13.

398 29 28
                                    

[Dazai]
Shibusawa chciał się nam pochwalić czymś znajdującym się na ostatnim piętrze budynku. Poszliśmy z nim na górę do pokoju różniącego się od innych. To było to, co nazywał swoją „kolekcja”. Były to kryształy, każdy zabity uzdolniony się w taki zmieniał. Obserwowałem jak z każdą chwilą pojawiają się nowe. Po skończonym monologu dotyczących jego „dzieła” i „uzdolnionego którego pragnie” zostawił nas z Fiodorem samych.

Rosjanin zamknął drzwi na klucz od środka i zaczął mówić.

– jak ci się to podoba? – spytał

– o wiele większa kolekcja, niż 6 lat temu, zasłużył na brawa!

– Nie chciałbyś zgrywać bohatera i wszystko zakończyć? – mówił, zbliżając się niebezpiecznie w moim kierunku

– mhm, być może…

Nie miałem nawet szansy na inną odpowiedź – jego usta nie pozwalały mi na więcej.
Zrobiliśmy to, co szło nam o wiele lepiej, niż dogadywanie się — przespaliśmy się, WOKÓŁ TYSIĘCY MARTWYCH DUSZ.

Gdy tylko poprawiałem swoją koszulę Dostojewski prowadził mnie do pewnych dwóch kryształów. Powiedział, że jeśli ich dotknę wszystko się zakończy. To było niczym legenda, miało to swoje ziarnko prawdy — to, co właśnie powiedział, nim było, reszta okazała się kłamstwem.

Gdy wyłączyłem zdolność białowłosego poczułem mocny ból w całym swoim ciele. Obejrzałem się za siebie, właśnie owy mężczyzna wbił mi nóż prosto w plecy, nie tylko on…

Po chwili przez w połowie zamknięte już powieki zobaczyłem jak Rosjanin podcina gardło radosnemu Shibusawie. Uśmiechnąłem się delikatnie.

Poczułem jak moje ciało się unosi, zastanawiałem się, czy to naprawdę się dzieje, czy może Bóg się zlitował i załatwił mi miejsce w niebie.
Usłyszałem tylko głos z dołu.

– Dazai? Nawet po śmierci chcesz zobaczyć upadek tego miasta? Jesteś niesamowicie zachłanny – mówił Dostojewski.

W tamtym momencie straciłem przytomność, miałem dalej w ustach tabletkę, którą podczas pocałunku dał mi były kochanek. Nie miałem jednak siły ruszyć językiem lub zębami. Umierałem, nie mogąc nawet się uratować.

[Chuuya]
Leciałem samolotem gotowy, by z niego wyskoczyć. Normalny człowiek już dawno, by zmarł - ja jednak, nim nie byłem.

Skoczyłem prosto w mgłę, widząc jedynie zarys ogromnego smoka, nie wiedziałem, co mnie tam czeka.
Powiedziałem głośno, wręcz, krzycząc: „Och, Nadawcy Ciemnej Hańby, Nie budźcie mnie ponownie”.

Włączyłem korupcję, nie zdając sobie sprawy, że Dazai prawdopodobnie jest już martwy i ja zaraz skończę tak samo.
Czułem ból i gorąco w całym ciele, powoli traciłem czucie w  i widok przed oczami. W pełni oddawałem się korupcji.
Niszczyłem wszystko, co było wokół, nie byłem nawet pewny, co to było. Gdy zwierzę, z którym walczyłem zostało pokonane ja sam zacząłem bez opamiętania rzucać „kulami czerni”. W pewnej chwili zobaczyłem zarys osoby ubranej ma biało, to co widziałem nie pozwalało mi na przyjrzenie się jej. Moje serce dokładnie wiedziało, kto to jest.
Bez namysłu uderzyłem osobę lecąca parę metrów nad ziemią. Poczułem czuły i znajomy mi dotyk na policzku, a potem wszystko powoli zaczęło wracać do normy.
Upadliśmy na ziemię, potrzebowałem paru minut na odpoczynek, leżąc na moim wybawicielu — nie wiedziałem, że ja również go uratowałem.

Zacząłem płakać, ryczeć jak małe dziecko. W kółko powtarzałem beznadziejnie złożone zdania dotyczące tego, że znów mnie zostawił. Dazai wziął delikatnie mój podbródek i obiecał, że więcej mnie nie zostawi. Spojrzałem się na niego z tak samo czułym wzrokiem, właśnie ten wzrok po chwili powędrował na jego szyję. Zobaczyłem tam ślad, który nie był zrobiony przeze mnie. Szybko domyśliłem co się stało i wstałem na gibiące się nogi. Czułem niesamowity wstręt zarówno do jego, jak i siebie — bo to przecież ja miałem z tym problem, mimo że nie byliśmy parą.

Na szczęście po chwili przybiegli do nas inni. Akutagawa wziął mnie pod ramię i zabrał do budynku mafii, opowiadając przy tym, co się działo. Dazai dalej leżał na gruzie, a nad nim stała dwójka współpracowników.

Mgła zaczęła powoli opadać, już o świecie wszystko było jak wcześniej – z wyjątkiem tego, że wiele ludzi zginęło, to również udało się zatuszować Ango i jego znajomym.

Mogło się zdawać, że wszystko już za nami, nic bardziej mylnego. Najcięższe dopiero przede mną, czeka mnie rozmowa z Osamu.
******
Wybrałem dzień, kiedy obaj będziemy w pełni sił, niestety los miał dla mnie inne plany. Już z samego rana następnego dnia zadzwonił do moich drzwi.

– zdemolowałeś mi mieszkanie, dopóki nie znajdziesz mi innego lokum, zostaje tutaj! – oznajmił, po czym rzucił swoje torby na przedpokój.

Cały dzień spędziłem w łóżku, odpoczywając, on mi towarzyszył.
Nie tak miała wyglądać ta rozmowa, to zupełnie nie to, co miało być.

Zacząłem temat, leżąc obok niego, sprecyzowałem to, jak się czuje, i to w, jak głupiej sytuacji jesteśmy.

– tak! Wyjdę za ciebie! – odpowiedział na cały ten monolog

– słucham?

– Znamy się od tak wielu lat, już dawno temu przeszliśmy etap związku! Nie powinniśmy zostać teraz małżeństwem? – mówił, wstając z pozycji leżącej, by usiąść na łóżku – nie chcesz mi się oświadczyć?

– Dazai, co ty odp-- – nie skończyłem, bo znowu mi przerwał

– w takim razie ja się oświadczę! – wziął kapsel od napoju, który wcześniej piłem i wyciągnął go w moim kierunku

– czy ty się dobrze czujesz? – spytałem już zaniepokojony jego kolejnym dziwnym pomysłem

– tak?! Zgodził się! Dziękuję, że za mnie wyjdziesz! – krzyczał, ignorując to, co mówię.

Położył się obok i obiecywał, że kupi mi dużo lepszy pierścionek bym mógł śmiało się chwalić swoim narzeczonym. Wtedy myślałem, że to jedynie kolejny jego żart…

Pierwszy Śnieg - Soukoku (Dazai x Chuuya) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz