Po szesnaste: Uczyli się
No przecież nie w wakacje. Nie z książek i nie w ten typowy nudny sposób siedząc przy biurku i gapiąc się w literki. Jednak rzeczywiście nadchodzący miesiąc miał być dla nich pełen nowych doświadczeń i nauk z nich płynących, jakkolwiek wyniośle by to nie brzmiało. Co najważniejsze, żaden z nich nie był pewien, co właściwie między nimi jest. Potwierdzili już, choć nie do końca bezpośrednio, że obu im zależy, ale nie ustalili niczego konkretnego, więc na ten moment ich relację najlepiej jest przedstawić sformułowaniem „nie byli razem, ale trzymali się za ręce".
Dosłownie tak było, a już szczególnie kiedy spotykali się na bocznych uliczkach ich osiedla. Co jakieś dwa dni jeden pisał do drugiego lub drugi do pierwszego, że powinni się spotkać. I wybierali ten sam walący się dom jako miejsce, przy którym mieli się zobaczyć. Siadali wtedy na murku, a słońce zwykle zachodziło, gdy tam byli, i obserwowali je w ciszy, aż któryś z nich nie odzywał się w celu zaczęcia bezsensownej rozmowy o niczym. „A co u ciebie?", „A w co grasz? Który masz poziom?", „Wow, masz psa? Jak się wabi?", i tak dalej, a to było zupełnie, jakby poznawali się od nowa. Pominęli ten krok na samym początku, więc dziwnie się czuli z tym, że dopiero teraz dowiadują się najprostszych faktów o sobie nawzajem. Cenili to sobie jednak, cenili te wieczory przesiedziane i przegadane, w spokojnej pogodnej atmosferze, czasem przerywanej bzdurnymi zaczepkami, od których nie potrafili się powstrzymać. A kiedy robiło się ciemno, Amarylis wstawał, mrucząc coś o tym, że jest późno, podawał rękę Izakowi, gdy wstawał, i już jej nie puszczał. Tak jakby zapomniał lub nawet nie zauważył, że się trzymają.
Dłoń Izaka często drżała niespokojnie i zawsze to zauważał. Jego chwyt był bardzo delikatny, niepewny, a dostrzegający to Amarylis zaciskał swoje palce mocniej. Zastanawiał się, czy Izak bał się, że ktoś ich zobaczy, czy może bał się samego trzymania Amarylisa za rękę. Dlatego, że było to nowe? Dlatego, że nie był pewien, czy chce? Wszelkie rodzaje myśli przebiegały przez głowę bruneta, ale wiedział, że gdyby Izakowi coś nie pasowało, nie robiłby tego. Pozostawała więc ostatnia opcja: był nieśmiały.
Ta myśl zdawała się Amarylisowi szczególnie zabawna. Taki łobuz, zabijaka, chłopak wywyższający się niegdyś ponad innych i uważający się za władcę był nieśmiały. Ale może właśnie to do niego bardziej pasowało. Nie raz już można było się przekonać o jego wrażliwości. Nawet rysy twarzy i delikatne puszyste włosy pasowały do opisu osoby nieśmiałej. Tylko zielone oczy nie były nieśmiałe ani delikatne. Raziły śmiałością i ciekawością. Spojrzenie Izaka emanowało świeżością, która dotykała każdego, kto z nim rozmawiał. Miało się wtedy ochotę skoczyć. Skoczyć na tyle wysoko, by dotknąć gwiazd, a może i nawet jedną z nich złapać i mu podarować.
Kiedy dochodzili do amarylisowego domu, gdzie mieli się rozstać, brunet płynnie wydostawał swą dłoń z chwytu, muskał palcami ramię Izaka i rzucając pożegnanie znikał za furtką. Ten drugi zawsze stał jeszcze chwilę i patrzył za znikającym cieniem, a potem z wolna się oddalał.
Zdawało mu się czasem, że Amarylis nie do końca się nim interesuje, że jest to wszystko dla niego absolutnie prozaiczne i nie znajduje w tym niczego szczególnego. I tylko sam Amarylis wiedział, jak bardzo to przeżywa. Pozwolił Izakowi wejść w swoją strefę osobistą, a mimo to dalej stawiał jakiś mur. Nie był już tak gruby jak wcześniej, było to raczej coś na kształt na szybko wzniesionej barykady z tego, co akurat miał pod ręką. W taki sposób utrzymywał kamienną twarz, kiedy jego serce biło znacznie szybciej niż powinno. I powstrzymywał uśmiech, który nieustannie cisnął mu się na usta. Nie sprawiało mu to najmniejszego problemu; od zawsze specjalizował się w aktorstwie. Nie chciał grać przy Izaku, ale jakaś część jego nie chciała puścić wizerunku opanowanego, tajemniczego typa, zerkającego obojętnie z drugiego końca pokoju. Miał wrażenie, że to właśnie taką osobą powinien być, bo zawsze nią był. Wiedział, że ludzie mają prawo się zmieniać, a nawet powinni się zmieniać, jednak ta wiedza nie wpływała wcale na jego osobiste przekonanie o sobie samym.

CZYTASZ
Iskra | BL
RomanceNienawiść jest wysiłkiem, a Amarylis miał ciekawsze rzeczy do roboty niż nienawidzenie swojego prześladowcy. Nie zamierzał zniżać się do jego poziomu. Izakowi było wszystko jedno kogo udupi - musiał tylko zaznaczyć dominację i zdobyć respekt rówieśn...