za nim tęsknić. Przemieszczam palce po klawiszach keyboardu i przez ułamki sekund wydaje mi się, że biegam po jego miękkiej, tłustej od oliwki skórze. Niechcący dotykam ustami mikrofonu i w mgnieniu oka wydaje mi się, że całuję go w pogryzione, spierzchnięte wargi. Spisuję kolejne nuty i jedną z linijek zapełniam jego irytującym śmiechem, którego wówczas tak bardzo nie lubiłem. Wtedy naprawdę za nim tęsknię, choć łączyła nas tylko stara kanapa, odgrzewana pizza i rozmowy, których miałem nigdy nie zapamiętywać, a teraz nie potrafię ich zapomnieć. Nic więcej. Nic mniej.
Moją pierwszą miłością była muzyka.
Moją drugą miłością był pewien głupkowaty dzieciak, który na dwa tygodnie stał się klawiszami, dźwiękami i wszystkimi słowami piosenek, które wciąż szumią mi w uszach. Powoli rodzi się we mnie marzenie, by ogłuchnąć. Może wtedy w końcu przestałbym słyszeć melodię układającą się w dźwięk jego głosu.
A ja przecież tylko kupiłem mu papierosy.
~*~
KOMENTARZ OD SCENARZYSTY: To nie pierwszy raz, gdy powiem, że historia, którą wam przedstawiam, jest dla mnie wyjątkowa — ale tak właśnie uważam i w tym przypadku — rozebrałem się w niej emocjonalnie, do nagusieńka, a nawet jeszcze bardziej. Niezwykle cieszę się, że wreszcie nadszedł czas, aby tę moją nagość pokazać.
AM 4:56 to niedługa książka o depresji i samotności, o poczuciu niemocy, wrażliwości, strachu. Składa się przede wszystkim z rozmów i przemyśleń głównego bohatera, którym jest Zachariasz Wieczorek. Mam nadzieję, że tym krótkim prologiem wzbudził waszą ciekawość i zechcecie go bliżej poznać.
Całość jest już napisania, więc mogę zapewnić wam nieprzerwaną ciągłość publikacji aż do ostatniego rozdziału — aktualizacje będą pojawiały się co piątek o godzinie 20:00. Serdecznie zapraszam i dziękuję każdemu, kto tutaj zajrzy.
— wika
CZYTASZ
AM 4:56
General Fiction[zakończone] ❝Wpadłem, bo pomyślałem, że możesz czuć się trochę samotnie❞. Zamknięta w dwóch tygodniach historia, widziana oczami dwudziestoczterolatka na krańcu nieszczęścia i apatii, któremu codziennie rano wizytę składa bezwstydny nupturient samo...