Rozdział 9

411 30 5
                                    

4/5

☾☼☽

Zagryzłam wargę, próbując powstrzymać wybuch śmiechu. Stałam w damskiej łazience i próbowałam uspokoić panikującą Yachi, która zatrzasnęła się w toalecie. Już od dobrych dwóch minut szarpała za klamkę i uparcie kręciła zamkiem.

– Nie szarp tej klamki, bo jeszcze bardziej ją zepsujesz, zaraz przyjdzie konserwator.

– Chyba mam klaustrofobię!

– A ja załamanie nerwowe – wymamrotałam, mrużąc oczy, kiedy oślepiło mnie światło odbite w tafli lustra. – Nie szarp tej klamki!

– Wypuść mnie stąd!

– Bardzo chętnie, ale bez narzędzi, to ja nic nie zrobię – jęknęłam, drapiąc się po karku. – Oddychaj spokojnie, przebierz się w dres, skoro masz tam jeszcze chwilę posiedzieć.

– Żartujesz sobie ze mnie?!

– Nie, zrób to. Zajmiesz czymś przez chwilę myśli.

– Nienawidzę swojego życia – burczała blondynka zza drzwi, chociaż było słychać, że zamek błyskawiczny jej torby został przesunięty. Podrapałam się po nosie, cicho podchodząc w stronę drzwi i wyglądając na korytarz, wypatrując konserwatora. Gdzie ten facet u licha był? Już dawno powinien tutaj przyjść.

Wyciągnęłam z torby komórkę, żeby sprawdzić godzinę i wysłałam wicekapitanowi stosowną wiadomość, że tym razem nasza nieobecność może być dłuższa, niż krótsza. Tej sytuacji nikt nie mógł przewidzieć.

– Jesteś tu jeszcze? – zaskomliła blondynka.

– Jestem, jestem – westchnęłam, wrzucając urządzenie do torby, nie czekając na odpowiedź zwrotną od drużynowej mamuśki. – Jestem, póki nikt cię nie uwolni. W ogóle, powiedz mi co było wczoraj na spotkaniu organizacyjnym, jakoś wypadło mi to z głowy.

Przez to, że razem chodziłyśmy do klasy i zapisałyśmy się do tego samego klubu, powstał mały problem organizacyjny, bo jedyny termin, jaki pasował większości klasowej, pokrywał się z treningami siatkarzy. Poszłyśmy więc na kompromis i chodziłyśmy na te spotkania wymiennie, relacjonując sobie ich przebieg i powtarzając co ważniejsze informacje.

– Nic nie straciłaś, robiliśmy dekoracje i była tyrada o ustawienie stołów, bo ktoś znowu wniósł zażalenie – odpowiedziała blondynka, a ja wręcz mogłam wyobrazić sobie, jak wykrzywia usta. Też irytował ją cały ten cyrk i to, jak nagle wszyscy przypomnieli sobie o jej istnieniu, chcąc wykorzystać jej zdolności manualne. – Co mi przypomina, że mamy umyć podłogę na scenie po dzisiejszym treningu.

Jęknęłam, wznosząc oczy do góry i na chwilę wgapiając się w biały sufit. Dobrze, że Yachi o tym wspomniała, bo cholerny przewodniczący samorządu znowu miałby wymówkę, żeby sobie na mnie poużywać. Chłopak chyba czuł jakąś perwersyjną przyjemność, mogąc na mnie pokrzyczeć z najbłahszego powodu.

– Zanotowane, na liście do zrobienia – sarknęłam w odpowiedzi.

Podskoczyłam, kiedy drzwi wejściowe zaskrzypiały, a do łazienki w końcu doczłapał woźny ze skrzynką narzędzi pod pachą. Uśmiechnął się dobrotliwie i palcem wskazał na drzwi, za którymi uwięziona była dziewczyna. Na nieme pytanie, skinęła tylko głową i odeszłam na bok, żeby nie kręcić się mężczyźnie pod nogami.

☾☼☽

– Umarł w butach, siwy dym – mruknęłam posępnie, widząc rozlaną wszędzie wodę.

Mój Księżyc |Tsukishima Kei x OC|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz