Prolog

693 27 0
                                    

-To nie możliwe.

-Przykro nam pani Łucjo, ale taka jest prawda. Nie ma już dla pani żadnej nadziei.


-Przecież ja mam dopiero 25 lat. Całe życie przede mną.


-Rozumiem co pani czuje.


-Gówno prawda. Nic pan nie rozumie! To nie pan umiera. To nie pan jest tykającą bombą. Ile mi zostało?


-Tego nie da się przewidzieć rok, pół, a może kilka miesięcy. Mogę dać pani namiary na najlepszego psychologa jeśli pani chce.


-Nie chcę iść do żadnego psychologa. To wszystko?


-W zasadzie tak.


-W takim razie do widzenia.






Wyszłam z gabinetu w tempie ekspresowym. Idąc korytarzem nie zwracałam w ogóle uwagi na ludzi których mijałam. Chciałam jak najszybciej zniknąć z tego miejsca. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Spędziłam tutaj tyle czasu, który miał w konsekwencji zagwarantować mi zdrowie. Jednak nic nie poszło po mojej myśli. Choroba zamiast zniknąć, nasiliła się i teraz nie ma już dla mnie żadnych szans. Po wyjściu z budynku wsiadłam do swojego starego wysłużonego samochodu i odjechałam z piskiem opon. Po drodze zatrzymałam się pod maleńkim sklepem samoobsługowym. Kupiłam dwie butelki wódki, lody truskawkowe i tonę chusteczek. Postanowiłam, że urządzę sobie dzisiaj seans filmowy. Ja i smutne historie. Tylko, że w filmach bohaterki zawsze mają przy sobie kogoś kto je kocha, opiekuje się nimi. Ja natomiast nie miałam nikogo. Rodzice zmarli kilka lat temu, od tego czasu muszę radzić sobie na tym świecie sama. Nie było wcale tak źle, do momentu w którym na jednym z wykładów na studiach zasłabłam i wylądowałam w szpitalu. Potem wszystko potoczyło się już szybko: badania, diagnoza - rak. To choróbsko zjadało mnie od środka, chemioterapia, leki nic nie pomagało. Po dzisiejszej rozmowie z lekarzem postanowiłam, że będę czerpać z życia pełnymi garściami. Zrobię wszystko, na co tylko będę miała ochotę. W końcu moje życie ma trwać jeszcze kilka tygodni, miesięcy przy odrobinie szczęścia może rok. Jedyną osobą, która wiedziała o mojej chorobie była moja przyjaciółka Emilka. To w jej ramionach mogłam liczyć zawsze na pocieszenie. Niestety teraz wyjechała na półroczny staż do Australii i nawet ona nie mogła mi pomóc. Gdy tylko podjechałam pod osiedle, na którym mieszkałam, zaparkowałam samochód uprzednio zabierając z niego wszystko co chwilę wcześniej kupiłam i skierowałam się w kierunku swojego domu.


-Przepraszam czy pani Łucja Zakrzewska?


-Tak o co chodzi? Kim pan jest? - kiedy odwróciłam głowę ujrzała mężczyznę, na oko dwudziestokilkuletni, lekki zarost i przyjaźnie ciepły kolor oczu.


-Nazywam się Andrzej. Nie zna mnie pani, ja pani z resztą też nie. Znalazłem dzisiaj na korytarzu w szpitalu notes, który jak mniemam należy do pani - wyciągnął z kieszeni kurtki mój notatnik, na samą myśl o tym budynku wzdrygnęłam się mimowolnie. - wszystko w porządku?


-Tak. Dziękuję panu bardzo za znalezienie zguby i przepraszam za kłopot.


-Żaden kłopot, ale może w ramach rekompensaty da się pani zaprosić na kawę.


-Nie powinnam. Nawet pana nie znam.


-Zawsze można to zmienić - wyciągnął swoją wizytówkę i mi wręczył - gdyby jednak się pani zdecydowała proszę dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Do widzenia




Zdezorientowana weszłam do domu. Nie wiedziałam o co chodziło temu facetowi. Nie znamy się, a ten chce się ze mną umawiać na kawę. Umówmy się, nie umawiam się z pierwszym lepszym facetem na wyjście. Choć w sumie może powinnam mu podziękować za oddanie tego notesu. Stop Łucja nie myśl tyle, dobrze zrobiłaś.


Kiedy weszłam do domu pierwszą rzeczą, którą zrobiłam było otwarcie butelki z bezbarwną cieczą. Może przynajmniej ona pomoże mi na chwilę zapomnieć o tym całym gównianym świecie, w którym żyję. Może kiedy jutro rano się obudzę wszystko okaże się tylko złym snem.



Startujemy.

Nie wiem co z tego wyjdzie.

Jestem po maturach pisemnych. Podstawową matmę i angielski na pewno zdałam, a co z polskim to sama nie wiem. Wszystko przez te głupie klucze i PANA TADEUSZA w ostatnim zadaniu.

Serdecznie pozdrawiam i dziękuję CKE za "genialną" tegoroczną maturę w imieniu całego rocznika 96. Mam wrażenie, że od kilku lat traktujecie nas jak króliki doświadczalne.

Teraz ustny polski i angielski. O dziwo mniej boję się tego drugiego. Egzamin ustny z polskiego to dla mnie masakra. Niby znam lektury, ale jak wylosuję temat językowy, albo nie daj Boże wiersz to będę się mogła wypchać lekturami.

Trzymajcie kciukasy za ustne.

Nie wiem kiedy pojawi się jedynka. Być może jeszcze w tym tygodniu.

Pozdrawiam i zachęcam do komentowania :)

Doświadczeni przez los...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz