Rozdział 17

252 20 23
                                    

Nie miałam pojęcia gdzie znajduje się Robin, a musiałam z nią koniecznie porozmawiać. Po tym co wydarzyło się między nami tej nocy miałam mętlik w głowie. Mówiła że zatrzyma się u Steve'a, oby wciąż tam była. Podbiegłam do telefonu i wykręciłam do niego numer. Z słuchawki wydobył się niski, zachrypnięty głos. Podejrzewałam że był to jego tata.

-Halo? - wydusiłam niepewnie

-Kto mówi? - Zapytał się mężczyzna.

-Nancy,  Nancy Wheleer. Czy jest w domu może pański syn? - Powiedziałam.

-STEVE! - Wrzasnął tak, że prawie upuściłam telefon. Wtedy odezwał się bardziej przyjemny głos.

-Kto tam? -

-To ja, Nancy. -

-Ah, pewnie do... Emm... O 12.00 bądź w parku. - Rzekł i przerwał łącze. Nie wiedziałam czy chodziło o spotkanie z nim czy z Robin. Było już długo po jedenastej więc musiałam się pospieszyć, do parku trochę się idzie. Wskoczyłam na szybko w grube kozaki i nałożyłam jasny płaszcz. Pogoda nie dopisywała, ale nie ma się co dziwić, był 22 grudnia.  Na miejscu zastałam drżącą, zakapturzoną postać. Wszędzie bym rozpoznała te ledwo żyjące conversy. Przytuliłam dziewczynę od tyłu, a ta podskoczyła przerażona.

-Nance! Przyszłaś! - Chwyciła mnie i pocałowała zmarzniętymi ustami.

-Powinnaś nosić cieplejsze buty na zimę. - Spojrzałam na jej pokryte śniegiem trampki.

-Nie mam innych loczku. - Rozwaliła moją godzinną fryzurę szczerząc zęby.

-Chciałam porozmawiać o sytuacji z tej nocy.- Zmieniłam sprawnie temat.

-Sugerujesz, że ci się nie podobało?? - wystraszyła się Robin

-Jasne że mi się podobało, nawet bardzo! - uspokoiłam dziewczynę.- po prostu jeszcze nigdy nie zaszłyśmy tak daleko i chciałam o tym porozmawiać. - Dodałam

-Rozumiem.. O czym tu rozmawiać? - Spojrzała na mnie z tym swoim durnym wzrokiem, urocza.

-Haha, masz rację. - Przytaknęłam. - Rodziców nie ma dzisiaj do późna, siedzą u babci i pomagają jej na święta. Możemy wpaść i.. Zająć się czymś. - Oznajmiłam podczas spaceru po chrupiącym śniegu.

-Jasne, ktoś jest w domu? -

-Tylko Byersowie, chociaż Mike i Will pewnie siedzą z resztą w piwnicy. - Wyjaśniłam. Resztę drogi spędziłyśmy na gadaniu o bzdurach. Gdy w domu już wytrzepałyśmy ośnieżone buty, z łazienki wydobył się przeraźliwy krzyk.

-POMOCYYY!!!!!! - Głos należał do El. Wraz z Robin natychmiast popędziłyśmy w stronę dźwięku. Drzwi były zamknięte na klucz. Słyszałam też kroki po schodach. Była to prawdopodobnie paczka mojego brata, zaczęłam się domyślać o co chodzi, więc wysłałam młodzież spowrotem do kryjówki. Zza drzwi wydobywało się ciche szlochanie. Po chwili przybiegła też Joyce z Hopem.

-El spokojnie, jesteśmy tu. Możesz otworzyć drzwi. - Powiedziała delikatnym głosem Joyce.

W progu pojawiła się zapłakana i wystraszona dziewczyna.

-Tato, dasz nam moment? - Zwróciła się do Hoppera. Ten wyglądał na zmieszanego, ale postanowił zawrócić do kuchni. Weszłyśmy do środka, a na podłodze leżały chusteczki pełne... Krwi.

-Nie wiem co się dzieje, chciałam się tylko załatwić ale nagle... NAGLE ZACZĘŁAM KRWAWIĆ. CZY JA UMRĘ?!?? - Zaczęła płakać Nastka rzucając się w ramiona pani Byers. Po ogarnięciu całego syfu usiadłyśmy przed brunetką.

-Kochanie,- odezwała się Joyce. - Przechodzisz okres rozkwitania, stajesz się kobietą. Zaczęłaś dorastać, co miesiąc będą się działy.. Takie rzeczy.

-C-czyli co miesiąc będę miała b-bóle brzucha i-i krew lecącą mi z.. Z jakkolwiek się to nazywa?!?! - Wykrzyczała nieszczęśliwie. - Muszę zadzwonić do Max!! - Wybiegła w stronę telefonu i wykręciła numer przyjaciółki.

-Moja dziewczynka tak szybko się rozwija, ma jeszcze tyle przed sobą. - Wzruszyła się kobieta.

-A może, żeby uczcić jej ✨rozkwitanie✨ weźmiemy El na jakieś zakupy, wytłumaczymy to i owo? Kupimy jakieś podpaski, może ubrania. - zaproponowała Robin.

-Jesteś genialna! - Chwyciłam ją za rękę, a Joyce przytaknęła. Po 15 minutach w domu pojawiła się rudowłosa dziewczyna. Podbiegła do swojej koleżanki, Uścisnęła ją z całej siły, jakby minęły wieki od ich przeprowadzki. Opowiedziałyśmy Mayfield o tym co zaszło i co mamy w planach. Joyce postanowiła zostać i wyjaśnić sprawę z Hopperem. Wpakowałyśmy się w moje auto i ruszyłyśmy przejąć Starcourt. W radiu leciały jakieś tandetne piosenki, dlatego włączyłyśmy Kate Bush na życzenie Max. Na miejsce dotarłyśmy w jakieś 10 minut.

-Kierunek, drogeria!! - Krzyknęła Max rozśmieszając przyjaciółkę.

-Nie dziwię się, że nazywa się drogeria, te ceny wybijają poza przestrzeń. - Powiedziałam. - Ale to nie ważne, jesteśmy tu aby pomóc naszej już dojrzałej Eleven!

                               **

Po godzinie biegania po sklepach i kupowania najróżniejszych pierdół zasiadłyśmy w kawiarni.

-To, jak wam się podoba nasz babski wypad? - Spytała podekscytowana Buckley.

-Dziękuję wam, nawet nie wiem jak się odwdzięczyć - rzekła Nastka. - Dzięki wam odnalazłam się w tym dziwnym świecie. - Po tych słowach przytuliła się Max.

-No widzisz, Mike w życiu by ci tak nie pomógł tylko zacząłby dzwonić po karetkę bo wagina ci krwawi. - Na słowa rudej wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. Byłam dumna z El. Kiedy pierwszy raz ją poznałam była zagubiona i smutna. Nareszcie udało się jej wpasować w społeczeństwo.

                              ***

Taki krótki i luźny rozdział dzisiaj. Fajnie mi się pisało o pierwszym okresie El, ten czas w końcu musiał nadejść co nie?? Z Max jest w porządku więc proszę się nie bać że zaraz  jakiś Vecna wpadnie i zacznie łamać kości. To jest strefa komfortu, nie sflaczałego gościa co ma bzika na punkcie pająków. To do następnego, papaa!! <3

Jej Troskliwy Głos &gt;&gt; *. Ronance.*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz