Kolejne dni nie były łatwe dla kapitana. Po dwudziestu uderzeniach, przestał liczyć ile batów dostawał każdego dnia, bo było ich za dużo. Nie było momentu, w którym próbowałby się wyrwać z obleśnych łapsk barczystych mężczyzn, oprócz jednego razu. Skorzystał wtedy z krótkiej nieuwagi starszego po czym złapał za metalową rurę, którą uderzył go w głowę. Po tym występku strażnicy stali się jeszcze bardziej brutalni niż wcześniej, a z ich rządzy zabicia czerwonowłosego ratował go tylko rozkaz Seonghwy. Teraz nie wiedział czy być mu za to wdzięcznym, a może go znienawidzić. Z jednej strony przytrzymanie Honga przy życiu upewniało go tylko w fakcie iż jak długo Hwa by nie grał okrutnego następcy tronu, nie zabije chłopaka. Już po ich pierwszym przesłuchaniu Hong zauważył jak ten się nim zainteresował. Było to dużym plusem i postępem w jego planie, aczkolwiek marzył żeby te katusze się już zakończyły. Czuł jak z każdym kolejnym uderzeniem robi się coraz słabszy, jakby był już na skali śmierci, ale oni go oszczędzali, a później wracali za parę godzin i ponownie zaczynali swoją grę. Nie dostawał jedzenia, jego jedynym pożywieniem były dwie szklanki wody. Był wykończony, ale wierzył w swoje przeczucie, wiedział, że w końcu uda mu się od tego uwolnić. Ciągle rozmyślał również o swojej załodze, zastanawiał się czy znaleźli klucz, który im zostawił. Czy domyślili się aby czegoś poszukać, a jak tak, to czy to znaleźli. Miał nadzieję, że już dawno nie ma ich w Idrze. Od ostatniego spotkania z Seonghwą minęły cztery dni, od tamtego czasu jedyne miejsce, w którym witał to znienawidzona sala tortur. Był prawie pewny, że mógłby tam dojść nawet z zamkniętymi oczami. Po każdych "spotkaniu", zostawał zaciągany do celi, którą od czasu do czasu odwiedzał lekarz. Musiał sprawdzać czy Kim w ogóle żyje, gdyż już nie raz zdarzyło mu się zemdleć, a jego rany nie goiły się tak jak powinny. Podawał mu leki przeciwbólowe, odkażał miejsca po uderzeniach i doprowadzał go do stanu, w którym strażnicy mogli ponownie, bez obawy o jego życie, zabrać go do sali tortur. Hongjoong nie wsłuchiwał się w ich słowa, tak naprawdę w tym całym czasie kiedy się nim zabawiali, odcinał się od świata. Płakał, krzyczał, ale nie zważał na to co mają do powiedzenia uzbrojeni słudzy króla. Do powiedzenia mieli jednak bardzo dużo, bo Joong nie pamiętał czy istniała chwila, w której odpuściliby sobie niepotrzebnych przekleństw i wyzwisk na młodszego. Codziennie zza krat oglądał jak za rozkazem króla zostają wypuszczani kolejni ludzie, aż w końcu został tylko on i jeszcze dziesiątka innych ludzi, z czego kilku z nich pewnie w ogóle nie było powiązanych ze sprawą, a siedzieli za własne poczynania.
W końcu nastał dzień piąty, po południu w lochach echem odbijał się znajomy dźwięk ciężkich butów, uderzających o kamienną podłogę. Hongjoongowi udało się zasnąć, gdyż ostatnio w ogóle nie mógł zmrużyć oka przez przeszywający go po całym ciele ból. Odsypiał pod zabrudzonym szkarłatną cieczą kocem. To była pierwsza noc, w której spał tak dobrze, bez koszmarów, bez drgawek. Mosiężne drzwi od jego celi otworzyły się, a do środka wszedł jeden z uzbrojonych mężczyzn. Nie zważając na to, że czerwonowłosy śpi, uderzył z całej siły batem o podłogę, wydobywając z niego charakterystyczny świst. Joong obudził się przerażony, zmęczonym od płaczu wzrokiem spoglądał na cerbera, który wściekły złapał go pod pachę i wyrzucił poza celę. Hong jęknął z bólu, przymykając oczy i mocno zaciskając szczękę. Wtedy chwycił go kolejny, o wiele mocniej niż poprzedni. Przywarł go do ściany i związał mu ręce grubym sznurem, od którego miał już blizny na delikatnych nadgarstkach. Szarpiąc nim jak jakąś zabawką, poprowadzili go do wyjścia z lochów. Ponownie przemierzyli długie schody, a Kim z każdym stopniem czuł się coraz gorzej, jakby znowu miał zemdleć. Zakręciło mu się w głowie, strażnik widząc, że chłopak ewidentnie źle się poczuł, zatrzymał się i podał mu wodę. Młodszy domyślał się, że nie zrobił tego z dobroci serca. Chwycił plastikową butelkę po czym duszkiem wypił całą jej zawartość. Po tym jak Hong poczuł się lepiej, ruszyli dalej do góry. Kapitan już chciał skręcić do "ulubionej" salki, ale ci poprowadzili go w drugą stronę. Zaczął się stresować, dłonie mu się spociły, a nogi miał jak z galarety. Czuł jakby szedł na śmierć, chociaż nawet nie wiedział gdzie idzie, co denerwowało go jeszcze bardziej. Nawet ta cisza ze strony cerberów była podejrzana. Otworzyli drzwi po czym wepchnęli go do środka. Sami ustali przy wejściu, zostawiając Honga na środku pomieszczenia. Było dziwne, wyglądało jak połączenie kilku pokoi na raz. W jednym rogu stała stara wanna, napełniona wodą. Z drugiej strony krzesło i drewniany stolik, na którym leżał ręcznik oraz starannie złożony strój. Nagle do jego nozdrzy doszedł piękny zapach pieczywa, rozpoznał też świeże mięso i kombinację kilku innych warzyw. Nie wiedział czy to przez brak jedzenia mózg płata mu figle, czy to wszystko dzieje się naprawdę. Wychylił się w bok i na parapecie ujrzał najprawdziwsze śniadanie. Dziwnym zjawiskiem w wnętrzu była również kanapa i malutka biblioteczka. Nie byli tutaj sami, czekała na nich jakaś kobieta. Brunetka, ze związanymi włosami, była nieco niższa od kapitana i miała na sobie biały fartuszek. Uśmiechnęła się lekko do przybyłych po czym podeszła bliżej więźnia.
CZYTASZ
UTOPIA || Seongjoong au
Fiksi Penggemar"Gdzieś pośrodku morza leży wyspa. Ogromna, mogąca pomieścić tysiące ludzi. Wyspa ta zwana jest Utopią. Drzewa obrośnięte diamentami, rzeki oblane złotem. Mówią, że każda jaskinia wypełniona jest brylantami, złotymi drobiazgami i wszystkim czego zap...