Telefon obudził Rose.
To Patrick, raper, jej dobry kolega z tą samą pasją - Hip hop'em i tworzeniem rymowanych wersów z serca .- Rose, mam nadzieję że Cię nie obudziłem, ale jest sprawa.
- Hmm?
- 1 czerwca mam koncert, może nawiniesz coś swojego?
- Serio? ... - Tego się nie spodziewała. Nigdy nie rapowała dla takiej publiczności. Mało kto widział, że ona w ogóle coś pisze.
- Serio! Weź się zgódź! Będzie zajebiście!
To jej szansa. Może się nie powtórzy. Tak. Raz się żyje. To jest to, co z życia chciała wyciągnąć... Przed śmiercią...
-... Wchodzę w to.
- Super! Na 100%?
- Tak. YOLO.
- Ok. Tk zgadamy się jeszcze w szkole. Zrobimy dym! Ok. To pa.
- Siemka.Rose zaczęła piszczeć z euforii.
Do pokoju weszła jej zdziwiona mama.
- Będę miała koncert!!!!
- Odpuść sobie. Jesteś beznadziejna. Ogarnij się idiotko. Żadnego koncertu nie będzie.Rose to zabolało. Bardzo.
Wyszła z domu.Siedziała w opuszczonym domu przez kilka godzin. W środku nocy bateria jej e papierosa padła więc schowała go o kieszeni i postanowiła wrócić.
Drzwi były zamknięte. Pewnie ojczym chciał zrobić jej na złość. Ale dziewczyna popchnęła okienko od piwnicy, które zostawiła otwarte na taki wypadek i wślizgnęła się do domu.
Idąc przez mieszkanie natknęła się na ojczyma, który zaczął się z nią szarpać. Nastolatka po chwili się uwolniła i uciekła do piwnicy.
Wzięła telefon. Nie chciała tu zostać. Nie mogła.
W kontaktach znalazła numer do ojca. Nie widziała go od lat, ale była tak zdesperowana, że musiała zadzwonić.
Jeden sygnał, drugi. ..
- Halo?
-Tato?... Tato zabierz... Proszę zabierz mnie stąd. ...