Rozdział 13

774 28 8
                                    

 Minął rok. Równo trzysta sześćdziesiąt pięć dni od kiedy zagościł w jej życiu. To było takie niespodziewane... próbowała się przed tym bronić, robiła uniki. Wszystko na nic. Zajął specjalne miejsce w jej sercu. Od tego nie było odwrotu. Mieli chwile lepsze i gorsze. Kłócili się, godzili. Rozstawali i do siebie wracali. Im bardziej się wypierali, tym mocniej to do nich wracało. Tak różni i jednocześnie tak podobni. Dwa silne charaktery, dwie osobowości. Każde z nich, chciało być tym, do którego będzie należało ostatnie słowo. Musieli się nauczyć siebie nawzajem, wypracować swój własny system. Długo się ścierali. Ich wysiłek nie poszedł na marne. Teraz działali niczym dobrze naoliwiona maszyna. Znali się na pamięć. Nie musieli nawet nic mówić, wystarczyło, że wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Jared był dla niej wszystkim. Był jej mężczyzną, jej kochankiem, najlepszym przyjacielem, powiernikiem. Był tym co kochała, tym czego nienawidziła. Balsamem na jej duszę, najpiękniejszą muzyką dla jej uszu. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Nikt nigdy nie przypuszczał, że uda im się tego dokonać, że zostaną parą. Wszystko było im wbrew. On dojrzały mężczyzna, znany na całym świecie muzyk. Ona, niemalże o połowę młodsza, debiutowała w showbiznesie. Padały słowa krytyki. Doszukiwano się różnych powodów, dla których są razem. On chciał się odmłodzić? Ona na nim wypromować? Paparazzi nie dawali im spokoju. Krytykowano ją za ciemne włosy i egzotyczną urodę. Przecież Leto był znany ze swojego zamiłowania do blondynek. Co się stało? Była kompletnym przeciwieństwem jego ideału. Musiała zabłysnąć czymś innym... czym? Tego nie nikt nie wiedział. Spekulowano, przypuszczano, z butami wdzierano się w ich prywatność. Jakby nie wystarczyło to, że obcy ludzie byli im nieprzychylni... oni sami przez długi, długi czas, robili wszystko, aby utrudnić swe relacje. Komplikowali, mieszali. Dużo złości, zazdrości i nierozładowanego napięcia. W końcu jednak, to wszystko ustało. Dojrzeli, dostrzegli to, co ważne. Nauczyli się dokonywać wyborów. Wcześniej ich znajomość była niczym morze podczas sztormu. Wzburzone, nieprzewidywalne, groźne, niespokojne. Teraz... gładka, tafla jeziora. Bardzo odpowiadała jej ta zmiana. Przeszli tak wiele... zasługiwali na odrobinę spokoju. Pogłaskała się po wyraźnie zaokrąglonym brzuszku. Każdego dnia było jej nieco więcej. Uśmiechnęła się szeroko. Nie mogła się doczekać, aż bliźniaki przyjdą na świat. Zastanawiała się, jakie będą. Po kim odziedziczą włosy, a po kim noski? Czy będą bardziej podobne do mamy, czy do taty? Marzyła o błękitnookich maleństwach z jej uśmiechem. Byłyby najpiękniejsze na świecie... z takimi genami, nie mogło być inaczej. Wiedziała, że szatyn oszaleje na ich punkcie. Będą jego oczkiem w głowie. Przez ostatnie dni wciąż i wciąż opowiadał o swoich planach. Zbudują kiedyś domek na drzewie, nauczy ich jazdy na rowerze, zabierze na wakacje w góry... to było w tym wszystkim najlepsze. Kiedyś obawiała się przyszłości. Nie wiedziała gdzie będzie za pięć, dziesięć, czy piętnaście lat. Co będzie robić? Teraz wiedziała, że to nie miejsce, czy praca są najważniejsze. Priorytetem byli ludzie, którymi się otaczała. I oni byli niezmienni. Za pięć lat będzie w Los Angeles? A może w Singapurze? Dopóki Jay był przy jej boku, nie miała się czego obawiać. Razem dadzą sobie radę ze wszystkim.

Wcisnęła się dla niego w jego ulubioną, czerwoną sukienkę. Jakiś czas temu oddała ją do krawcowej i poprosiła o poszerzenie. Miała nadzieje, że ukochany doceni jej starania. Niedbałym ruchem poprawiła włosy. Była już gotowa. Wzięła głęboki wdech i wróciła do salonu. Przez pół dnia krzątała się po kuchni. Nie potrafiła gotować, nie lubiła tego robić. To było dla niej nielada wyzwanie. Przyrządziła spaghetti, wegańską zapiekankę oraz upiekła jagodowo-czekoladowe muffinki. Kupiła nawet bezalkoholowego szampana. O procentach w stanie błogosławionym mogła tylko pomarzyć. Zabrała się za nakrywanie do stołu. Wyciągnęła śnieżnobiały obrus i porcelanową zastawę. Do tego beżowe serwetki, srebrne sztućce, kryształowe kieliszki. Pokusiła się o świece i wazon pełen żółtych tulipanów. Włączyła nastrojową muzykę. Rzuciła ostatni raz okiem na salon. Było idealnie, była bardzo zadowolona z efektu. Rozgościła się wygodnie na kanapie i czekała. Powinien wrócić lada chwila.

Skin to skinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz