Rozdział 10 - „Co się ze mną dzieje?"

131 6 2
                                    

– Czyli chcesz mi powiedzieć, że uciekałaś z lasu, ale nie wiesz tak właściwie przed czym uciekałaś? – zapytał Stiles, który chodził tam i z powrotem po salonie w ich domu.

Josephine siedziała na kanapie przykryta kocem. Obok niej siedziała Daphne, która trzymała ręce na jej kolanach. Na drugiej kanapie siedzieli Malia wraz z Theo, który wyraźnie martwił się o stan rudej.

– Co mam ci więcej powiedzieć, Stiles? Nic nie pamiętam. – skłamała dziewczyna ze spokojem na twarzy.

– Żadnych ugryzień na ciele? – dopytywała Daphne, przez co Stilinska spojrzała na nią kręcąc głową w przeczeniu. – Ale na pewno?

Jo westchnęła ze zmęczeniem widocznym na twarzy, ponownie podając przeczącą odpowiedź.

– Może starczy na dzisiaj? Dajmy jej odpocząć. – przemówił Theo, ruszając się z miejsca.

Wszyscy utkwili w nim wzrok, a Josephine uśmiechnęła się do niego lekko w podziękowaniu. Stiles po ciężkich namowach Malii w końcu uległ, choć ciekawość nie dawała mu spokoju. Daphne wiedziała, że Jo nie mówi im całej prawdy, lecz nie chciała na nią naciskać, widząc stan przyjaciółki. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Stiles, Malia oraz Theo poszli do domu McCallów, gdzie wspólnie mieli czytać książkę o doktorach, natomiast Daphne postanowiła zostać z Josie do momentu aż ta zaśnie. Gdy tak się stało, blondynka dołączyła do reszty, którzy wydawali się być już zmęczeni czytaną książką.

≪•◦ ❈ ◦•≫

Czas zdawał się lecieć nieubłaganie wolno, a słowa na kartkach zlewały się ze sobą w całość. Wkrótce po czytaniu książki, stado Scotta zaczęło powoli zasypiać i tak tylko jedna osoba pozostała nadal nieruszona. Theo spojrzał na śpiącą paczkę, po czym zwrócił uwagę na Kirę, która mamrotała coś po japońsku. Chciał obudzić Scotta, żeby poinformować go o jego dziewczynie, aczkolwiek przerwał mu w tym niewyobrażalnie głośny krzyk, który wręcz wstrząsnął całym domem jak i ludźmi w środku.

– To nie byłam ja. – powiedziała Lydia z rozchylonymi ustami. – Jestem pewna, że krzyk pochodził od banshee.

– Skoro nie ty, to kto? – spytał Stiles, marszcząc brwi.

Do nozdrzy Daphne dotarł zapach charakterystycznego strachu, jaki wiązał się jej tylko z jedną osobą. Ze łzami w oczach spojrzała na stojącą obok Malię, a następnie w porozumieniu stwierdziły jednocześnie.

– Śmierdzi jak strach Jo.

Pomyśleć jak cztery słowa mogą wzbudzić w różnych ludziach tyle emocji. Theo bez zastanowienia ruszył do drzwi, a w jego ślady poszli pozostali. Szatyn kierując się zapachem Josephine dotarł do łazienki Stilinskich. Z prysznica nadal lala się bieżąca woda, jednak szukanej dziewczyny nigdzie nie było.

– Wybiegła oknem? – zwróciła uwagę Daphne, która dotarła do pomieszczenia zaraz po Theo, a wraz z nią Stiles.

– To drugie piętro. – Stiles podszedł do zbitej szyby i wyjrzał w dół w poszukiwaniu siostry.

Przerzucił wzrok na stojące w wejściu stado, a jego spojrzenie utkwiło w Lydii. Dawało mu to wielkie deja vu. Martin podłapała wzrok chłopaka, po czym odrzekła.

– Pobiegła do lasu.

Młody Raeken wyglądał na zdekoncentrowanego, lecz nikt nie zwrócił na to uwagi, gdyż Scott od razu przejął inicjatywę i rozkazał stadu zacząć poszukiwania.

≪•◦ ❈ ◦•≫

Z rudych włosów niebieskookiej dziewczyny ciekły drobne krople wody. Błądziła po lesie, będąc bez ubrań. Nadal nic do niej nie docierało. Chciała wziąć prysznic dla odświeżenia, lecz z jej nosa zaczęła lecieć srebrnego koloru ciecz, dlatego krzyknęła nie spodziewając się takiego obrotu spraw. Nie pamiętała w jaki sposób wybiegła z łazienki, ale odczuwała ciarki na całym ciele, które sprawiały, że jej oddech stawał się płytki. Zatrzymała się na moście, widząc małego chłopca, który wpatrywał się w jeden punkt. Zerknęła na strumień, w jakim ciemnowłosa dziewczyna błagała o pomoc.

– Pomóż jej! – krzyknęła Josephine, ale było to na nic, gdyż chłopiec tylko stał, wpatrując się prosto przed siebie.

Jo zmarszczyła brwi. Czuła się jakby ktoś przymocował jej nogi do ziemi, ponieważ nie mogła się ruszyć, by pomóc. Zamknęła oczy z bezradności, słysząc wielokrotne wołanie dziewczyny, a po chwili całe zdarzenie zniknęło sprzed jej oczy, sprawiając, że Stilinska stała w osłupieniu wpatrzona w mostek. Dopiero, gdy na końcu mostu pojawił się wilk, rudowłosa przeniosła na niego zmęczone spojrzenie. Zwierzę ruszyło w jej stronę.

– Wilczek. – szepnęła do siebie, lecz wilk musnął pyskiem jej lodowatą rękę, aby następnie zaprowadzić ją za sobą na obrzeża lasku.

Kiedy dostrzegła syreny policyjne, zrozumiała zachowanie czworonożnego towarzysza, który zniknął po tym jak dziewczyna pogłaskała go po głowie. Josephine schowała swoje nagie ciało za krzakami i zawołała.

– Mógłby mi ktoś podać kurtkę?

Jej ojciec w towarzystwie Stilesa szybko zareagował, podchodząc do niej na bezpieczną odległość. Szeryf podał córce jego kurtkę, którą ona nałożyła na siebie, przykrywając się nią.

ᵂ ᴾ ᴼ ᴶ ᴱ ᴺ ᴵ ᴱ  // Theo Raeken Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz