Od razu na samym początku mówię wam, że zostały góra dwa - trzy rozdziały i kończę to opowiadanie :) Mam nadzieję, że ktoś tutaj jest mimo długiego czasu, w którym nie było nowego rozdziału. Rozdział jest krótki, nawet bardzo, ale nie mam jakoś weny ostatnio i dlatego też chcę zakończyć to opowiadanie bo nie chcę ciągnąć go na siłę gdyż uważam, że nie miałoby to żadnego sensu, a zapewne popsułabym tylko to opowiadanie. Zapraszam do czytania i zachęcam do komentowania :)
_____________________________________________________________________________
Lekarka zaprowadziła mnie do sali, w której teraz znajduje się Łucja. Kiedy ją zobaczyłem nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Chwilę wcześniej była uśmiechnięta i pełna życia. Teraz w niczym nie przypominała siebie sprzed kilku minut. Leżała bezwładnie na łóżku podłączona pod miliony kabelków.
-Zostawię pana na chwilę, ale ma pan dosłownie trzy minutki.
-Dobrze pani doktor.
Kiedy lekarka wyszła usiadłem na krześle stojącym obok łóżka Łucji i delikatnie złapałem za rękę.
-Kochanie proszę cię nie zostawiaj nas jeszcze. Jeszcze nie teraz. Nie jestem na to gotowy. Nie poradzę sobie sam z maleńkim dzieckiem. Wiem, że mnie słyszysz. Czuję to. Obudź się bo nie poradzę sobie bez ciebie. Przyjdę jutro – pocałowałem ją w czoło i wyszedłem na korytarz. Chwilę później obok mnie znaleźli się moi rodzice oraz Emilka z Wojtkiem.
-I co z nią?
-Lekarze musieli wprowadzić ją w stan śpiączki dla jej dobra.
-Ale będzie dobrze.
-Nie wiadomo. Ciąża bardzo wyniszczyła jej organizm. Najbliższe kilka dni będzie decydujące.
-Synku musisz pojechać do domu odpocząć. Zawieziemy cię – odezwała się moja mama.
-Mam samochód poradzę sobie.
-Nie ma mowy. Nie będziesz prowadził w takim stanie. Zawieziemy cię bez dyskusji.
-Dobrze.
-Mogę do niej wejść – spytała Emilka.
-Lekarka powiedziała, że na razie musi odpoczywać. Może jutro uda ci się z nią zobaczyć.
-A malutka? Możemy chociaż ją zobaczyć.
-Poczekajcie chwilkę.
Poszedłem poszukać tej pielęgniarki, która zabrała mi małą w sali Łucji.
-O jest pani.
-Tak słucham pana.
-Czym moglibyśmy zobaczyć na chwilkę małą? - wskazałem ręką na moich rodziców oraz Emilkę i Włodiego.
-Nie ma żadnego problemu. Już państwa prowadzę. Wie pan to wielkie szczęście, że malutka jest zdrowa i taka silna, ale w sumie nie ma co się dziwić skoro ma takiego silnego i wysokiego ojca. Co z panią Łucją?
-Jest w śpiączce.
-Niech się pan nie martwi. Lekarze wiedzą co robić. Na pewno za kilka dni pani Łucja się obudzi i będziecie razem cieszyć się maleństwem. To tutaj – zatrzymała się przed jednym z maleńkich łóżeczek.
-Dziękuję pani.
-Nie ma za co – uśmiechnęła się.
-Boże jaka ona śliczna, a jaka podobna do ciebie – stwierdziła moja mama.
-Jak dla mnie to skóra zdjęta z Łucji. Na szczęście – odezwałem się.
Kiedy kątem oka spojrzałem na Emilkę zauważyłem łzy w jej oczach.
-Nie wierzyłam, że uda jej się urodzić. Tak bardzo się o nią bałam. Z resztą nadal się boję. Boję się, że mogę stracić najważniejszą osobę w moim życiu. To wszystko jest tak cholernie niesprawiedliwe. Ona jest taka młoda, a tyle już w swoim życiu wycierpiała. Mała jest śliczna i masz rację. Jest bardzo podobna do Łucji.
-Dziękuję. Przepraszam, ale muszę przez chwilę pobyć sam. Jak chcecie to zostańcie jeszcze tutaj.
-Na pewno nie chcesz żebyśmy odwieźli cię do domu?
-Nie mamo, potrzebuję trochę spokoju. Dam wam drugie klucze pojedziecie do nas.
-Nie ma takiej potrzeby. Prześpimy się w jakimś hotelu.
-Nie będziecie spać w hotelu skoro pokój gościnny stoi pusty. Mamo proszę cię zróbcie to o co was proszę.
-Dobrze Andrzejku.
-Zobaczymy się w domu.
Kiedy tylko wyszedłem ze szpitala od razu wiedziałem gdzie pójdę. W sumie nogi same mnie tam zaprowadziły. Gdybym miał opisać drogę, którą przeszedłem nie mógłbym powiedzieć wam nic poza tym, że celem mojej wędrówki był kościół, w którym całkiem niedawno brałem ślub z Łucją. Kiedy tylko wszedłem do środka przed oczami stanął mi obraz naszego ślubu. Wszystko było takie perfekcyjne, zupełnie jak z bajki. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że to zdarzyło się naprawdę. Gdyby nie pierścionek, który mi o tym przypomina pomyślałbym, że to tylko sen. Usiadłem w jednej z ławek stojących w budynku i zacząłem tak po prostu się modlić. Nie wiem ile tak siedziałem kiedy usłyszałem, że ktoś siada obok mnie. Kiedy podniosłem wzrok ujrzałem księdza, który udzielał nam ślubu.
-Co cię tutaj sprowadza mój chłopcze?
-Łucja urodziła córeczkę.
-To wspaniale. Mam nadzieję, że jest zdrowa – pokiwałem głową – rozumiem, że przyszedłeś za nią podziękować.
-Niezupełnie. Łucja zapadła w śpiączkę – gdy to powiedziałem poczułem, że łza spływa mi po policzku. Proszę księdza ja po prostu boję się, że ona już się nie obudzi, że będę musiał sobie z tym wszystkim radzić sam, że już nigdy nie usłyszę jej przepięknego śmiechu. Wiem, że powinienem się tego spodziewać, powinienem być na to przygotowany, ale tak nie jest. Nie da się przygotować do odejścia ukochanej osoby. Po prostu nie da.
-Nie będę mówił, że wszystko będzie dobrze bo tego nie wiem. Wiem natomiast, że ten tam ma już na pewno jakiś plan i na pewno zrobi wszystko, żebyś był szczęśliwy z Łucją czy bez niej.
-Kłopot polega na tym, że bez niej nie będę szczęśliwy.
-Pamiętaj, że ona urodziła dziecko. Nawet gdyby nie daj Boże Łucja już się nie obudziła musisz być silny dla niej. Twoja córka będzie cię potrzebować. Weź się w garść chłopie. Mogę ci obiecać, że będę się za was modlił. Nie trać wiary chłopcze ona czasem potrafi zdziałać cuda.
-Dziękuję księdzu.
-Nie ma za co w końcu nic nie zrobiłem.
CZYTASZ
Doświadczeni przez los...
FanfictionOpowiadanie o dziewczynie doświadczonej przez los, która przez przypadek poznała znanego siatkarza.