Od wczorajszych wydarzeń nic się nie uspokoiło. Policja odnotowała trzy zaginięcia nastolatków, w tym Tracy, która pod wpływem czegoś dziwnego i nikomu nieznanego zabiła własnego ojca oraz kilku obecnych przy nim wtedy policjantów. Stado Scotta robiło wszystko, aby odnaleźć nastolatkę i dowiedzieć się co jej się stało.
Josephine weszła do klasy historycznej jak zwykle spóźniona, przez co Ken Yukimura nawet nie zdziwił się jej późnym przyjściem. Dziewczyna zaczęła się rozpakowywać, nie chcąc przeszkadzać nauczycielowi, jednak zatrzymała swój wzrok na siedzącej w ławce tuż za nią ciemnowłosej dziewczynie, która swoje pazury wbijała pod ławkę. Zwróciła uwagę na nogi dziewczyny. Nie miała butów. Była to Tracy Stewart, jedna z zaginionych. Błyskawicznie rozglądnęła się po klasie, szukając Liama, ale nigdzie go nie było. Niespodziewanie w całej szkole rozdzwonił alarm przeciwpożarowy.
– To tylko ćwiczenia. – powiedział nauczyciel, gdy uczniowie zerwali się z ławek, jak oparzeni i prędko udali się do drzwi.
W klasie zostały jeszcze dwie osoby( poza Jo i Tracy), Ken Yukimura i Hayden Romero, która próbowała przemówić do Tracy, że musi wyjść z sali.
– Hayden, lepiej wyjdź.. – poleciła Josephine, zdając sobie sprawę w jakim niebezpieczeństwie może być Romero.
Brunetka posłała jej piorunujący wzrok, ignorując ją. Kiedy Ken zwrócił jej uwagę, wyminęła dziewczyny, lecz została zatrzymana pod wpływem czyjegoś mocnego i bolesnego uścisku. Zdezorientowana spojrzała na Josephine, która podszedła do nich, przez co Tracy wzmocniła uścisk na dłoni nastolatki, a Hayden zmarszczyła brwi próbując wygrać z bólem.
– Tracy.. – zaczęła Stilinska, wyciągając rękę w stronę Tracy. – Wiem co przechodzisz, byłam tam z tobą, widziałam to. Puść ją.
– To boli.. – szepnęła Hayden, patrząc na rudowłosą.
– Tracy, puść ją, dobrze? – zaproponowała Jo, podchodząc na tyle blisko jak i ostrożnie do brunetki, że mogłaby z łatwością powalić ją na ziemię.
– Idą tu.. – wyszeptała Stewart.
Tracy puściła Hayden, w jej miejsce pociągnęła Jo w swoją stronę, wskazując na Scotta, Liama i pana Yukimurę. Obraz przed oczami Stilinskiej zmazał się, a zaraz potem zamiast trzech znanych jej twarzy, zobaczyła trzech ludzi w maskach. Tracy zaczęła panikować, chowając się za nią. Josephine stała nieruchomo, nie mogąc się ruszyć. Jej oddech przyśpieszył, a ona sama wyciągnęła przed siebie ręce, jak gdyby to miało ją uchronić.
– Idą po nas.. – dokończyła Tracy, kiedy widok ludzi w maskach zniknął z jej zasięgu wzroku.
Z hukiem opadła na ziemię, a po chwili z jej ust zaczęła lecieć srebna substancja, która wkrótce potem zalała wszystko blisko niej. Scott i Liam podbiegli do niej, by zaraz potem alfa mógł wynieść ją z klasy, za to Dunbar podszedł do przyjaciółki, by sprawdzić czy z nią wszystko jest w porządku.
≪•◦ ❈ ◦•≫
Liam wraz z Josephine stali na korytarzu, rozmawiając o wcześniejszej sytuacji w sali historycznej. Dunbar delikatnie starał się podpytać przyjaciółkę o jej reakcję, którą miała wraz z Tracy.
– Zabrali ją do kliniki. – odparła Kira, która podeszła wraz z Lydią do dwójki przyjaciół z młodszej klasy.
– Może Deaton do czegoś dojdzie. – westchnął Liam, rozglądając się za pewnym zielonookim chłopakiem. Wolał mieć oko na relacje między nim, a jego przyjaciółką.
– Ona zabiła dwie osoby. – przypomniała Lydia, zastanawiając się co skłoniło Tracy do takich poczynań.
– Ojca i swojego psychiatrę. – dopowiedziała Josephine. Aczkolwiek po głowie brunetki chodziło coś innego. Odczuwała jednocześnie strach, ale też spokój, kompletnie nie mogła zrozumieć swojej sytuacji.
– Można jeszcze z kimś pogadać? Ma matkę? Jakąś rodzinę? – zapytała Kira.
– Alfę. – wypowiedziały równocześnie Lydia i Jo, po czym spojrzały na siebie zgodnie.
– Jeśli jest wilkołakiem, ma jakiegoś Alfę. – dokończyła Martin, lekko kiwając głową.
– Nie ma tu jakiegoś nowego Alfy? – dopytała się Josephine, czując na sobie czyiś wzrok. Na chwilę odwróciła głowę do tyłu, spotykając się z zielonymi tęczówkami pewnego szatyna.
– Nie, ale jest stary. Jeden z najstarszych. Znamy ją. – odpowiedziała Kira.
– I jej stado. – Liam przewrócił oczami, nie będąc zbyt zachwycony, bo już wiedział kogo będzie musiał prosić o drobną pomoc.
Czwórka nastolatków rozdzieliła się. Jo i Liam, uprzednio zabierając ze sobą Masona Hewitta, udali się na boisko szkolne, gdzie odbywał się trening Lacrosse'a uczniów ze szkoły Devenford.
– On też jest wilkołakiem? – spytał Mason, patrząc na najwyższego z graczy, na którego plecach widniał numer „28".
– Yhm. Niestety. – odpowiedział Liam, wywracając oczami.
– I jego ośmiopak też. – zaśmiała się Josephine, chcąc troszeczkę powkurzać Liama.
– Jest coraz lepiej. – przyznał ciemnoskóry z uśmiechem na twarzy.
Usiedli na trybunach, by odczekać, aż trening dobiegnie końca. Po kilku minutach gracze zeszli z boiska, a Liam w towarzystwie Masona i Josephine podszedł do Bretta Talbota, pokazując mu zdjęcie Tracy Stewart.
– Ładna. Nigdy jej nie widziałem. – odpowiedział blondyn, ściągając z siebie koszulkę. – Hej, Josie. Nasz bal nadal aktualny? – spytał, kierując wzrok ku Josephine.
– Miałeś spytać o to... – nie dokończyła, widząc minę Bretta.
– Ludzie, skupcie się. Umówcie się w końcu na randkę czy coś, a nie kręcicie ze sobą na boku. – Liam posłał im surowy wzrok. – Satomi mogła ją zmienić bez twojej wiedzy? – zadał pytanie Liam, chowając telefon do kieszeni spodni.
Brett pokiwał przecząco głową, natomiast Jo spojrzała za siebie, słysząc pomruk kota. Liam i Mason wypytywali Talbota o najróżniejsze rzeczy związane ze sprawą, gdy wszyscy trzej odwrócili głowy w stronę przyjaciółki.
– Daphne! – zawołała rudowłosa, schylając się po średniej wielkości czarnego kota z białą plamką na oku.
Kot wspiął się na jej ramię, dotykając nosem policzek dziewczyny.
Liam pokręcił głową z powątpieniem. Daphne Dunbar była jego adoptowaną siostrą, która była również ostatnim z gatunku kotołaków. Młody Talbot uśmiechnął się na widok kota, ponieważ Daphne chociaż w kociej formie, postanowiła się mu pokazać po ich kłótni.
Kot zaczął bawić się naszyjnikiem, jaki wisiał na szyji Josephine, przez co rudowłosa dostała odczucia Déjà vu.
– Błyskotka. – zabrała głos córka szeryfa. – Liam, musisz wrócić do lasu. Kiedy wpadłeś do dziury w lesie, coś srebrnego w dole tam błyszczało. Przyjrzałeś się temu?
– Widziałem zawieszkę w kształcie liścia, taką samą miała.. – tutaj Liam uświadomił sobie do czego zmierza przyjaciółka. – Cholera. Wracamy tam.
– Idźcie, ja odwiozę Daphne i pojadę pomóc im w klinice. – zadecydowała Josephine. – Liam, uważajcie na siebie.
CZYTASZ
ᵂ ᴾ ᴼ ᴶ ᴱ ᴺ ᴵ ᴱ // Theo Raeken
FanfictionKiedy pozostali skreślili go na czarną listę, Josephine Stilinska została przy nim, bo gdy stado zajmowało się sprawami nadprzyrodzonymi, on zajął się nią, otaczając ją opieką. Wiedział, że jest naznaczona przez Doktorów, jednak jego drugie oblicza...