Po siódme: sprawiali problemy
Uliczki, którymi dążyli były wąskie i pełne kurzu. Długo jednak nie szli przez tereny zabudowane, bo szybko trafili na leśną ścieżkę i dopiero wtedy Izak zrobił się podejrzliwy. Mógł mieć kiepską orientację w terenie, ale zdecydowanie nie pamiętał, żeby używali wcześniej drogi przez las. Może to jakiś skrót?
Po kwadransie obecny stan rzeczy zaczął go niepokoić. Amarylis idący przed nim zdawał się prowadzić ich do jakiegoś znanego tylko sobie celu. Izak warknął pod nosem wreszcie zrównując z nim krok.
- Co ty wyprawiasz? - zadał pytanie, jak na siebie bardzo spokojnie. Amarylis przygryzł wargę, żeby przypadkiem nie pokazać swojego rozbawienia. - Masz drgawki, czy co... - Izakowi krzywiła się twarz, kiedy z niezrozumieniem wskazywał palcem na usiłującego zachować powagę kolegę.
- Mógłbym cię wywieźć do Azji i byś nie zauważył - w końcu oznajmił, ówcześnie chrząkając.
- Przecież zauważyłem! - wytknął zdenerwowany, a przy tym wszystkim wypadły mu z rąk jego drogocenne przekąski. Wafelki zdążył już zjeść, a co do czipsów był w połowie paczki. Wyśmienite śniadanie. Niezależnie jednak od ich wartości odżywczej, czipsy właśnie rozsypały się smutno po leśnej ścieżce, a Izak upadł do nich na kolanach zdewastowany.
- Nieeeeee!
- Oto bohater tragiczny - rzekł Amaryl wywracając oczami.
- Zapłaciłem za nie - odgryzł się z nadętymi policzkami.
W końcu jednak musiał wstać i pożegnać swoje ukochane czipsy, które długo jeszcze patrzyły na niego tęsknie z gruntu. Amarylis bez żadnego wyrazu wyciągnął z kieszeni kanapkę zamkniętą w plastikowym opakowaniu - musiał kupić ją w sklepie. Podstawił ją Izakowi pod nos, ale ten nic nie zrobił, tylko patrzył się z zastanowieniem.
- No weźże - ponaglił go, a blondyn niepewnie chwycił za ten dziwny twór rąk ludzkich, który wciskał mu w rzekomo dobrych intencjach Amarylis. Ale czy na pewno dobrych? Czy nie dodał tam czegoś dziwnego?
- Zjedz coś normalnego - dodał, nie poświęcając koledze ani odrobiny uwagi więcej.
Izak długo zastanawiał się, co począć z kanapką, ale ostatecznie poczuł, że naprawdę jest głodny, więc skasował myśli, które go męczyły i zjadł, co miał zjeść. Pochłonięty był tym do tego stopnia, że nie zauważył zadowolonej miny osoby idącej w odległości metra.
- Mm, to gdzie właściwie idziemy? - zapytał Izak ocierając okruszki z ust. I co ciekawe, zapytał o to z czystą ciekawością, bez żadnych pretensji. Sam się zdziwił tym, że już nawet nie był zły na Amarylisa. Mimo ich iskrzącej relacji, istniało między nimi pewne niewypowiedziane porozumienie.
- Ufasz mi?
- Nie - odpowiedział bez zastanowienia. - Co to ma do rzeczy? - drążył. Amarylis wyraźnie coś planował w tajemnicy przed nim.
I nie otrzymał na to pytanie odpowiedzi, za to został przez bruneta wyminięty i zdołał zobaczyć tylko jego chytry uśmieszek, zanim został pociągnięty za koszulkę i wtedy cały świat stanął na głowie, a on wylądował po szyję w lodowatej wodzie.
- I bardzo dobrze - odpowiedział nareszcie Amaryl szczerząc się do niego złośliwie z brzegu.
- Kurwa! Jestem cały mokry! - krzyknął i zaraz się podniósł z błotnistego dna. Przemókł do suchej nitki. Jasne włosy poprzyklejały mu się do czoła, tworząc na nim pajęczynkę. Zagarnął je wszystkie do tyłu i przetarł twarz. - Nie będę jedynym!
CZYTASZ
Iskra | BL
RomantizmNienawiść jest wysiłkiem, a Amarylis miał ciekawsze rzeczy do roboty niż nienawidzenie swojego prześladowcy. Nie zamierzał zniżać się do jego poziomu. Izakowi było wszystko jedno kogo udupi - musiał tylko zaznaczyć dominację i zdobyć respekt rówieśn...