4. Najładniej wyglądałabyś bez niczego

275 27 2
                                    

Następnego dnia rano źle się czułam. Kiedy dowiedziałam się o diagnozie lekarza czułam, że takie dni będą się zdarzać, ale nie myślałam, że to zdarzy się tak szybko. Nie miałam siły nawet na to żeby wstać z łóżka i zrobić sobie śniadanie. Na szczęście chwilę po dziesiątej wróciła Emilka.

-Łucja gdzie jesteś?

-Tutaj – krzyknęłam ile sił, ale z mojego gardła wydarł się tylko pomruk

-Boże Łucja co z tobą.

-Nic się nie dzieje po prostu trochę gorzej się czuję. Takie dni będą się zdarzać coraz częściej.

-Jadłaś coś?

-Nie miałam siły żeby wstać.

-Zaczekaj chwilkę zaraz ci coś przygotuję – po chwili wróciła do pokoju z tacą wypełnioną kanapkami.

-Kto to wszystko zje?

-No jak to kto? Ty

Zjadłam kilka kanapek przygotowanych przez moją przyjaciółkę i zasnęłam. Byłam wykończona, choć nie opuściłam dzisiaj ani na chwilę łóżka. Obudziłam się kilka godzin później i na szczęście czułam się już dużo, dużo lepiej. Kilka minut później usiadłam obok mojej przyjaciółki na kanapie w salonie.

-Masz zamiar powiedzieć Andrzejowi?

-Nie

-Jesteś tego pewna?

-Nie jestem pewna niczego.

-Wiesz, że to nie jest fair. Co jeśli on się w tobie zakocha? Będzie potwornie cierpiał.

-Właśnie dlatego nie chciałam się z nikim wiązać. Chciałam ograniczyć do minimum liczbę osób, które będą cierpiały po mojej śmierci.

-Uważam, że powinnaś mu powiedzieć. Ma prawo znać prawdę.

-Może kiedyś mu powiem.

-Apropo dzwonił jak spałaś. Mówił, że masz być gotowa o 17 bo po ciebie przyjdzie.

-Mówił coś więcej.

-Powiedział tylko, że masz się ubrać wygodnie bo zabiera cię w pewne miejsce i że będziesz wiedziała o co chodzi.

-Dzięki. Która właściwie jest godzina?

-15:30

-Co? Tak późno! Muszę się iść szykować. Pogadamy jak wrócę.

-Nie będzie mnie w domu.

-Czyżby znowu nasz uroczy Wojtuś.

-Nie śmiej się. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego.

-Czyżby nasza Emilka się zakochała?

-Chyba tak.

-Wiesz, że to nie ma sensu bo za chwilę wracasz do Australii.

-I to jest w tym wszystkim najgorsze. Nie wytrzymam tam bez niego.

-To rzuć ten staż. Na pewno bez problemu znajdziesz coś w Polsce.

-Może nie będę musiała. Niedawno firma w której pracuję otworzyła filię w Polsce. Postaram się o przeniesienie.

-Widzę, że rzeczywiście cię wzięło – zaśmiałam się.

-Idź się szykować bo nie zdążysz na randkę ze swoim Romeo.

-Idę, ale jutrzejszy wieczór rezerwuj dla mnie.

-Ma się rozumieć.

Chwilę przed 17 zadzwonił dzwonek do drzwi.

-Otwórz – krzyknęłam do Emilki ze swojego pokoju. Kilka minut później opuściłam go i ujrzałam Andrzeja siedzącego w salonie.

-Możemy już iść.

-Ślicznie wyglądasz.

-Nie przesadzaj to tylko zwykła bluzka i dresowe spodnie.

-A najładniej wyglądałabyś bez niczego – wymruczał mi do ucha.

-Skąd wiesz? Nigdy mnie nie widziałeś bez niczego – odgryzłam się.

-Mam bardzo rozwiniętą wyobraźnię.

-Zboczeniec.

Kiedy wyszliśmy z mieszkania Andrzej od razu złapał mnie za rękę.

-Gdzie idziemy?

-Chciałaś zobaczyć moje miejsce w dzień więc idziemy.

-Jesteś wspaniały wiesz.

-Wiem, każda dziewczyna mi to mówi.

-Ej – uderzyłam go ramię.

-Przecież tylko żartowałem.

-No ja mam nadzieję.

-Za bardzo zawróciłaś mi w głowie żebym mógł oglądać się za innymi dziewczynami. No i jesteśmy. Może usiądziemy? - rozłożył na ziemi swoją bluzę na której po chwili razem usiedliśmy.

-Wiesz chciałabym ci o czymś powiedzieć?

-O tym, że mnie kochasz?

-O tym też, ale jest ważniejsza sprawa.

-Stało się coś?

-Właściwie tak. Jestem chora.

-Chora. Jak to chora?

-Mam raka. Andrzej ja umieram. Z każdym kolejnym dniem jestem coraz słabsza.

-Jak to masz raka? I dopiero teraz mi o tym mówisz? Przepraszam, ja muszę to wszystko przemyśleć – podniósł się i tyle go widziałam.

-Świetnie – mruknęłam.

Posiedziałam jeszcze chwilę po czym zabrałam andrzejową bluzę, którą zostawił i wróciłam do mieszkania.

-Łucja? Co tak szybko? - kiedy zobaczyła mnie zapłakaną szybko zaprowadziła mnie do salonu i posadziła na kanapie.

-Powiedziałam mu. Powiedziałam mu, a on tak po prostu mnie zostawił. Powiedział, że musi to sobie przemyśleć i się zmył.

-Co za idiota. Jak on tak mógł.

-Mówiłam, że nie powinnam angażować się w jakikolwiek związek i jak widać miałam rację. Nie powinnam cię słuchać. Przynajmniej nie cierpiałabym – podniosłam się z kanapy i wybiegłam uprzednio zabierając z szafki stojącej w przedpokoju klucze do domu.

Perspektywa Emilki

-Boże co za idiota, imbecyl, frajer.

-Kto zasłużył sobie na to miano? - nawet nie zauważyłam kiedy do mieszkania wszedł Wojtek.

-Twój przyjaciel.

-Andrzej?!

-Oczywiście, że Andrzej.

-Co się stało.

-Łucja jest chora. Ma raka. Wojtek ona umiera... - rozpłakałam się, po chwili zostałam porwana w silne ramiona przyjmującego – a ten idiota kiedy mu o tym powiedziała, stwierdził, że musi sobie to przemyśleć. Jakbym go teraz dorwała to udusiłabym go gołymi rękoma.

-W sumie to Łucja też nie postąpiła fair. Powinna powiedzieć mu o tym na początku znajomości.

-Przepraszam bardzo, jak ty to sobie wyobrażasz. Może miała mu powiedzieć: możemy umówić się na kawę, ale najpierw musisz wiedzieć, że mam raka.

-Nie denerwuj się.

-Jak mam się nie denerwować? Moja przyjaciółka umiera, a ja nie mogę nic zrobić.

-Zostanę z tobą dzisiaj tutaj. Myślę, że nie ma sensu nigdzie iść.

-Dziękuję.



Mam nadzieję, że zostawicie po sobie jakiś ślad :)

Doświadczeni przez los...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz