07. ESCAPING

161 20 3
                                    

Pomieszczenie, w którym się znaleźli, przypominało gabinet połączony z biblioteką. W kształcie długiego prostokąta niemal na wszystkich ścianach opatrzone regałami, które wypchane były różnymi zwojami, książkami, czy przedmiotami. Jedna ze ścian była ozdobiona drewnianymi zdobieniami, które od razu przywodziły na myśl chińską kulturę. Z jednej strony June była zachwycona tym miejscem. Gdyby miała okazję, to z pewnością doceniłaby kunszt pracy, którą ktoś musiał wykonać, gdy projektował to miejsce, a przede wszystkim z największą chęcią wciągnęłaby się we wszelką wiedzę, którą mogłaby tutaj znaleźć. Pamiętała, że gdy po raz pierwszy znalazła się w Kamar-Taj, zniknęła w bibliotece na długie godziny, co prawdopodobnie też zapoczątkowało jej wyjątkową przyjaźń z Wongiem. Jednak z drugiej strony znajdywała się w miejscu, które było królestwem Wenwu i trudno było czuć się w nim bezpiecznie. Cokolwiek chciał im przekazać, tak nie była pewna, czy było to coś dobrego.

— Po tym, jak uciekliście, szukałem, choć namiastki więzi z waszą matką — oznajmił Wenwu. — Rzuciłem się w wir szukania informacji o jej wiosce. Owianej legendą Ta Lo.

Zmarszczyła brwi, bo miała wrażenie, że kojarzy tę nazwę. Nie potrafiła powiedzieć, skąd to wie, ale była pewna, że Wenwu mówił o miejscu, które faktycznie istnieje. Co nie wyglądało na to, by Shang i Xialing byli do tego, aż tak bardzo przekonani. Ich ojciec zaczął przeglądać jakieś zapiski, które zapisane były w starochińskim języku, którego nie umiała odczytać. Ten zdecydowanie różnił się od tego, którym sama się posługiwała i prawdopodobnie tylko niewielu ludzi na świecie ciągle umiało w nim mówić.

— Nie udało mi się odnaleźć drogi prowadzącej do wejścia, ale odkryłem, co lud Ta Lo ukrywa. Wysoko w górach są wrota. Wasza matka tam na nas czeka — spojrzał na swoją córkę, a później na Shanga. Rodzeństwo wymieniło ze sobą równie niedowierzające spojrzenie. W tym samym czasie Katy przyglądała się z największym zainteresowaniem jednej z map. June stała przy stole i słuchała z uwagą tego, co mówił mężczyzna, jednocześnie próbując przypomnieć sobie, dlaczego w ogóle kojarzyła tę wioskę. — Wiem, jak to brzmi. Też bym nie uwierzył, gdyby mi sama nie powiedziała.

— Co ty wygadujesz? — Zapytała w jeszcze głębszym szoku Xialing.

— Siedziałem na tym krześle, zagłębiony w notatkach — ułożył ręce na drewnianym meblu. — I nagle przemówiła. Było tak, jakby stała obok. Czułem jej oddech na policzku i dotyk jej dłoni na ramieniu. Prosiła mnie o pomoc.

— O jaką pomoc? — Odezwał się Shang, chociaż June miała swoje podejrzenia, co mogła usłyszeć.

— Mam ją wyrwać z rąk jej ludzi — wyznał Wenwu i szatynka w ostatniej chwili powstrzymała się przed wydaniem z siebie cichego dźwięku. — Kiedy zostaliśmy parą, chciała mnie ściągnąć do Ta Lo. Prosiła radę starszych o zgodę, ale odmówili. Usłyszała, że nie jestem godzien. Gdyby nie to, to mogłaby żyć do dziś. Oni za to odpowiadają. Uwięzili ją za wrotami w ramach kary.

June olśniło. Nie wiedziała, co miało z tym związek – czy ciągłe myślenie o Ta Lo i skąd kojarzyła tę nazwę, czy zwykła wzmianka o wrotach. Pamiętała, jak któregoś razu Wong opowiadał jej o różnych mistycznych krainach, które kiedykolwiek istniały. Zaciekawił ją do tego stopnia, że później sama zaczęła grzebać w różnego rodzaju księgach w bibliotece, nawet jeśli większości z nich nie powinna tknąć. Jednak przeglądając jedną z wyjątkowo starych ksiąg, dokładnie pamiętała krótką wzmiankę o mistycznej krainie, ukrytej poza wymiarem, w której szczytach góry znajdywał się magiczny portal, który miał możliwość sprowadzenia najgorszego nieszczęścia na wszystkie istniejące krainy. Ludność wioski przez wieki pilnowała, by wszystko to, co kryło się w górach, nigdy nie wyszło ze swojego więzienia. Kraina ta nazywała się Ta Lo.

OUT OF CONTROL, shang-chiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz