Dłonią leniwie sunął to w górę, to w dół. Pod opuszkami palców starał się wyczuć niewielkie wybrzuszenie. Przyglądała mu się z zaciekawieniem, śledziła każdy ruch. Przez dłuższą chwilę nie mówili nic, po prostu rozkoszowali się swoją bliskością. To było wspaniałe. Mieć go przy sobie, wdychać upajający zapach jego perfum. Nagle zapragnęła czegoś więcej. Delikatne głaskanie i czułe spojrzenia, przestały jej wystarczać. Miała go obok... a marzyła o tym, aby mieć go w sobie, na sobie... pod sobą. Oplotła rękoma jego szyję. Uśmiechnął się zadziornie, zupełnie tak, jakby wiedział, co się święci. Przyciągnął ją do siebie. Ich ciała idealnie do siebie pasowały, jak dwa fragmenty tej samej układanki. Przygryzła dolną wargę.
- Co jest, maleńka? - mruknął, nie odrywając wzroku od jej ponętnych ust.
- Zaraz się dowiesz – zaśmiała się, nachylając nad nim. Dłonie ulokowała na jego umięśnionych ramionach. Badała każdą nierówność, wszystkie wklęsłości i wypukłości. Przysunęła się do niego nieznacznie. Ich twrze dzieliły tylko milimetry. Nie wytrzymała. Na jego ustach złożyła słodki pocałunek. Przekręcił głowę i pogłębił pieszczotę. Językiem rozchylił jej miękkie wargi. Nigdy nie miał dość.
***
Wtuliła się w jego ramie. Ich oddechy powoli wracały do normy. Leniwie głaskał ją po włosach. Od czasu do czasu, nieznacznie się nad nią nachylał i składał na jej skórze pocałunki. Marzycielski uśmiech błąkał się po jej twarzy. Kiedy ich spokój zaburzył dźwięk telefonu, nieznacznie się skrzywiła.
- Możemy to ignorować? - zapytała cicho.
- Co jeśli to coś ważnego? - odpowiedział jej pytaniem na pytanie. Wywróciła oczami. Zawsze działo się coś istotnego. Odbierał telefon i leciał na złamanie karku. Krysys poganiany awarią, napędzany sytuacją stresową. Sięgnął po urządzenie leżące na szafce nocnej. Nie powiedziała nic więcej, po prostu schowała twarz w jego klatce piersiowej. Uwielbiała się do niego przytulać. Dawał jej poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Przez całe życie szukała swojej ostoi, bezpiecznego miejsca. Odnalazła je u jego boku.
- To świetna wiadomość, Emmo. Powiem jej – rzucił do słuchawki. Podniosła głowę, spojrzała na niego zaintrygowana. Co takiego chciał jej oznajmić?
- Jasne, rozumiem. Do wieczora dam ci odpowiedź. Jeszcze raz, dzięki wielkie. Trzymaj się. Do usłyszenia – zakończył z uśmiechem.
- Zamieniam się w słuch – mruknęła, ocierając się stopą o jego łydkę. Puścił jej oczko.
- Właśnie dostaliśmy zaproszenie do Ellen.
- Do TEJ Ellen? - poderwała się z miejsca. Była ogromną fanką jej programu. Obejrzała wszystkie odcinki. I to po kilka razy. Pokiwała entuzjastycznie głową. Wszystko w niej krzyczało, każda komórka ciała mówiła, że muszą to zrobić. Była bardzo podekscytowana. Zaczęła radośnie piszczeć i podskakiwać na miękkim materacu. Wybuchnął śmiechem. Złapał ją w talii i przyciągnął do siebie.
- To chyba oznacza, że się zgadzasz – skwitował, odrzucając kosmyki włosów, opadające jej na twarz.
***
Prowadząca skontaktowała się z nimi w piątek. Już w sobote siedzieli w jej studio. Dla Jareda było to setne wystąpienie. Nie czuł żadnego stresu, nie było mowy o dyskomforcie. Czuł się tak, jakby wybierał się na zwykłe spotkanie z dobrą znajomą. Mieli trochę pogadać, trochę się pośmiać. Ot, luźny, przyjemny wieczór. I McLair potraktowała propozycję z przymrużeniem oka. Stwierdziła, że nic złego się jej nie stanie, nie ma się czym denerwować. Im bliżej jednak było do nagrań, tym bardziej była spięta i poddenerwowana. To był jej debiut na szklanym ekranie. Nie wiedziała czego się spodziewać. Ukochany dzielnie trzymał jej dłoń, obiecał, że choćby waliło się i paliło – nie puści jej ręki. Dodawało jej to otuchy. Spojrzała mu prosto w oczy, a kąciki jej ust odruchowo powędrowały ku górze.
CZYTASZ
Skin to skin
FanfictionMarsowe fanfiction. Główna bohaterka - Charlotte. 23 letnia pani fotograf, asystentka Terry'ego Richardsona. Brunetka, duże, zielone oczy, pełne usta. Pewna siebie, arogancka, wie czego chce i zrobi wiele, aby to osiągnąć. Nie w głowie jej związki...