PIERWSZA NIEDZIELA

349 85 24
                                    

przyjemnej lektury, zacharki zegarki :) — wika

~*~

W niedzielę przychodzi do mnie w welurowym szlafroku i plastikowych papilotach, które podobno znalazł u siebie pod umywalką. Targa ze sobą także ogromną kosmetyczkę, a kiedy wreszcie siadamy na kanapie, Jonaszek oznajmia, że dziś będzie nakładał sobie makijaż, żeby być kimś ładnym. Ma na myśli Marylin Monroe, ponieważ pasują mu do tej roli jego jasne blond włosy. Czupryna Jonaszka kolorem przypomina pszenżyto. Wygląda, jakby sam ciachał się nożyczkami, w dodatku takimi zupełnie nieprzeznaczonymi do strzyżenia włosów. Nierówne, kręcące się kosmyki opadają mu na oczy, a on odgarnia je raz za razem, zamiast po prostu je skrócić albo podpiąć spinką.

Nie komentuję jego działań, tylko liczę po cichu, obserwując, jak Jonaszek wklepuje sobie w skórę coś, co rzekomo nazywa się korektor, a potem nakłada na całą twarz domniemany fluid. Ja nie znam się na tym zupełnie i on chyba też nie, ponieważ co chwila wzdycha i kręci nosem, jakby popełniał karygodne, makijażowe faux pas. Obłoczki kurwa-kurwa-nie-kurwa wylatują z jego przekłutych uszu. Zastanawiam się, czy zawsze nosi kolczyki, czy założył je akurat dzisiaj. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi.

— Po co ty w ogóle to robisz? — pytam w końcu, nie odnalazłszy żadnego logicznego punktu, o który mógłbym się zaczepić. Powierzchnia tego absurdu jest dla mnie wyjątkowo śliska, choć zdążyłem się już przyzwyczaić i nawet nie próbuję się niczego łapać.

— Postanowiłem, że dzisiaj zostanę najładniejszą lalką na świecie — tłumaczy Jonaszek, rozcierając kolorowe cienie na dłoniach.

Ma ich całkiem sporo, ale zwraca uwagę tylko na te brokatowe, świecące jak kula dyskotekowa. Ja wolałbym coś bardziej stonowanego, ale decyduję się tego nie mówić, bo żaden ze mnie znawca, a poza tym nie ma powodu, aby moje zdanie jakkolwiek się liczyło.

Zamiast tego pytam więc:

— Zgłupiałeś?

Jonaszek nie odpowiada, ponieważ chwilę później wsadza sobie czarną kredkę w oko i zaczyna płakać. Patrzę na niego jak na głupka, którym jest bez wątpienia, a on zakrywa dłońmi twarz i lamentuje, że boli. Jasne, że boli. Wsadził sobie tę kredkę z impetem, a teraz ma żal do świata, że go pokarało.

Niestety dość szybko robi mi się go szkoda. Mam ochotę połamać kredkę-zbrodniarkę, a najlepiej rozgnieść ją w drobny mak, byle już więcej nie zrobiła mu krzywdy. Nie przyznaję się do tego, tak jak nie przyznaję się, że Jonaszek wywołuje we mnie jakiekolwiek wyrazy współczucia czy troski. Że czasem nawet chwyta mnie za serce. Że zaczynam myśleć o nim przed snem, choć wiem, że nie powinienem.

— No już, uspokój się — wzdycham ostentacyjnie, zmęczony jego nad wyraz dramatycznym zachowaniem. — Jesteś strasznie dziecinny i strasznie wkurwiający.

Jonaszek pociąga nosem i zabiera dłonie z twarzy, by spojrzeć na mnie i dać mi do zrozumienia, że nie spodobało mu się to, co ode mnie usłyszał. Krzyżuje nawet ramiona, a ja mam wrażenie, że zaraz tupnie nogą i odwróci się do mnie plecami, tak jak robią to małe, naburmuszone dzieci. Wtedy przypominam sobie, że przecież urodził się wczoraj albo parę dni temu. Brak we mnie ojcowskich uczuć, by poklepać go po głowie i pocieszyć, że następnym razem sobie poradzi. Przynajmniej na tę chwilę.

— Harry Zachary, ale ja naprawdę chciałem wyglądać jak lalka — mówi w pewnym momencie, uświadomiwszy sobie, że wcześniejszym zachowaniem nie wskóra zbyt wiele. Nie wie, że tak naprawdę byłem już o krok od złamania się. Nie umiem skutecznie opierać się osobom o kryształowych oczach.

AM 4:56Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz