15. Mrok i Cisza

180 9 4
                                    

Doktor Lecter spojrzał na mnie z powagą, kiedy zaproponował zgłoszenie pobicia na policję. Był stanowczy, niemal niewzruszony. Wiedziałam jednak, że to tylko dodałoby mi problemów, więc wolałam przemilczeć całe zajście. W mojej głowie kołatała się myśl, że najlepiej będzie poczekać na rozwój sytuacji. Doktor twierdził, że jeśli Campbell znowu mnie zaatakuje, muszę się bronić. Obiecał, że pomoże mi, jeśli coś się stanie, ale w jego słowach wyczułam coś niepokojącego.

Kiedy wspomniałam o tym, że mogłabym zabić Campbella, zobaczyłam w jego oczach coś mrocznego. To było jak iskra, jakby w głębi duszy chciał zobaczyć krew na moich rękach. Czasami mnie przerażał. Bałam się, do czego mógłby mnie namawiać, ale jednocześnie... fascynował mnie. Miał w sobie coś, co sprawiało, że pragnęłam jego aprobaty. Chciałam, żeby widział, żeby mnie docenił, żeby był ze mnie dumny.

Tamtego dnia, kiedy postanowiłam nie iść do szkoły, doktor Lecter zaprosił mnie do swojego domu. Kuchnia, w której razem gotowaliśmy, była ciepła i przytulna, pachniało przyprawami i winem. Stałam przy blacie, krojąc marchewkę, a on podlewał czerwonym winem mięso, które już dusiło się w rondlu. Zapach był oszałamiający.

– Co to za mięso? – zapytałam, uważnie krojąc warzywa.

Doktor uśmiechnął się lekko, zerkając na mnie spod oka.

– Cielęcina. Delikatne i pyszne mięso, zobaczysz, zasmakuje ci – odpowiedział spokojnie.

– Gdzie nauczył się pan tak gotować? – zapytałam z ciekawością, patrząc, jak z wprawą operuje nożem.

– Dużo podróżowałem po świecie – wyjaśnił. – Poznawałem różne smaki, różne potrawy, ale przyznaję, że jestem samoukiem. Lubię przyrządzać jedzenie od podstaw – jego oczy błysnęły, a uśmiech poszerzył się nieznacznie. – Zwłaszcza mięso.

Poczułam lekki dreszcz, nie wiedząc, dlaczego tak mnie to poruszyło.

– Poluje pan? – spytałam niepewnie.

Jego uśmiech stał się szerszy, niemal drapieżny.

– O tak, bardzo często – odpowiedział, nie odrywając wzroku od mojej twarzy.

Zjedliśmy razem przy blasku świec. Cielęcina była wspaniała, delikatna, a wino idealnie dopełniało smak potrawy. Podczas posiłku doktor opowiadał mi o swoich podróżach do Włoch, o Florencji, którą uwielbiał, o katedrze Santa Maria del Fiore. W jego gabinecie widziałam wcześniej rysunki tej katedry – było jasne, że to miejsce miało dla niego znaczenie.

Wieczór szybko minął, a ja nie miałam ochoty wracać do domu. Jednak sms-y od matki, która nagle przypomniała sobie o moim istnieniu, zmusiły mnie do podjęcia decyzji.

– Dziękuję, doktorze Lecter, za wszystko – powiedziałam szczerze, gdy odprowadzał mnie do drzwi. Uśmiechnął się lekko i objął mnie delikatnie.

– Ja również dziękuję, Katherine. Miałem dziś wspaniałe towarzystwo – odpowiedział cicho. – Pamiętaj, możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji.

Jego słowa brzmiały jak obietnica.

Tygodnie mijały, a ja starałam się funkcjonować w tej rzeczywistości. Matka nie skomentowała mojego siniaka na twarzy – może Campbell coś jej wmówił, a może po prostu wolała nie wiedzieć. Nasza relacja wisiała na włosku. Żyłam nadzieją, że może wkrótce uda mi się zobaczyć z ojcem.

Pewnego dnia, podczas lekcji matematyki, głośniki szkolne wezwały mnie do gabinetu dyrektorki. Spojrzałam zaskoczona na Nicky, która uniosła brwi.

– Zmalowałaś coś? – szepnęła z uśmiechem.

– Pewnie coś – odparłam, choć wcale nie miałam pojęcia, o co może chodzić.

Kiedy weszłam do gabinetu dyrektorki i zobaczyłam moją matkę – bladą, zapłakaną – coś we mnie zamarło. Coś złego się stało.

– Kochanie, tata nie żyje – powiedziała drżącym głosem.

To było, jakby świat stanął w miejscu. W mojej głowie zaczęły pojawiać się obrazy ojca – jego ciepły uśmiech, oczy tak podobne do moich, wspólne chwile, biwaki, święta. Wszystko zawirowało.

– Nie! Kłamiesz! – wykrzyczałam. Nie mogłam jej wierzyć. To musiał być kolejny podstęp Campbella.

– Nie, to prawda, Katherine – szlochała matka. Wyrwałam swoje dłonie z jej uścisku i wybiegłam z gabinetu, słysząc jej rozpaczliwe wołania za mną.

– To twoja wina! Twoja i tego skurwiela! – krzyknęłam, a moje słowa odbiły się echem w korytarzu. – Nienawidzę cię.

Biegłam bez celu, a w mojej głowie kłębił się ból i gniew.

Znalazłam się w gabinecie doktora Lectera, wtulona w jego ramiona, płacząc niekontrolowanie.

– Bardzo mi przykro, Katherine – powiedział cicho. – Czy wiesz, jak zginął twój ojciec?

Pokręciłam głową, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Doktor otarł łzy z mojej twarzy i podprowadził mnie do kanapy.

– Usiądź – poprosił, a ja posłusznie usiadłam. Po chwili wrócił z zastrzykiem. Nie pytałam, co to jest. Podwinęłam rękaw i pozwoliłam mu wstrzyknąć mi substancję.

Obudziłam się z bólem głowy. Leżałam przykryta kocem na kanapie w gabinecie doktora. Kiedy zobaczył, że się budzę, uśmiechnął się ciepło.

– Jak się czujesz? – zapytał, siadając obok mnie.

– Boli mnie głowa – powiedziałam zachrypniętym głosem. – Która godzina?

– Jest osiemnasta – odpowiedział, po czym spojrzał na mnie łagodnie. – Muszę cię odwiedzić do domu. Twoja matka się martwi.

– Rozmawiał pan z nią? – zapytałam, nie kryjąc zdziwienia.

– Tak. Musiałem ją poinformować, że tu jesteś.

Pokiwałam głową, ale coś mi nie dawało spokoju.

– Czy pytał pan, jak... jak zginął mój ojciec?

Doktor Lecter zamilkł na moment, a potem odpowiedział powoli, z wyraźnym namysłem.

– Został zadźgany na spacerniaku.

Zmarszczyłam brwi. Na spacerniaku?

– Przecież miał być w izolatce – powiedziałam z niedowierzaniem, patrząc na doktora.

Odgarnął mi włosy z twarzy.

– Może wyszedł z niej wcześniej – odpowiedział, ale coś w jego tonie budziło moje wątpliwości.

– Nie... coś mi tu nie pasuje – powiedziałam, marszcząc czoło.

– Nie myśl o tym teraz – odpowiedział spokojnie. – Musisz przeżyć żałobę po ojcu.

Znowu zalałam się łzami, a on przytulił mnie, kojąc moją rozpacz swoim spokojnym, opanowanym głosem.

Wróciłam do domu, a Campbell'a nie było. Usiadłam z matką w salonie, gotowa wysłuchać tego, co chciała mi powiedzieć.

– Katherine, wiem, że jest ci teraz bardzo ciężko. Mnie też... kochałam twojego ojca – zaczęła, ale przerwałam jej z gniewem.

– Kochałaś? Dlatego wniosłaś o rozwód i jesteś z Campbellem? To tak okazujesz miłość?!

Matka próbowała coś tłumaczyć, ale wtedy do domu wszedł Campbell.

Psychiatra - Zakończone ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz