Rozdział 25

7.1K 270 77
                                    

ANTHONY

Siedziałem w małej kawiarni ulokowanej między kilkoma innymi budynkami. Takie miejsca miały swoje plusy, a jednym z nich było to, że zapewniały prywatność, na czym szczególnie mi zależało. Niewygodne krzesło i zalegający na sztucznych kwiatach kurz, nie były w stanie mnie zniechęcić. W idealnie uprasowanej koszuli i spodniach od garnituru wyglądałem co najmniej dziwnie. Przy barze siedziały dwie młode dziewczyny, mające co najwyżej szesnaście lat, a przy ścianie, kawą raczył się starszy facet, który pusty wzrok utkwił w ścianie. Obsługa nie wyglądała na chociażby sztucznie uprzejmą. Mieli markotne miny i pogniecione fartuszki pełne różnych plam. Jednak zapach świeżo mielonej kawy wynagradzał to wszystko.

Rzuciłem okiem na zegarek, który wskazywał już kilka minut po osiemnastej, co oznaczało tylko tyle, że mój ojciec się spóźnia. Nie, żebym oczekiwał, że przybędzie na czas. Już dawno przestał być tym dobrze zorganizowanym facetem, który mnie wychowywał. Teraz był kimś, kogo tak naprawdę nie znałem. Czułem się więc, jakbym miał rozmawiać z obcą dla mnie osobą, co budziło we mnie dyskomfort. A jednak Gunnar Dewberry był moją jedyną deską ratunku.

Ostatnio nie lubiłem się nudzić. Wcześniej uznawałem ten czas bezczynności za coś potrzebnego, za moment, w którym mogę odpocząć. Teraz natomiast, gdy tylko nie miałem nic do zrobienia, myślami uciekałem do Valentiny. Odtwarzałem w głowie jej głos, wspominałem dobre chwile, które przyszło nam przeżyć, a ostatecznie i tak wszystko sprowadzało się do tego okropnego momentu sprzed dwóch tygodni, kiedy to prosto w twarz wykrzyczała mi, że w ogóle jej na mnie nie zależy. Akceptowałem wszystkie wady tej kobiety, ponieważ wiedziałem, że pod nimi kryje się coś dobrego. Nie słuchałem, gdy wokół trąbili, że nie ma serca. Podjąłem się misji, która polegała na znalezieniu tego organu w jej ciele, a gdy już myślałem, że jestem blisko celu i może nawet serduszko Val bije mocniej na mój widok, ona znów wszystko zniszczyła.

Znudziło mnie to. Czekanie, odtrącanie, sprawianie komuś bólu. Nie sądzę, że nie była tego wszystkiego warta, ale... Miałem do siebie szacunek. Nie mogłem pozwolić na to, by ktoś bawił się moimi uczuciami. Gdy powiedziała mi, że przespała się ze mną z litości, szala goryczy się przelała.

Prosiła, bym nie pozwolił jej się rozmyślić, ale jak miałbym przyjmować na klatę setki obelg? Za co? Za chwilę uniesienia, po której znów wszystko wróci na stare tory? Nie, dzięki.

Odgłos cichego dzwoneczka i szczęku drzwi pozwolił mi otrząsnąć się z zamyślenia. Przekierowałem rozkojarzony wzrok na wejście, gdzie stał mój ojciec. Zaczął rozglądać się po kawiarni, a ja miałem nadzieję, że w ogóle pamięta, jak wygląda jego syn. Kiedy jego oczy spoczęły na mnie, wzdrygnął się i podszedł bliżej. Wyglądał zadziwiająco dobrze. Flanelowa koszula w ciemnym kolorze opinała jego niezbyt pokaźną klatkę piersiową, a jasne, materiałowe spodnie wyglądały na wyciągnięte z dna szafy, ale... Wyglądał zdrowo. Nie miał sińców pod oczami, ułożył włosy i miał całkiem trzeźwe spojrzenie.

– Synu – mruknął zachrypniętym głosem i zajął miejsce naprzeciwko mnie. Poprawił się na krześle, ułożył kołnierz koszuli i jak najmocniej starał się unikać kontaktu wzrokowego.

– Tato – odparłem, utrzymując znudzony ton. – Zamówić coś dla ciebie? – Kiwnąłem głową w kierunku baru, za którym na pełnych obrotach pracowała starsza kobieta.

– Nie, Anthony, dziękuję.

Cóż, przynajmniej pamięta, jak mam na imię.

– Jak pewnie wiesz, nie zaprosiłem cię tutaj, by poprawić nasze relacje...

Jego cichy, nerwowy śmiech, sprawił, że zamilkłem. Obrzuciłem ojca ostrzegawczym spojrzeniem, po którym spoważniał.

– Chcę porozmawiać o Ruby – oświadczyłem, odchylając się na krześle. Złączyłem dłonie na powierzchni stołu.

HEARTLESSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz