14. Zasady Gry

177 13 3
                                    

 Niebo nad Baltimore było zasnute gęstymi, szarymi chmurami. Sobota. Większość ludzi zapewne cieszyła się, że nie musi wstawać do pracy czy szkoły. Dla mnie jednak dzień ten wydawał się bezcelowy, przygnębiający. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Wychodząc z domu, miałam jedną myśl: nie wracać. Przez moment rozważałam, czy nie odwiedzić doktora Lectera, ale to był weekend. Nie chciałam zakłócać jego spokoju. Pozostała mi tylko jedna osoba – Nicky.

Teraz leżałam na jej łóżku, opowiadając, co zrobił Campbell i jakie kłamstwa na mój temat wpoił mojej matce. Nicky, moja najlepsza przyjaciółka, była jednocześnie wściekła i zszokowana.

– Nie wierzę! Co za chory psychol! – Nicky wyrzuciła z siebie te słowa, siedząc obok mnie na łóżku. Miała w ustach papierosa, a dym leniwie unosił się pod sufit. – Twoja matka naprawdę to wszystko łyknęła?

Westchnęłam, czułam się kompletnie wyczerpana.

– Najwyraźniej tak – odpowiedziałam gorzko. – Campbell zrobił jej z mózgu żelatynę. Sama już nie wiem, co dalej. Gdybym tylko mogła porozmawiać z ojcem... Może on by mi coś wyjaśnił, cokolwiek.

Nicky pociągnęła głęboko z papierosa, po czym zaciągnęła się dymem, zamyślona.

– A ten twój doktorek? – zapytała po chwili, przerywając ciszę. – Może on mógłby się za tobą wstawić? Wiesz, pogadać z twoją matką albo coś?

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– Oczywiście o tym myślałam – przyznałam. – Ale co on może? Pójdzie ze mną za rękę do więzienia? – prychnęłam z irytacją, ukrywając prawdziwe myśli, które mnie dręczyły. – Poza tym, jeśli mój ojciec rzeczywiście siedzi w izolatce, to i tak niewiele mogę zrobić. Muszę poczekać... Może za miesiąc będzie lepiej.

Nicky zmarszczyła brwi, wpatrując się we mnie.

– Za miesiąc? – prychnęła z niedowierzaniem. – Kochana, za miesiąc ten skurwiel Campbell wymyśli coś innego, żebyś nie mogła się z nim spotkać. Nie wierzysz w to? Będzie tylko gorzej.

Dogasiła papierosa i odrzuciła go do popielniczki. Potem położyła się obok mnie, wtulając się w moje ramię.

– Słuchaj, możesz zostać u mnie na cały weekend – powiedziała miękko. – Nie chcę, żebyś wracała do tego bagna. Tutaj jesteś bezpieczna.

Uśmiechnęłam się, wdzięczna za jej wsparcie.

– Dzięki, Nicky – szepnęłam. – A ciuchy też pożyczysz? Wzięłam ze sobą tylko telefon.

Nicky wybuchnęła śmiechem.

– Oczywiście, że tak! – zaśmiała się. – Nie martw się, ogarniemy to.

Wtuliłam się w nią mocniej, ciesząc się, że chociaż przez chwilę mogłam zapomnieć o całym piekle, w którym tkwiłam.

Niedzielny wieczór. Wróciłam do domu niechętnie. Wchodząc do środka, chciałam jak najszybciej i najciszej dostać się do swojego pokoju, ale mój plan spalił na panewce. Matka zagrodziła mi drogę na górę. Stała na środku korytarza, z założonymi rękami i nerwowo tupiąc nogą. Wyglądała jak postać z koszmaru – zła czarownica z bajki.

– Gdzie byłaś? – zapytała ostrym tonem, pełnym pretensji.

Zmrużyłam oczy. Teraz ją to obchodzi?

– Teraz się tym przejmujesz? – odparłam chłodno, nie zatrzymując się.

– Nie pyskuj, Katherine! – warknęła. – Narobiłaś już dość problemów! Powinnaś przeprosić Edwarda za swoje zachowanie, a nie chować się jak tchórz!

Nie mogłam powstrzymać gorzkiego śmiechu.

– Słyszysz siebie, mamo? Naprawdę wierzysz w każde słowo, które ci wciska? – spytałam, patrząc na nią zdumiona.

Matka westchnęła z irytacją.

– Jeśli go nie przeprosisz, dostaniesz szlaban. Tylko szkoła i terapia, żadnych spotkań z przyjaciółmi. A ojciec? Zapomnij o nim.

W tym momencie poczułam, jak coś w środku mnie pęka.

– Nie masz prawa zabronić mi widywania się z ojcem! – krzyknęłam, mijając ją i wbiegając po schodach do swojego pokoju. – Ale wiem jedno, dowiem się, co ukrywasz z tym swoim przydupasem!

Zamknęłam się w pokoju z hukiem, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Byłam wściekła, zraniona, bezsilna. Jak długo można to jeszcze wytrzymać? Próbowałam się uspokoić, robiąc ćwiczenia oddechowe, które zalecił mi doktor Lecter, ale w mojej głowie szumiało od gniewnych myśli. Wiedziałam jedno – za wszelką cenę muszę zobaczyć się z ojcem.

Poniedziałek. Zwykły, nienawidzony przez wszystkich poniedziałek. Wstałam z łóżka, z trudem przygotowując się do szkoły. Szyja nadal mnie bolała, więc owinęłam ją delikatnie aksamitną chustą, aby zakryć żółtawe siniaki. Kiedy z plecakiem na ramieniu schodziłam ze schodów, drogę zagrodził mi Campbell.

Zamarłam. Ten psychol stał przede mną, patrząc na mnie z pogardą.

– Nadal cię boli? – spytał, wskazując na moją szyję. Matki musiało nie być w domu.

– Odwal się – odpowiedziałam chłodno, próbując go minąć.

Chwycił mnie mocno za rękę.

– Puść, to boli! – syknęłam, próbując się wyrwać.

– Posłuchaj, mała dziwko – wysyczał przez zęby. – Od teraz ja rządzę w tym domu. Czy tego chcesz, czy nie. Twoja matka je mi z ręki, więc nie próbuj jej przeciw mnie podburzać, bo stanie ci się coś bardzo złego. Zrozumiano? – Jego oczy błyszczały złowrogo, a ton głosu budził we mnie dreszcze.

Splunęłam mu w twarz. W ułamku sekundy poczułam jego pięść na mojej twarzy, a potem ból rozlewający się po moich żebrach, kiedy kopnął mnie na ziemię. Leżałam skulona na podłodze, ale nie płakałam. Nie dam mu tej satysfakcji. Spojrzałam na niego pełna nienawiści.

– Twarda jesteś... – zamruczał, uśmiechając się drwiąco. – Ale pamiętaj, co powiedziałem. Zachowuj się grzecznie, albo znowu się spotkamy.

Opuścił dom, zostawiając mnie na podłodze w bólu. Wiedziałam, że nie mogę iść w takim stanie do szkoły. Nie mogłam nikomu powiedzieć prawdy, bo kto by mi uwierzył? Campbell miał wpływy, znał ludzi.

Tego ranka wiedziałam jedno – muszę iść do doktora Lectera.

Poczekalnia doktora Lectera była pusta, kiedy weszłam do jego gabinetu. Drzwi były zamknięte, a zza nich dobiegały głosy. Usiadłam na krześle, czekając. Było mi zimno, miałam wrażenie, że mam gorączkę. Ból w żebrach pulsował, a twarz piekła. Czekałam godzinę, może dłużej, zanim drzwi się otworzyły i wyszedł poprzedni pacjent.

Doktor Lecter spojrzał na mnie od razu, a jego oczy ściągnęły moje myśli w jedną stronę. Uśmiechnął się lekko.

– Katherine, wyglądasz gorzej niż ostatnio – powiedział, zapraszając mnie do środka.

Podniosłam się, wchodząc do jego gabinetu, czułam się na granicy wytrzymałości.

– Co się stało? – zapytał, kiedy usiedliśmy. Zwykle zadawał to pytanie spokojnym, profesjonalnym tonem. Dziś jednak brzmiało jak wyzwanie.

Patrzyłam na niego w milczeniu. W głowie czułam mętlik, jakby wszystkie słowa świata nagle straciły sens.

– Katherine? – ponowił pytanie, lekko pochylając się w moją stronę.

Wtedy to się stało. Wszystko, co tłumiłam od tak dawna, przebiło się przez moją skorupę. Zaczęłam płakać. Płakałam jak dziecko, wtulając się w jego ramię, nie dbając już o to, że to mój terapeuta, że tak nie powinno się robić.

– Proszę, pomóż mi... – wyjąkałam przez łzy.

Psychiatra - Zakończone ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz