12. Pozory szczęścia

197 10 2
                                    

Gdy wróciłam do domu, było już po czternastej. Ból głowy nie dawał mi spokoju, a ogólnie czułam się fatalnie. Cała ta sytuacja z matką i Campbellem mocno wpłynęła na moją psychikę. Na dodatek byłam na siebie wściekła, bo test z matematyki kompletnie mi nie poszedł, mimo że próbowałam wczoraj wbić sobie cokolwiek do głowy. Najwyraźniej bez skutku.

Na podjeździe nie było samochodu Campbella, co oznaczało, że jeszcze nie wrócił z kancelarii. Dobrze, bo wcale nie miałam ochoty oglądać jego twarzy. Gdy weszłam do domu, w moje uszy uderzyły dźwięki muzyki. Z głośników sączyły się utwory Madonny – ulubione kawałki mojej matki. Zawsze puszczała ten album, kiedy miała doskonały humor. Ucieszyła się? Była szczęśliwa? Nie mogłam znieść tej myśli. Weszłam do kuchni i zobaczyłam, jak kroi jakieś ciasto, nucąc pod nosem. Kiedy mnie zauważyła, uśmiechnęła się promiennie, a ja poczułam ścisk w żołądku. Ostatni raz była taka szczęśliwa, kiedy była jeszcze z tatą. Pamiętam, jak tańczyli w salonie, popijali szampana na jej urodziny. Byli tacy zadowoleni, tacy... zakochani.

– Witaj, córciu! – zawołała wesoło, odkładając nóż. – Jesteś głodna? Upiekłam ciasto – dodała z nadzieją w głosie. – Powinniśmy porozmawiać, nie sądzisz?

Wzruszyłam ramionami, nie widząc sensu w tej rozmowie. O czym mielibyśmy gadać? O jej szczęśliwej sielance z nowym facetem? Ale skoro nalega, niech będzie.

– Okej, o czym chcesz gadać? – zapytałam, siadając przy wyspie kuchennej. Oparłam się na łokciach, patrząc na nią z lekką obojętnością. Matka stanęła po drugiej stronie blatu, jej wzrok był niepewny.

– Słuchaj, Katherine – zaczęła łagodnie. – Wiem, że to dla ciebie trudne, naprawdę to rozumiem. Ale musisz zrozumieć, że twój ojciec... on spędzi resztę życia w więzieniu. A my musimy iść dalej, żyć. – Jej głos brzmiał miękko, niemal błagalnie. Patrzyła na mnie z nadzieją. – Musimy spróbować ułożyć sobie życie na nowo, rozumiesz?

Skrzywiłam się na te słowa.

– Ty już zaczęłaś – odparłam ostro. – Sprowadziłaś go do domu, nawet nie pytając mnie o zdanie.

Westchnęła ciężko, przeczesując palcami włosy.

– Wiem, przepraszam – przyznała. – Powinnam była z tobą o tym porozmawiać wcześniej. Nie chciałam, żebyś czuła się odsunięta. Wybacz mi... – Jej głos zadrżał. – Nie chcę, żebyśmy się kłóciły, Katherine. Naprawdę mi na tym zależy. Daj Edwardowi szansę, proszę – jej dłonie spoczęły na mojej, ciepłe i pełne nadziei.

Spojrzałam na nią chłodno.

– On mnie nienawidzi, a ja jego – odpowiedziałam pewnym głosem. Nie miałam wątpliwości co do tego. – To nigdy nie zadziała.

Matka pokręciła głową, jakby chciała odrzucić to, co powiedziałam.

– To nieprawda, Katherine. Edward naprawdę chce się z tobą porozumieć, ale ty go odpychasz. Może spróbowałabyś...

– Tak, jasne – przerwałam jej, uśmiechając się ironicznie. – On tylko udaje, żeby pokazać ci, jaka to jestem zła. A potem, kiedy tylko będziesz patrzyła w inną stronę, będzie próbował mnie zniszczyć. Myślisz, że tego nie widzę? On cię manipuluje!

Matka spojrzała na mnie z bólem w oczach, ale ja już wiedziałam, że tej rozmowy nie ma sensu kontynuować.

– Mam dużo lekcji – powiedziałam obojętnie, wstając z krzesła. Szkoda mi było czasu na tę dyskusję. Matka była zaślepiona, nie widziała, co się wokół niej dzieje.

– Katherine, poczekaj – zawołała za mną. – Zostaliśmy zaproszeni przez Doktora Lectera na kolację. Dziś o 19. Proszę, wyszykuj się dobrze, okej?

Psychiatra - Zakończone ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz