*Adrien*
Ze spokojnego snu obudził mnie krzyk ojca. Stał nade mną i wyzywał mnie od kretynów i idiotów. Choć to i tak łagodne określenia w porównaniu do słów, które padły z jego ust. Nie zdążyłem nawet dobrze się obudzić, a już słyszę najgorsze obelgi pod moim adresem. Mogłem się tego spodziewać po tym, jak opuściłem wczoraj zajęcia w szkole.
Dziwię się, że już wczoraj mnie nie dopadł. To do niego niepodobne.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz, niewdzięczny gówniarzu?! - w jego głosie słychać było tyle jadu i nienawiści, że to było aż niemożliwe, aby te słowa wypowiadał ojciec do syna.
-Przepraszam ojcze...- chyba stery przejął we mnie ten mały chłopiec, który nadal pragnie uwagi ojca.
-Jak śmiałeś z hańbić moje nazwisko?! Przecież to nie do pomyślenia. Co by twoja matka powiedziała na twoje idiotyczne zachowani?!
To nie był pierwszy raz, kiedy w swoich oskarżeniach przywołał mamę. Wiedział, że to mnie najbardziej zaboli.
I bolało, choć już teraz wiedziałem, że jego słowa nie mają nic wspólnego z prawdą.
-Ja już nie wiem, co powinienem robić. Poświęcam się dla ciebie. Daje ci wszystko co chcesz. Masz możliwość rozwoju. Zapewniam ci najlepszy start w życie, a ty marnujesz moją pracę i nie przykładasz się do swoich obowiązków.
-Ale ojcze...
-Nie przerywaj mi gówniarzu, wymagam od ciebie tylko tego, abyś kurwa dawał z siebie wszystko. Masz być najlepszy we wszystkim, ideał, to definicja nazwiska, które nosisz, ale jak widzę, nie zasługujesz na to, aby je nosić. Zawiodłeś mnie kolejny raz... - zdjął okulary i przetarł palcami oczy, po czym znowu je założył- Nie chce ci grozić, jak małemu chłopcu, potraktuj moje słowa jak ostrzeżenie. Jeśli nie zaczniesz brać na poważnie swoich obowiązków i nie staniesz się godnym reprezentantem nazwiska Agreste, to obiecuje ci, że zapełnię ci tak czas, że nie będziesz miał czasu na taniec, i będziesz musiał z niego zrezygnować.
-Ale ojcze...
-Postaraj się, choć wypełnić swoje obowiązki i nie spóźnić się na zajęcia z tańca.
Ojciec uznał naszą "rozmowę" za zakończoną i odwrócił się do mnie plecami, kierując się w stronę wyjścia.
Czułem się słaby, bo pomimo tego, że obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie pozwolę na to, aby słowa ojca miały dla mnie jakieś znaczenie, zawiodłem na tej linii.
Spojrzałem na zegarek. Nie było nawet szóstej. Mój ojciec naprawdę musi mieć dużo wolnego czasu, aby budzić mnie o takiej porze.
Usiadłem na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Byłem załamany tą całą sytuacją i miałem ochotę z tym wszystkim skończyć, spakować się i wyjechać, jak najdalej stąd. Co zrobię, kiedy skończę osiemnaście lat, aby ojciec nie miał prawnie nade mną żadnej władzy.
Stracę wtedy wszystko, co znam i żałuję tylko tego, że będę musiał pożegnać się z tańcem, a by ojciec mnie nie znalazł. I choć wiem, że to pewnie będzie koniecznie, nie mogę się z tym pogodzić.
Taniec jest częścią mnie. Mostem łączącym mnie z moją zmarłą mamą. Czymś, co wyraża mnie najlepiej.
Dzięki niemu odebrałem ojcu jedną z broni, którą stosował na mnie przez kilka miesięcy po śmierci mamy, lecz kiedy zorientował się, że tych wszystkich śladów, które zostawiał na moim ciele, nie da się czasami tak łatwo wytłumaczyć, nie chcąc stracić opinii idealnego człowieka, poprzestał tylko na przemocy psychicznej.*Marinette*
Po prostu uwielbiam to, kiedy nie słyszę budzik i wstaję półgodziny później, skracając mój i tak krótki czas na szykowanie.
Po prostu uwielbiam, kiedy moje rzeczy zmieniają swoje miejsce położenia, kiedy potrzebuję je szybko znaleźć, przez co tracę jeszcze więcej czasu.
Uwielbiam również, kiedy muszę sobie robić drugi raz śniadanie, bo tosty, które myślałam, że będą szybkim posiłkiem, zmieniły się w węgiel.
A już w ogóle cudownie jest, kiedy jeden autobus ci odjeżdża sprzed nosa, a drugi się spóźnia, a później jadąc nim ma się świadomość, że to nie będzie tak jak zwykle kilkuminutowe spóźnienie.
Byłam spóźniona przynajmniej piętnaście minut, kiedy wpadłam do przebieralni, aby przebrać się w strój do ćwiczeń.
Ja nie mogę... jeszcze zapomniałam wziąć babeczek. Przecież od przynajmniej trzech lat nie było soboty, w której ich nie przyniosłam.
Od rana czułam, że to nie jest mój dzień, a to założenie z każdą mijającą chwilą coraz bardziej się potwierdzało.
Wbiegłam na salę, przepraszając od wejścia wszystkich za spóźnienie. Gdyby spojrzeniem można zabijać, to już dawno bym nie żyła.
-Marinette, rozumiem spóźnić się kilka minut, ale osiemnaście? To już przesadza- zganiła mnie Sonia.
-Przepraszam, naprawdę dzisiaj nie jest mój dzień.
Trenerka westchnęła podirytowana.
-Wszyscy już zaczęli ćwiczyć, więc proszę cię, abyś się rozgrzała.
-Naprawdę jeszcze raz przepraszam- powiedziałam skruszona, kierując się do części sali, gdzie miałam troszkę miejsca na rozgrzewkę.
Mogłam z tego miejsca obserwować pozostałych, przypominając sobie z jak bardzo utalentowanymi osobami mam do czynienia. Czasami w czasie codziennych ćwiczeń, kiedy ćwiczyłam razem z nimi, ten fakt mi umykał.
Moje spojrzenie mimowolnie powędrowało w stronę blondyna. Coraz częściej łapałam się na tym, że nie wiem co o nim myśleć. Z jednej strony były informacje, które wiedziałam o nim, zanim go poznałam, które sprawiły, że zachowywałam się w stosunku do niego tak, a nie inaczej. Kiedy patrzyłam na niego, mimowolnie podświadomie traktowałam go jak Krisa, co sobie uświadomiłam dopiero wczoraj, kiedy omawialiśmy moją pokręconą psychikę z Alyą, moją najlepszą przyjaciółką i psycholożką w jednym. Starałam się o nim nie myśleć, co od jakiegoś czasu mi się udawało, ale jednak podświadomie testowałam na nim moje ataki obronne.
Nie dałam mu w ogóle szansy, aby go poznać. Patrząc na niego w obecnej chwili, widziałam tylko jego miłość do tańca, czego wcześniej nie zauważałam.
Jego zachowanie w ostatnim czasie zrobiło mi mętlik w głowie. Może i zrezygnował z funkcji przewodniczącego, ale jednocześnie założył się z Kimem.
Dlaczego ludzie muszą być tacy skomplikowani?
Nie zamierzam odwoływać na razie planu z Alix, ale jestem gotowa zrobić to w każdym momencie, jeśli będę mogła mu w stu procentach zaufać. Co się na razie nie stanie.
Musiałam się odciąć od tych myśli. Teraz najważniejszy musi być taniec.
Kiedy uznałam, że jestem wystarczająco rozgrzana, trenerka kazała mi poćwiczyć razem z Adrienem nową figurę, której nigdy wcześniej nie robiłam.
-Pamiętajcie, że macie mało czasu, półtora miesiąca przecież, to bardzo mało, więc macie się przyłożyć- ostrzegła, pomagając na początku przyjąć odpowiednie pozycje, aby móc wejść w tę figurę.
Początkowo trudno nam było się zsynchronizować, a kiedy pod koniec zajęć nam to się udało, skończyło się na tym, że miałam obolały tyłek z powodu upadku.
-Koniec na dzisiaj- oznajmiła trenerka- Widzimy się w poniedziałek.
Zeszliśmy razem do szatni.
-Dziewczyny, macie godzinkę wolnego?- spytała Livi- poszłybyśmy razem na pizzę, bo ktoś- spojrzała na mnie- pozbawił tradycyjnego jedzenia babeczek po treningu.
-Przepraszam- powiedziałam skruszona- A wiecie, że słodycze po treningu nie są najlepszym pomysłem?
-To po co nas do nich przyzwyczajałaś? Teraz musimy cierpieć, a ty za karę musisz je przynosić.
-Obiecuję, że za tydzień się poprawię- zapewniłam, wiążąc buty.
-To, co możecie?- spytała z nadzieją.
-Ja jestem umówiona- oznajmiła Chloe- za półgodziny muszę być u fryzjera, bo moje włosy wyglądają masakrycznie- powiedziała, pokazując nam je. Moim zdaniem wyglądały bardzo dobrze, ale czy ja wiem więcej na temat włosów niż ona? Oczywiście, że nie. Więc może naprawdę takie są, choć w to wątpię.
-Ja mogę, tylko ostrzegam, że ze mną w pakiecie jest Francis.
-Go jakoś zniesiemy- zapewniła ją Livi- Gorzej, że z nim w pakiecie jest również Daniel, ale jakoś to przeżyjemy. No a ty Mari?
-Mam dużo nauki i...
-Ty to jesteś wiecznie zajęta, może byś znalazła, chociaż pięć minut dla przyjaciół.
Przypomniałam sobie swoją przybliżoną listę rzeczy do zrobienia.
-Dobra mogę z wami pójść...
Tylko będę musiała zredagować ją i wydłużyć sobie dzień przynajmniej o jedną, jak i nie o dwie godziny, aby wszystko ogarnąć.
Dziewczyny zaczęły się cieszy. Może rzeczywiście zbyt mało czasu poświęcam przyjaciółką.
-Wiecie co, jak "szaleć", to na całego. Zapraszam was do siebie za tydzień na nocowanie.
Dziewczyny zaczęły piszczeć z radości. Teraz tylko zaprosić Alyę i pozostałe i będzie mała piżamowa imprezka.
-Mam nadzieję, że nie masz złudnych nadziei Marinette, ale ja nie przyjdę- oznajmiła Chloe, wychodząc z szatni.
Popatrzyłyśmy na siebie we trójkę, po czym wybuchłyśmy śmiechem.
-Tylko Alice, to babski wieczór- zastrzegłam.
-Wiem, wiem, Francis będzie musiał jakoś przeżyć bez naszych wieczornych rozmów.
-Prędzej ty będziesz musiała się od nich powstrzymać- zakpiła z niej Livi.
-Co?- spytała oburzona rudowłosa dziewczyna.
-Nic, nic... Chodźmy już na tę pizzę.
CZYTASZ
To wszystko przez taniec. Miraculum
FanfictionAdrien jest zawodowym tancerzem, może nie z własnej woli, ale i tak uwielbia taniec. Po zerwaniu z Kagami na jakieś "widzi mi się" ojca, przeprowadza się do Paryża. ku niezadowoleniu swoich poprzednich trenerów. Jednak on wie, że musi słuchać ojc...