10. WE LIVE AND WE DIE

123 19 0
                                    

Poranek nadszedł szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał.

Wszyscy mieszkańcy szykowali się do walki. Dzięki uprzejmości Nan, June przywdziała charakterystyczną czerwoną szatę i założyła zbroję ze smoczych łusek, które miały ją chronić w trakcie walki. Katy wyglądała podobnie i przez krótką chwilę obie spoglądały na siebie niemal w szoku.

— Staraaaa — zawołała Chen, przedłużając ostatnią literę. — Daaaaym, wyglądamy zajebiście.

— Kto by się spodziewał, że będziemy walczyć u boku magicznych wojowników, co?

— Nie wmówisz mi, że ty już nie masz czegoś podobnego na koncie.

— Znaczy, trenowałam kilka razy z Wongiem w Kamar-Taj — przyznała szczerze Miller. Uśmiechnęła się na wspomnienie słów maga, bo według niego potrafiła opanować niektóre techniki o wiele szybciej, niż jej ojciec. Jednak nigdy nie przeszła całkowitego szkolenia ani nie dostała pierścienia. — Nie chcieli mnie zgarnąć do walki z Thanosem. Ojczulek mi zniknął na pięć lat, ale z tymi jego magicznymi zdolnościami, wiedział, że im się przydam. To jeden z powodów, przez które do tej pory z nim nie rozmawiałam.

— Czekaj, bo chyba czegoś nie rozumiem — Katy pokręciła głową i wskazała na nią palcem. — Wściekasz się na ojca, bo zabronił ci walczyć z fioletową kluską?

June parsknęła na takie porównanie.

— Nie użyłabym tego rodzaju sformułowania, ale właściwie dobre, jak każde inne. Zresztą — machnęła lekceważąco ręką — to jest bardziej skomplikowane, niż się wydaje. Strange jest moim ojcem w dużej mierze tylko na papierze. To Frank był zawsze, gdy go potrzebowałam.

Katy skinęła i złapała June za rękę, delikatnie ją ściskając.

— A tak w ogóle to, co wy tak długo wczoraj robiliście przy tym jeziorze, co? — Zapytała Katy i spojrzała na nią z zainteresowaniem. — Byliście w niezłych humorach, jak wróciliście. Więc, jakie masz dla mnie ploteczki?

— Shang chciał mnie pocałować — wyznała szybko, a Katy wydała z siebie okrzyk, który jednocześnie wyrażał całkowite szczęście i zaskoczenie. — Powiedziałam mu, że ma to zrobić dopiero dzisiaj po walce.

— Żartujesz, prawda? — June pokręciła głową. — Boże, dziewczyno! Jesteście ślepo w sobie zakochani od lat, a jak przychodzi co do czego, to mówisz mu, że ma czekać?! Obydwoje jesteście siebie warci, wiesz o tym?

— Kilka godzin nie zrobi żadnej różnicy, Katy.

Wywróciła oczami, ale zamilkła, gdy do środka wszedł Shang. Chłopak najpierw spojrzał na June i uśmiechnął się do niej uroczo. Ciche uwielbienie było wręcz wyczuwalne i sama Miller nie mogła oderwać od niego swojego wzroku. W czarnych spodniach i zbroi wyglądał jeszcze lepiej niż na co dzień. June poczuła, jak robi jej się gorąco i dochodziła do wniosku, że może Katy miała rację i powinna zgodzić się na ten pocałunek wczorajszego wieczora.

Shang spoważniał i odwrócił od niej swój wzrok, tak że mógł patrzeć również na Katy.

— Mój ojciec już tu jest — oznajmił. Katy sięgnęła po łuk i strzały, które wcześniej dostała, a June zacisnęła mocniej palce na kiju, aż w końcu opuścili pomieszczenie.

Na zewnątrz wszyscy ustawiali się w gotowości w podobnym układzie, co dzień wcześniej, gdy to ich witali. June stanęła obok rodzeństwa, ale kilka kroków za nimi, tuż przy pierwszej linii obrony. Dziękowała za to tylko i wyłącznie Nan i Lijean, bo obie doskonale zdawały sobie sprawę, że potrafiła walczyć. Katy, która nie miała takiego doświadczenia, została wysłana na tyły z rozkazem, że ma się nie wtrącać, dopóki nikt nie powie jej, że ma to zrobić. Była oburzona, ale przede wszystkim rozczarowana, chociaż sama June uważała, że tak było lepiej. Nie chciała, by coś się stało jej przyjaciółce, ale z drugiej strony podejrzewała, że to samo myślała Katy.

OUT OF CONTROL, shang-chiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz