ANTHONY
We wtorkowy poranek, po kilkudniowej nieobecności, w końcu pojawiłem się w firmie. Val mogła się upierać, że mnie nie potrzebuje, ale przecież nie zatrudniłaby mnie bez powodu. Nie mogłem też zawalić swoich obowiązków, a tak się składa, że miałem w tyle już kilka spotkań, a lista zadań do zrobienia ciągle rosła.
Ruby wróciła do domu oraz do szkoły i miałem nadzieję, że przez jakiś czas rodzice dadzą sobie spokój. Siostra zapewniała mnie, że ojciec nie wróci jeszcze przez kilka następnych dni, a gdy go nie ma, matka tylko śpi. Musiałem więc wierzyć jej słowom, choć nie mogłem przestać myśleć o tym, co będzie, kiedy znów wróci. Pokłócą się, Ruby zadzwoni do mnie, wezmę ją do siebie... I tak w kółko. Musiałem coś zrobić. Ta dziewczyna ma przed sobą jeszcze całe życie, a na pewno nie zasmakuje go w pełni, jeśli wciąż będzie musiała borykać się z problemami rodzinnymi.
Nie czułem się dobrze. Przytłaczało mnie to wszystko i wiedziałem, że w końcu przyjdzie taki dzień, w którym będę musiał spojrzeć rodzicom w oczy i powiedzieć im, że są beznadziejni. Mogłem unikać ich bez końca i pewnie zrobiłbym tak, gdyby nie Ruby. Ktoś przecież musiał przemówić im do rozsądku.
Odchyliłem się na swoim krześle i głośno westchnąłem. Skryłem twarz w dłoniach. Miałem chłodną skórę i byłem prawie pewny, że jestem wyjątkowo blady. To gówno nie dawało mi spokoju. Siostra była dla mnie najważniejsza i cierpiałem, wiedząc, że nie ma zapewnionych warunków, na które zasługuje.
Z zamyślenia wyrwał mnie szczęk otwieranych drzwi. Uchyliłem powieki i zza palców dostrzegłem sylwetkę Alexandra, który wychylił się zza rogu z delikatnym uśmieszkiem na twarzy.
– Wyglądasz, jak trup – stwierdził po chwili, marszcząc brwi. Wszedł do mojego gabinetu, zamknął za sobą drzwi i rzucił jakąś kopertę na biurko, kiwając w jej stronę głową. – Val mówiła ci o balu?
– Mhm – potwierdziłem niechętnie. Starałem się rozluźnić mięśnie twarzy, by nie wyglądać na kogoś, kto przez ostatnią godzinę zamęczał się myślami. Jednak mina Alexandra zdradziła mi, że ani trochę mi się to nie udało.
– Naprawdę? – Badawczo zwęził oczy.
– Czemu tak cię to dziwi?
– No wiesz... To nie jej klimaty – zaśmiał się pod nosem, po czym przejechał dłonią po brodzie i rozejrzał się po pomieszczeniu. – Byłem pewny, że będzie wolała iść sama – dodał.
– Dzwoniła do mnie w sobotę.
– Kurde... – wymamrotał zdumiony. Wiedziałem, że Val za mną nie przepada, no ale bez przesady. Zresztą, nasze stosunki uległy zmianie i śmiało mogłem powiedzieć, że ta kobieta zaczęła mnie akceptować, tyle że Alex nie miał o tym pojęcia. – To chyba dobrze, co?
Przytaknąłem, marząc jedynie o tym, by zająć się pracą.
– Masz ochotę wyjść wieczorem do baru? – zapytał nagle, kompletnie mnie tym zaskakując. – Miałem iść z Samuelem, ale wyskoczył mu jakiś projekt do zrobienia więc...
– Jasne – mruknąłem od niechcenia. Co prawda, nie miałem najmniejszej ochoty na jakiekolwiek wyjścia, ale naprawdę lubiłem Alexandra i skoro po raz pierwszy gdzieś mnie zaprosił, to nie zamierzałem odmawiać.
– Świetnie, to widzimy się później – rzucił wesoło, po czym opuścił mój gabinet.
Złapałem za kopertę i obróciłem ją w palcach. Nożyczkami przeciąłem ją od góry, a potem wyciągnąłem mały kartonik, na którym złotymi literkami zapisano moje imię i nazwisko. Gdy jeszcze pracowałem u Clarence'a, marzyłem o tym, by pewnego dnia pojawić się na tym balu. To wydarzenie było idealną okazją do tego, by pokazać się wśród ludzi, którzy od lat siedzieli w świecie marketingu. Byłem żądny doświadczeń i chciałem się rozwijać, wierząc, że będąc częścią tego towarzystwa stanę się kimś ważniejszym. Teraz już mi tak na tym nie zależało i gdyby Val nie poprosiła, bym pojawił się tam jako jej osoba towarzysząca, nawet nie rozważyłbym przyjęcia zaproszenia.
CZYTASZ
HEARTLESS
RomanceROMANS BIUROWY🤍 „Anthony Dewberry mógł być moim zbawieniem, ale równie dobrze mógł być moim... końcem" O Valentinie Valley można powiedzieć wiele. Z pewnością uchodzi ona za niezależną, pewną siebie kobietę, która prowadzi własną firmę rozsądnie i...