W niewidzialnym kodeksie Hongjoonga, który spisał we własnej głowie, napisane było iż z jego słownika ma zostać wymazane słowo "poddać się". Był człowiekiem pełnym determinacji, nie znał poddanej bo zawsze dumnie dążył do swoich celów. Nie można powiedzieć, że dążył do nich po trupach, za każdym razem starał się uniknąć niepotrzebnych ofiar i wiele razy mu się to udawało. Było mu wstyd, bo teraz zdany był na łaskę kogoś kogo nienawidził, kogoś kto mógł zabawiać się nim w nieskończone lub zabić jednym kiwnięciem palca. Był bezradny i bezsilny, te uczucia go przytłaczały, nienawidził się tak czuć. Zawsze wolał mieć kontrolę nad swoim życiem, teraz zostało mu to odebrane. Leżał już trzeci dzień, bez jedzenia, a jego dzienna dawka dwóch szklanek wody została zmniejszona do jednej, o wiele mniejszej niż poprzednie. Zaczął rozmyślać, zaczął wstydzić się swoich myśli i w głębi niedowierzał, że on, Kim Hongjoong mógł rozważać ucieczkę. Jego zdaniem, zwykłe tchórzostwo. Jednak to było jedyne wyjście o ile chciał wyjść z tego cało. Zdołał zauważyć, że książę Idry wcale nie był taki głupi jak mu się wydawało. Błędnymi nadziejami było oczekiwane dobro w przyszłym monarsze, okazał się on tyranem, być może jeszcze gorszym niż jego ojciec. Czerwonowłosy był przerażony przyszłością tego kraju, dziadek Parka dbał o dobroć każdego z mieszkańców. Dostarczał piratom czystą wodę, jedzenie, a nawet medykamenty. Nie było tego sporo, ale jako król dobrze sprawował się w swojej roli. Odkąd zmarł wszystko odwróciło się do góry nogami. Wcześniejsza, piękna przystań dla korsarzy zamieniła się w melinę, a armia szkolona była na chorych zabójców niewinnych ludzi. Bo nie musiałeś być piratem abyś był na ich celowniku, wystarczy, że pochodziłeś z Trist, a oni wzięliby cię za najgorszą warstwę społeczną, której trzeba się pozbyć. Wcześniejsze dostawy zostały odwołane, a ustanowienie, które zostało spisane przez samego władcę, było okrutnie łamane pierw przez króla, a następnie przez wszystkich innych. Zrodziła się nienawiść, którą teraz również czuł Hong, gdyż to przez władzę codziennie ginęły rodziny i bliscy takich jak on, przez nich zmarła jego własna rodzina. Nigdy nie mógł się z tym pogodzić, zawsze pragnął zemsty. Z czasem to uczucie zanikało w świetle jego nowych marzeń i celi, ale teraz jedyne o czym marzył to głowa Seonghwy. Ponownie nie wiedział co tamten kombinował, oczekiwał okropnych tortur, przygotowywał się do tego psychicznie jak tylko potrafił, ale mijały godziny, dni, a po torturach ani śladu. Co więcej, codziennie przychodził do niego lekarz, który starannie oczyszczał i bandażował jego stare rany. Pozostało mu już tylko myśleć, że czeka na wyrok śmierci. Być może Seonghwa dowiedział się już tego co chciał i teraz nastała jego pora. Kim bał się tego, dlatego od ostatniego czasu myślał o porzuceniu misji. Jego honor bardzo by na tym ucierpiał, ale chciał przeżyć. Tak bardzo tęsknił za swoimi przyjaciółmi, a nawet za Hanem, którego nie cierpiał, ale był o wiele ciekawszym obiektem do sprzeczek niż Hwa, który tylko potrafił drwić z niego i gapić się z tą nieukrywaną wyższością. Dlatego postanowił, że spróbuje uciec, przy najbliższej okazji. Zbierał siły i energię, wiedział, że ucieczka z królewskiego zamku to będzie dla niego nie lada wyzwanie w takim stanie, w jakim był, ale musiał spróbować.
Mijał dzień trzeci, mimo że nie posiadał zegarka, a nawet widoczność miał ograniczoną przez brak okien, dobrze wiedział ile już się tutaj znajdywał. Albowiem każdego kolejnego dnia strażnicy dawali mu tą nieszczęsną wodę, widać jacy ci arystokraci są łaskawi. W każdym razie, odliczał godziny. Często nie mógł zasnąć i miewał koszmary, wtedy przypominał sobie dobre chwile, takie do których chciałby wrócić. Pomyślał o jednym dniu, w którym razem z załogą niedawno świętowali urodziny Wooyounga. Rozpalili ognisko, gdyż zatrzymali się wtedy na jednej z bezludnych wysp, a później śpiewali wspólnie pirackie pieśni. Kiedy przyszedł czas na prezenty, Yeosang podarował mu szarą małpkę, towarzyszyła im przez resztę podróży, niestety, ale w trakcie zachorowała i odeszła we śnie. Mimo iż koniec tego wspomnienia nie był najprzyjemniejszy, to było jedno z ulubionych wspomnień ognistowłosego. Uśmiechnął się lekko, a następnie zamilkł, kiedy usłyszał dobrze znajomy dźwięk wojskowych butów, które w równym marszu odbijały się od mokrej, kamiennej posadzki. Domyślał się gdzie zmierzają i nie pomylił się, gdyż już chwilę później usłyszał przekręcający się zamek, a zaraz potem do środka weszło dwóch funkcjonariuszy. Joong westchnął, a następnie posłusznie wstał i wyszedł poza celę. Ku jego zdziwieniu, nie zauważył żeby mieli przy sobie jakąś broń, ponad to nie związali mu rąk, od razu popchnęli go w stronę schodów. Hong uznał to za wręcz idealną okazję, nie wiedział jak głupim można być żeby tak po prostu zignorować więźnia oraz jego możliwości nawet po paru dniach głodówki, ale wyszło mu na dobre, więc postanowił skorzystać. Hongjoong nienawidził schodów, do których zmierzali. Wszędzie roznosił się okropny smród grzyba, za każdym razem kiedy się po nich wspinał, czuł jakby ciągnęły się w nieskończoność i tracił przy tym swoje siły. Jednak nie tym razem. Kiedy wdrapywali się po stopień po stopniu, dążąc do tych nieszczęsnych drewnianych drzwiczek, w pewnym momencie Hongjoong odwrócił się, to była chwila, wyrwał klucz, który wisiał przy pasku cerbera, a następnie, sprawnie kopnął obojeę z nich w brzuch. Kopnięcie nie należało do najsilniejszych, ale mężczyźni nie byli przygotowani na taki zwrot akcji, dlatego w szoku, stracili równowagę i wywrócili się, a następnie przeturlali na sam dół. Zadowolony dwudziestolatek pognał co sił w górę, otworzył przejście, które kolejno czym prędzej zamknął. Głęboko oddychając, oparł się o nie i zaczął łapczywie nabierać powietrza, ta cała sytuacja odebrała bardzo dużo sił. Jednak nie mógł się teraz zatrzymać, musiał stąd jak najszybciej uciec. Rozejrzał się, a kiedy upewnił się, że nikt nie znajduje się w miejscu, w którym tymczasowo się zatrzymał, poszedł do pokoju, w którym wcześniej zostawał przygotowany do spotkania z Hwą. Pociągnął za klamkę, która o dziwo pozwoliła mu wejść do środka. Zdziwił się, że było otwarte, ale to już nie jego interes. Szybko przemył twarz, odkręcając wodę w stojącej tam wannie, a później zaczął przeszukiwać szafki w poszukiwaniu jakiegoś stroju. Znalazł jeden czysty strój, przebrał się w niego i ostrożnie wyszedł na zewnątrz. Spodziewał się, że strażnicy, których zrzucił będą dobierać się do drzwi, ale najpewniej zasłabli, gdyż panowała kompletna cisza. Jego kolejnym celem było wejście do środku zamku, co zamierzał uczynić. Wspiął się po pięknych schodach, wyłożonych drogocennym dywanem, w końcu przed nim pojawiły się dużych rozmiarów wrota. Musiał być bardzo ostrożny. Pociągnął do siebie i uchylił drzwi z lekka, zajrzał w szparę, aby zbadać czy ma możliwość wyjścia bez zauważenia przez kogoś. Szczęście dało, że droga była wolna. Wyszedł na zewnątrz, a jego serce szybciej zabiło z ekscytacji i strachu. Teraz już nie było odwrotu. Zajrzał w jedno okno, musiał zbadać gdzie dokładnie jest żeby wiedzieć gdzie iść, na szczęście z tego okna było widać wyjście z zamku, więc szybko stwierdził jak może się tam dostać. Jedno uderzenie serca, wdech i wydech. Zaczął biec, biegł jak najszybciej potrafił. Chwilę udało mu się bez spojrzeń, ale w końcu zaczęli za nim wołać. Pierw służba, a potem straż, która zaczęła go gonić. W całym zamku zapanował chaos, wszyscy krzyczeli i wołali po posiłki. Jedyną zasadą w tej chwili było nie patrzenie w tył. Kim biegł, słyszał jak tamci są coraz bliżej, ale nie mógł się poddać, nie teraz. Nogi zaczęły go boleć, z bólem nabierał powietrze, ale wciąż gnał dalej. Nagle zza rogu wyskoczył na niego strażnik, grożąc strzelbą, ale ten się nie ugiął, ominął go, wykonując sprawny unik, a resztę zatrzymał metalowym wózkiem do serwowania jedzenia, który wyrwał z rąk służącej. Uśmiechnął się, poczuł jak adrenalina krąży w jego żyłach, czuł jak ma coraz więcej energii. W swojej pracy i środowisku jakim żyje, Hongjoong często zmuszany był do ucieczki w ramach ocalenia swojego życia, aczkolwiek domyślał się, że jeszcze nigdy nie biegł tak szybko jak dzisiaj. Dzięki tym wszystkim emocjom, które teraz buzowały w jego organizmie, przestał czuć jakikolwiek ból. Nogi, które wcześniej odbierały mu posłuszeństwa, klatka piersiowa, w której czuł bolesne ukłucie przy każdej próbie nabrania oddechu, teraz to wszystko zniknęło, a zastąpiła je walka. W końcu ujrzał ogromne, drewniane, rzeźbione ręcznie oraz malowane wrota, które prowadziły do wyjścia z tego całego piekła jakim był zamek Parków. Nadzieja i szczęście, które w tym momencie czuł były nie do opisania. To szczęście nie trwało tak długo, tą drogę zasłonili mu kolejni cerberzy, którzy wyłonili się, celując do niego z wypolerowanych broni. Ognistowłosy zmuszony był wykonać ostry zakręt o mało nie przewracając się przez dywan, wtedy zmylił wszystkich i pognał wąskimi korytarzami do jednej z kwatery. Wbił do środka, otworzył okno, przez które wyskoczył. Upadł trochę niezdarnie, ale upadek na szczęście nie był poważniejszy, na pewno za niedługo zobaczy na swoim udzie dorodnego siniaka. Chciał płakać, był już tak blisko. Rzucił się do królewskich ogrodów, z których planował uciec przez jeden z żywopłotów, rosnących tuż przy murach zamku. Gnał przez labirynt dalej nie oglądając się za siebie, chociaż głosy nawołujących strażników z każdym krokiem robiły się coraz cichsze, on nie chciał się zatrzymywać. Śpiesząc się i praktycznie zapominając o wszystkim co go otacza, podczas skręcania do kolejnej alejki na kogoś wpadł. Zakręcił się i runął na ziemię, wyrwany z rytmu. Podniósł głowę, a to kogo ujrzał sprawiło, że cała nadzieja i to uczucie radości jakie się w nim zrodziły ulotniły się szybciej niż wiatr. Zacisnął pięści i zrezygnowany wbił wzrok w ziemię, kiedy z kolejnych alei wyszła armia żołnierzy.
-Dzień dobry, Taehyun. Cóż za spotkanie-odrzekł Seonghwa, przystawiając mu szablę do gardła.
CZYTASZ
UTOPIA || Seongjoong au
Fanfiction"Gdzieś pośrodku morza leży wyspa. Ogromna, mogąca pomieścić tysiące ludzi. Wyspa ta zwana jest Utopią. Drzewa obrośnięte diamentami, rzeki oblane złotem. Mówią, że każda jaskinia wypełniona jest brylantami, złotymi drobiazgami i wszystkim czego zap...