Rozdział 11

7.5K 272 16
                                    

VALENTINA

– Dlaczego nie możesz przyjść do pracy? – rzuciłam zdenerwowana do słuchawki, przekraczając próg firmy.

Tego ranka, ulice Londynu nawiedziły potworne ulewy i na twarzy każdego z moich pracowników widziałam ogromną senność i znużenie. Sama również nie czułam się najlepiej, doskwierał mi ból głowy, a na wieść o tym, że Dewberry nie może przyjść do pracy i będę musiała przejąć lub odwołać jego spotkania, ból był jeszcze bardziej upierdliwy.

– Sprawy rodzinne – odparł. Jego ton głosu był dziwny, inny niż zwykle. Brzmiał na smutnego, choć ciężko było mi to stwierdzić. Może był zwyczajnie zmęczony, jak zresztą wszyscy.

Chciałam powiedzieć, że to nie wystarczający powód do tego, by zawalać pracę, ale akurat ja wiedziałam najlepiej, jak bardzo życie rodzinne bywa ważne, ważniejsze od dosłownie wszystkiego innego. Nie zamierzałam więc urządzać mu kazań ani wyrażać swojego niezadowolenia.

– W porządku – mruknęłam niechętnie, wchodząc do kawiarni. Kiwnęłam głową do baristki, a kobieta od razu zabrała się do pracy. – Kiedy wrócisz? Jutro?

– Nie wiem... – przyznał, wzdychając. – Dam znać. Na pewno dasz radę?

– Przeceniasz się, Dewberry – powiedziałam żartobliwym tonem, bo po raz pierwszy w życiu to on był poważny, a w jego głosie pobrzmiewał smutek i było mi z tym naprawdę dziwnie. – Do tej pory radziłam sobie bez ciebie. Nie zapominaj o tym.

Czy to zabrzmiało źle? Kurwa, jasne, że tak.

– Nie miałam tego na myśli – sprostowałam pospiesznie, krzywiąc się z własnej głupoty.

– Od kiedy przejmujesz się tym, co mówisz? – prychnął. Jego ton nie był jednak oskarżycielski, a raczej tkwił w nim zalążek rozbawienia, przez co odetchnęłam z ulgą. Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęły obchodzić mnie uczucia Dewberry'ego.

– Po prostu... Trzymaj się i wracaj szybko – powiedziałam. Moje serce zabiło nieznośnie mocno. Z jakiegoś powodu denerwowałam się tym, że w jakiś sposób zraniłam Anthony'ego.

Nigdy nie przejmowałam się tym, jak inni odbierają moje słowa. Może to właśnie dlatego okrzyknęli mnie mianem kobiety bez serca. Ale z Dewberrym było inaczej. Zadbał o mnie, kiedy tego potrzebowałam, choć o to nie prosiłam. Interesował się moim życiem i był naprawdę pomocny, a ja rzeczywiście wykazywałam się niewdzięcznością. Nie doceniałam jego starań, nie chwaliłam go, a potem mówiłam, że się przecenia i przecież wcześniej radziłam sobie bez niego. A mimo tego wszystkiego, on wciąż się do mnie nie zraził. Choćbym obrzucała go obelgami z każdej strony, on zdawał się nie brać tego do siebie. Traktował to wszystko, jak zabawę lub jakieś wyzwanie.

– Zaczynam się o ciebie martwić, Val. – Usłyszałam niski śmiech po drugiej stronie i nagle przypomniałam sobie o tym, że wciąż się nie rozłączyłam. – Postaram się wrócić jak najszybciej – dodał.

– Świetnie – wymamrotałam pod nosem, odbierając od baristki filiżankę z herbatą. Ruszyłam w stronę wind, po drodze witając się bezgłośnie z Juliet.

– Ty też się trzymaj.

– Zawsze – odparłam, uśmiechając się delikatnie i zakończyłam połączenie.

Gdy tylko zniknęłam w ciasnej przestrzeni windy, odetchnęłam z ulgą. Wlepiłam oczy w sufit i próbowałam opanować szaleńcze bicie serca. Nawet nie wiedziałam, co było jego powodem. Poza zmęczeniem, czułam się naprawdę dobrze.

HEARTLESSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz