Rozdział 2

522 33 18
                                    

Uśmiechnęłam się szeroko do chłopaków, którzy cieszyli się jak małe dzieci na swoją pierwszą wygraną i nawet im się nie dziwiłam. Napracowali się, żeby dojść do tego miejsca i ta wygrana była w pełni zasłużona. Kei właśnie odkładał na ziemie pusty bidon z wodą, oblegany przez Tadashiego, który chwalił jego dobrą grę.

Uśmiechnęłam się do drużynowego asa, chwaląc jego ataki i gratulując świetnych zagrywek. Przeciwnicy, z którymi mieli się zmierzyć w drugiej kolejności, skończyła swój mecz chwilę wcześniej i teraz też odpoczywała gdzieś z boku.

– A mnie już nie pogratulujesz dobrego meczu? – Burknął z boku Tsukishima, krzyżując ramiona na piersi i patrząc na mnie posępnie.

Przygryzłam wargę, łącząc dłonie za plecami i bujając się delikatnie na piętach. Kei był czasami taki pocieszny w szukaniu uwagi.

– Przecież to tylko siatkówka – powiedziałam figlarnym tonem. – Podobno nie warto sobie nią zawracać głowy.

Prychnął tylko i odwrócił się z zamiarem odejścia w pierwszym lepszym kierunku. Zachichotałam i w dwóch krokach nadrobiłam dystans między nami, obejmując go ramieniem w pasie. Skrzywił się teatralnie, jakby dopadło go coś wyjątkowo okropnego.

– Czego teraz chcesz?

– Nie bądź taki obrażalski Tsukki.

Blondyn tylko westchnął cierpiętniczo, jakby nie wiedział, za jakie grzechy musi użerać się z moją osobą i wykręcił się z luźnego uścisku.

– Widziałeś następnych przeciwników? – zagadnęłam, schodząc z drogi jakiemuś zawodnikowi w biało-żółtych barwach.

– Th, poradzimy sobie.

– Nie twierdze, że nie – zaperzyłam się. – Pytam, jakie masz przewidywania. Kto jak kto, ale ty nie masz problemu ze szczerymi odpowiedziami.

– Już ci odpowiedziałem. Będzie ciężko, ale sobie poradzimy.

Wywróciłam tylko oczami i zostawiłam okularnika w towarzystwie Yamaguchiego, złotego duetu i Hitoki. Nie miałam jakoś nastroju na patrzenie na minę Hinaty, który ze zdenerwowania poobgryzał wargi. Chociaż filozoficzne rozważania o potrzebie scalenia się z jakimś gatunkiem rekina, były całkiem zabawne.

– Kiyoko? – odezwałam się niepewnie do siostry, widząc, że ta zastygła w bezruchu i wpatruje się w drugorocznego atakującego. Biedny Tanaka pewnie by padł na zawał, gdyby zorientował się, że jego ziemskie bóstwo jest nim zainteresowane.

– Tak? – zapytała, poprawiając na nosie okulary.

– Nie chcę nic mówić – zachichotałam złośliwie. – Ale gapisz się i to tak nachalnie.

Szarooka zarumieniła się i odwróciła głowę, chcąc ukryć czerwony kolor wypływający na jej policzki. Ze wszystkich stworzeń na świecie zainteresowała się Ryuunosuke, ale nie śmiałam jej tego wypominać, bo to skończyłoby się serią niewybrednych docinków. Kiyoko naprawdę nie była taka grzeczna i niewinna, za jaką ją wszyscy uważali.

– Idź molestować Tsukishime.

Kageyama przechodzący obok zakrztusił się kawałkiem banana, którego akurat jadł i nie wiedziałam, czy powinnam zapytać, czy wszystko z nim w porządku, czy uznać za kompletnego kretyna. Stwierdziłam jednak, że rozgrywający jest nam teraz wybitnie potrzebny i nie możemy pozwolić sobie na braki w szeregach i poklepałam go delikatnie po plecach, starając się nie pogorszyć jego stanu.

– Nie przy ludziach, błagam – wymamrotał i wrócił do gnojenia Hinaty, nadal medytującego nad symbiozą z morskim stworzeniem.

Hitoka pociągnęła mnie za rękę, kiedy mijał nas najwyższy zawodnik, patrzący na wszystkich z wyższością, wcale nie spowodowaną wzrostem. Prychnęłam mało dyskretnie i wsunęłam dłonie w kieszenie, przyglądając się, jak wieżowiec przystaje w miejscu i odwraca się ze znudzonym wyrazem twarzy. Zmrużył oczy i ostentacyjnie zmierzył mnie wzrokiem.

Mój Księżyc |Tsukishima Kei x OC|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz