DRUGA I OSTATNIA ŚRODA

303 76 20
                                    

przyjemnej lektury, zacharki zegarki :) — wika

~*~

Następny poranek jest dość spokojny i jasny. Obaj leżymy na rozłożonej kanapie, jemy pizzę i oglądamy przypadkowy odcinek Czterech pancernych i psa z wyłączonym dźwiękiem, ponieważ Jonaszek postanowił pobawić się w dubbing. Staram się słuchać go chociaż w połowie, a w drugiej połowie rozpraszam wszystkie dźwięki dymem z papierosa. Jemu nie wydaje się to zupełnie przeszkadzać. Bawi się dobrze sam ze sobą, a ze mną jedynie styka się nogami, które wciąż wpycha na moje kolana. Mam obmyśloną teorię, że Jonaszek potrzebuje stałego kontaktu fizycznego, ponieważ brak niego mógłby pozbawić go zasilania.

Dziś ma na sobie kalesony i czarną bluzę z napisem „Make Love Not War", którą podobno dał mu Pan Marcel. Poza tym założył jakieś rękawiczki bez palców i plastikowy pierścionek, który znalazł u siebie pod łóżkiem. Wmawia mi, że wczoraj się zaręczył, ale jeszcze nie zdecydował z kim. Twierdzi, że nie ze mną, bo ja przecież nie chcę się z nim wiązać. Potem wraca do podkładania głosu w serialu i to zajęcie pochłania go na całe dwanaście minut. Szybko się dekoncentruje i traci uwagę, twierdząc, że dopadł go poranny marazm. Mam wrażenie, że niektórych słów, które z siebie wypluwa, wyszukał specjalnie w słowniku. Jest zdziecinniały i dojrzały jednocześnie, głupkowato-smutny. Jestem teraz więcej niż pewien, że już dawno temu stwierdzono u niego ciężką depresję, która przejawia się w nieco wyjątkowy, jonaszkowy sposób.

— W Warszawie też pleciesz takie głupoty? — pytam, uderzając go w potylicę. Jonaszek wytyka mi język i krzyżuje ramiona.

— Wy, dorośli, zawsze myślicie, że to głupoty. Wolicie rozmawiać o kredytach mieszkaniowych i zdradach sąsiadów.

Uśmiecham się i podaję mój kontrargument:

— Ja nie mam kredytów i nie interesuję się moimi sąsiadami.

— Za parę lat będziesz miał — stwierdza. — Czekaj tylko, aż zaczniesz umawiać się z tą Lucy albo inną z dziewczyną. Dziewczyny potrzebują pieniędzy. Potrzebują, żebyś przekupywał je lepszym mieszkaniem, samochodem, weekendem w spa albo depilacją laserową. A wy, mężczyźni, nie umiecie przecież funkcjonować sami i musicie kogoś przekupić, bo tak to nie zostanie z wami nawet zdrowie. Inaczej czujecie się bezwartościowi, jak te makarony „zero kalorii", które je moja mama.

— A ty?

Jonaszek podnosi się na chwilę i kładzie głowę na moich udach. Ogarnia mnie wewnętrzny spokój, jakby znów było tak, jak zawsze być miało. Uśmiecham się w myślach, bo moje wargi wciąż tkwią w tej samej pozycji, przylegając do siebie z przerwami na objęcie papierosa lub wypuszczenie kłębu dymu.

— Ja jestem tylko dzieckiem — mówi pewien swoich słów, ale z lekkim przekąsem. — Ja tupię nogą, kiedy chcę batona w sklepie, przynoszę ze szkoły spoconą koszulkę od WF-u, której sam nie wypiorę i zastanawiam się nad kolejnością działań, bo nie wiem, czy najpierw się mnoży, czy potęguje. Nie potrzebuję żadnej kobiety, bo mój system wartości dotyczy póki co tylko tego, czy umiem pluć na pięć metrów. Jeśli tak — jestem super, jeśli nie — jestem do bani.

— To trochę opis dziecka z podstawówki. Ty masz siedemnaście lat — przypominam mu.

— Mam siedemnaście lat, ale to ty traktujesz mnie bez przerwy jak dziecko z podstawówki. Nie mam racji?

Otwieram usta, ale w końcu nie mówię nic, ponieważ Jonaszek kontynuuje:

— Dobrze, że już jest środa. A teraz zapalmy, bo dawno nie kręciło mi się w głowie.

AM 4:56Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz