[Dazai]
Kątem oka widziałem czerwone rozbłyski światła. Szedłem prosto przed siebie, doskonale, wiedząc, gdzie idę.
Wokół były setki jak nie tysiące dziwnych stworzeń, które śmiało można nazwać potworami. Były jednak zajęte walką z Nakahara. Na szczęście lub nieszczęście zostało mi coś o wiele gorszego, niż wszelkiego rodzaju stwory, zostali mi ludzie.
Otworzyłem drzwi do jednego z budynków — w zasadzie jedynego, który nadaje się do użytku.
Płomienie zaczynały palić pobliskie drzewa, a mój rudowłosy ciągle się oddalać.Na powitanie zostałem zaatakowany jakąś zdolnością, jak można się domyślić — nic mi ona nie zrobiła.
Jej użytkownik i parę innych osób patrzyli się na mnie z szokiem, nie zdążyli jednak chwycić broni. Strzeliłem do każdego z kolei.
Kierowałem się schodami coraz wyżej, aż zastałem następny pokój. Tutaj rozpoczęła się prawdziwa strzelanina. Szanse były równe, mimo że ludzi było koło piętnastu na mnie jednego. Tak, szanse były równe.Zabiłem wielu, wielu też prawie zabiło mnie. Oberwałem w parę miejsc na ciele, ale w żadne poważne narządy.
Uciskając swoje ramię oddawałem ostatnie strzały.[Chuuya]
Zacząłem tracić kontakt z rzeczywistością, nienawidziłem tego uczucia najbardziej na świecie. Byłem jednak przekonany, że Dazai przyjdzie i mnie z tego uwolni.
Gdy resztki moich zdrowych zmysłów odeszły w zapomnienie poczułem jedynie płonący ból w całym ciele. Nie umiem nawet określić, czy bolały mnie kości, mięśnie, czy skóra.Wyjątkowo długo już czekam, prawdopodobnie już jestem na skraju życia. Stąpam po cienkiej granicy między życiem a śmiercią.
Ale mu ufam, ufam, że choćby cały świat płonął, a bogowie byli przeciwko nam to on i tak, by po mnie tutaj przyszedł. Bo to przecież Dazai Osamu, prawda?[Dazai]
Gotowy byłem już stamtąd wyjść, przeszkodził mi jednak jeden z mężczyzn.
Był to kolejny uzdolniony, jego zdolność była naprawdę niesamowita — ale nie tak bardzo jak osoby, która na mnie czeka. Oczywiście jego moc na mnie nie zadziała, był na to przygotowany. Zaczęła się trudna walka pomiędzy ciężko rannym mną, a silnym mężczyzna z dużą ilością noży.
Wcale, by mi nie przeszkadzało, gdybym dzisiaj poległ, przeszkadzało mi to, że Chuuya poległby ze mną.Dostałem parę mocniejszych ciosów i zdecydowanie byłem na przegranej pozycji. Moja broń leżała parę metrów ode mnie, a nóż napastnika był o wiele za blisko. Co prawda to, co się stało było cudem lub też głupim przypadkiem. Jeden z noży czarnowłosego mężczyzny wychylał się spoza jego kieszeni. Wbiłem mu go prosto w tętnice, nim on zdążył poderżnąć mi gardło.
Krew spływała po całym moim oraz jego ciele. Nigdy nie lubiłem uczucia cudzej krwi na swoim .Biegłem pomimo tak wielu ran, biegłem, by nie zadać żadnej kolejnej Chuuyi.
Zdążyłem, w idealnym momencie.Rudowłosy upadł, a ja o resztkach sił uklękłam obok niego. Uśmiechnąłem się do niego głupio patrząc, jak się wybudza.
– D-dazai? – spytał ochrypłym głosem
– nie wierzyłeś, że przyjdę? Trochę to niemiłe…
Ze swoim głupim uśmiechem wpatrywałem się w niego. Bo przecież wszystko skończyło się tak dobrze i szczęśliwie.
Tak wtedy myśleliśmy...
Zza moich pleców rozległ się głośny krzyk.
Za złamane obietnice płaci się śmiercią!
Ujrzałem całą we krwi i wielu ranach osobę mierząca wprost do nas z broni.
Prawdopodobnie już umierał i majaczył coś przed śmiercią - chociaż czułem że te słowa opisują mnie, łamiącego obietnicę daną Odasaku.Usłyszeliśmy dobrze znany nam obu dźwięk, dźwięk wystrzału.
Nie wiedząc, gdzie dokładnie pocisk poleci zasłoniłem Chuuye swoim ciałem. Mimo stanu, w jakim był nasz wróg, miał całkiem niezłego cela.
Kula przebiła mój brzuch.
I gdybym miał opisać, gdzie dokładnie to bym nawet nie umiał. Nie zdążyłem nawet spojrzeć w dół.Padłem równocześnie z osobą, która strzeliła.
Czułem dobrze znane mi uczucie, nigdy jednak nie aż tak bardzo. To było słodko-gorzkie uczucie umierania.
Słyszałem krzyk mojego chłopaka i jego płacz, którego tak nie znosiłem słuchać.
Czułem jak ból przeszedł, jakby to wszystko właśnie minęło.
Otworzyłem oczy, siedziałem na fotelu z książką w ręku.
Był to jakiś zbiór wierszy, który dostałem kiedyś na prezent.
Czytałem jeden z nich."Chociaż raz
warto umrzeć z miłości.
Chociaż raz.
A to choćby po to,
żeby się później chwalić znajomym,
że to bywa.
Że to jest.
… Umrzeć.
Leżeć w cmentarzu czyjejś szuflady.
obok innych nieboszczków listów.
I nieboszczek pamiątek.
I cierpieć…
Cierpieć tak bosko.
I z takim patosem,
jakby się było Toscą.
lub Witosem.
… I nie mieć już żadnych spraw.
I do nikogo złości.
I tylko błagać Boga, by, choć raz,
choć jeszcze jeden raz.
Umrzeć z miłości.".
Agnieszka Osiecka, "umrzeć z miłości'.Zamknąłem książkę i zaśmiałem się cicho pod nosem. W mojej głowie było tylko jedno:
Ja też znów bym chciał umrzeć z miłości.
Po tym zdaniu wypowiedzianym w swojej własnej głowie, spojrzałem za okno.
Miałem widok z samego centrum Berlina, w którym ukrywam się przed mafią już od roku.Za oknem padał delikatnie śnieg. Mimo tego, że okna były szczelne, jestem pewien, że poczułem płatki spadające z nieba na moje ciało, a przecież byłem w domu…
CZYTASZ
Pierwszy Śnieg - Soukoku (Dazai x Chuuya) ZAKOŃCZONE
Krótkie OpowiadaniaBiałe płatki śniegu spadające z nieba nie każdemu dobrze się kojarzą. Niektórych wspomnienia z tym zjawijskiem mogą przypominać o walce na śnieżki, czy lepieniu bałwana ze swoją drugą połówką. Są też tacy, którym zimne kryształki przypominają jedyni...