Rozdział 3

475 27 6
                                    

Zrobiłam maślane oczka w stronę Keia, który uparcie mnie ignorował, skrobiąc w swoim brudnopisie wypracowanie na język japoński. Poprawiłam się na miejscu i zmieniłam ułożenie nóg, bo zaczynały mi cierpnąć. Podparłam podbródek na dłoni i zagryzłam końcówkę długopisu, myśląc, jak przekonać blondyna, żeby pozwolił mi iść z sobą na trening ze studentami z uniwerku Akiteru.

– Kei-chan – mruknęłam, trącając go stopą w łydkę.

– Nie.

– Ale dlaczego – jęknęłam. – Skarbie, pozwól mi pooglądać swój trening.

Tsukishima zacisnął zęby i westchnął cierpiętniczo, wsuwając dłonie pod własne okulary, żeby odetchnąć głęboko. Przetarł oczy i popatrzył na mnie spod byka. Już kilkakrotnie prosiłam go, żeby pozwolił mi się z nim wybrać.

– Co ci tak na tym zależy?

– Po prostu chcę na ciebie popatrzeć – powiedziałam, uśmiechając się lekko i sięgając przez stół, żeby pogłaskać go po policzku.

Trzepnął mnie tylko w dłoń, rozbawiając nieco tym piorunującym spojrzeniem, które może i na większość działała całkiem dobrze, ale nie na mnie. Złożyłam usta w dzióbek, widząc kątem oka, że jakaś dziewczyna przygląda nam się z sąsiedniego stolika. Uniosłam brew, na co ta speszyła się i wsadziła nos w książkę, którą miała położoną obok talerzyka z tiramisu.

– Dobra, przyjdź, ale nie oczekuj, że zobaczysz coś więcej w moim wykonaniu, niż na treningach drużynowych.

Uśmiechnęłam się szeroko, wiedząc, że w końcu skapitulował. Akiteru już kilka razy pytał, czy nie wpadnę, żeby może odrobinkę bardziej zmotywować brata do ćwiczeń, ale młodszy z braci Tsukishima zapierał się jak osioł, że jak ja się tam pojawię, to on się zwija.

– Bosko, już nie mogę się doczekać, aż zobaczę tego typa, który tak cię irytuje.

– Nie mówiłem, że ktoś mnie irytuje.

– Ty już nawet nie wiesz, kiedy i o czym mi opowiadasz – skomentowałam, skreślając chłopakowi jedno zdanie w wypracowaniu, które podsunął mi pod nos. – Tutaj popraw i będzie super.

– Dzięki – stwierdził, nanosząc poprawkę i zamykając zeszyt. – Mam dość na dziś.

– Widzę, wyglądasz, jakbyś miał ochotę położyć się na tym stoliku i zasnąć od razu.

– Za to ty jesteś podejrzanie żywa.

Przewróciłam oczami, bo też najchętniej zakopałabym się w ciepłej pościeli i włączyła jakieś anime, ale miałam jutro sprawdzian z biologii i powinnam się jeszcze pouczyć, jak wrócę do domu. Poza tym wypiłam trzy kawy w ciągu dwóch godzin i tylko to utrzymywało mnie przy świadomości.

– Czysta kofeina – mruknęłam, wrzucając do piórnika kolorowe cienkopisy, porozrzucane po blacie. – Zbieramy się?

Kei przytaknął i też zaczął zbierać podręczniki do torby. Przez okno kawiarni widać było, że gałązki drzew delikatnie falują pod wpływem jesiennego wiatru. Kilka osób przechodziło ulicą, trzymając ręce w kieszeni i wyciągając nogi, zmuszając się do bardziej żwawego kroku. Chętnie wybrałabym się z Keiem na spacer, ale może pomęczę go o to w weekend, kiedy będzie odrobinę więcej czasu.

Wstałam z krzesła i ubrałam marynarkę zawieszoną na jego oparciu. Przynajmniej Karasuno miało naprawdę ładne mundurki, pasujące każdemu. Chyba bym oszalała, gdyby zmusili mnie do chodzenia w czerwonym, albo czymś równie do mnie niepasującym. Kei podał mi kurtkę, która wisiała na wieszaku tuż za nim i szybko przeciągnęłam ręce przez rękawy, zapinając zamek do połowy.

Mój Księżyc |Tsukishima Kei x OC|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz