Rozdział 14 - „Ostatni Wieczór"

90 8 3
                                    

Hayden walczyła o życie w klinice weterynaryjnej Deatona, po którym aktualnie nie było żadnego śladu. Melissa ze wszystkich sił starała się utrzymać poszkodowaną dziewczynę przy życiu, natomiast Liam chodził niczym tykająca bomba gotowa w każdej chwili wybuchnąć.

– Ma szesnaście lat i po raz pierwszy się zakochał. – skomentował Theo, siedzący wraz ze Scottem i Josephine w poczekalni przed gabinetem. – Pamiętasz to uczucie, Scott?

Jo spojrzała na Scotta, wiedząc, że myślami jest cały czas przy Allison. Prawdę mówiąc, samą siebie przyłapywała na myśleniu o niej, ale też o Daphne. Jak ona musiała się czuć z tym całym ciężarem ,,podzielenia losu Allison'', której nawet osobiście nie znała.

– Tak, doskonale wiem. – odezwał się Scott i złapał kontakt wzrokowy z rudowłosą, która siedziała na podłodze oparta o ścianę. – A wy w końcu...

– Nie. – przerwała mu szybko Josephine, podnosząc się z miejsca. – Nie ma ,,nas''.

Theo musiała rozśmieszyć jej reakcja, gdyż utkwił wzrok w ziemi, by ukryć przed nimi jego cwany uśmieszek na twarzy. McCall mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, wywracając oczami.

– Potrzebujemy pomocy.

Ukradkiem posłała znaczący wzrok szatynowi, dając mu do zrozumienia, że muszą pogadać, wobec czego ten poparł jej zdanie, mówiąc.

– Emocje i pełnia nie idą ze sobą w parze.

– Mówisz o sobie? – zapytał Scott, wskazując głową na Josephine, która była zajęta odpisywaniem Daphne.

Theo delikatnie się uśmiechnął, dziękując w duchu, że umknęło to uwadze rudej.

– Potrzebujemy stada.. Z powrotem. – oznajmiła Jo melodyjnym tonem, który miał w sobie więcej kłamstwa niż naprawdę by się to wydawało.

Doskonale zdawała sobie sprawę z tego co ma się stać. Całe stado już podzieliło się na grupki i jednostki, dając tym samym przewagę dla wroga. Mogła coś zrobić, lecz każde posunięcie kończyło się utratą życia dla niej lub dla Theo, czego chciała uniknąć.

≪•◦ ❈ ◦•≫

Sześcioosobowa paczka po raz kolejny podzieliła się na kilku. Melissa cały czas czuwała nad Hayden, której Liam nie opuszczał na krok. Całą trójką przenieśli się do szpitala, gdzie dołączyli do nich Mason, Daphne oraz Brett. Scott udał się w swoją stronę, za to Josephine i Theo wymknęli się z lecznicy, aby udać się na ich mostek.

– A więc co zrobimy? – zapytała rudowłosa, wpatrując się w tafle wody.

– Ty nic, nie pozwolę Ci ubrudzić rąk za mnie. – odpowiedział jej szatyn, który stał oparty o barierkę mostu uważnie obserwując Stilinską.

Ta przeniosła swoje spojrzenie na niego, łapiąc jego wzrok.

– Powiedz mi. – zażądała, domyślając się prawdy. – Co karzą ci zrobić.

– Nie zrozumiesz.

– To daj mi to zrozumieć.

– Naprawdę chcesz? – w jego głosie dało się usłyszeć małą nutkę nadziei.

– Po to tu jestem, Theo.

Jo położyła rękę na jego ramieniu, zbliżając się do chłopaka.

– Przybyłem do Beacon Hills po stado, oni chcą się pozbyć Alfy. Ja mam być Alfą, bo.. – na chwilę jego głos się zawahał, nie wiedząc jak zareaguje ruda. – Mam zabić Scotta, przejąć jego stado, inaczej oni zabiją ciebie. Myślałem, że to będzie łatwe, ale coś.. Coś nie pozwala mi ciebie skrzywdzić.

Ich spojrzenia ponownie się ze sobą skrzyżowały. Na niebie widniał już Super Księżyc, który powodował, że istoty nadprzyrodzone podatne na jego działanie, zyskiwały większą moc.

– Theo. – zwróciła jego uwagę, przerywając nieprzychylną ciszę między nimi. – Jak naprawdę zginęła Tara? To nie był wypadek, prawda?

Reaken oparł przedramiona na stalowej barierce, odchylając głowę do tyłu. Oczywiście, że ta rozmowa musiała nastąpić. Jo wbijała w niego swoje błękitne, pełne niewinności oczy, podczas, gdy on był okropnym zdrajcą, nie zasługującym na jej uczucia.

– Powiedzieli, że, kiedy zabiorę serce Tary, dostanę własne stado, będę kimś. Zrobiłem to.

– Wyrwałeś jej serce? – jej głos lekko zadrżał, powodując łzy w oczach chłopaka, który potwierdził jej zdanie skinięciem głowy.

Stilinska podeszła do niego, jedną ręką obejmując go lekko ramieniem, za to drugą położyła na jego zaciśniętych rękach.

– Byłeś dzieckiem, zmanipulowali cię i nauczyli jak manipulować. – oznajmiła po chwili kolejnej ciszy, masując jego bark. – Nie musisz znów powtarzać tego samego błędu.

– Muszę! Nadal nie rozumiesz. Nie umiem być dla innych taki, jaki jestem dla ciebie. Jeżeli nie zabiję Scotta, oni zabiją jedyną osobę, przy której jestem człowiekiem. Moją słabość. Ciebie.

Josephine spuściła głowę w dół, a po jej policzkach spłynęły łzy, które opadły na drewniane deski. Theo słysząc opadające krople na powłokę mostu, wetknął palec pod brodę dziewczyny, unosząc jej głowę, by na nią spojrzeć.

– Przepraszam, Josie. – jego dłoń ujęła policzek rudej, ocierając go od łez.

Siedemnastolatka pokiwała głową na boki. Nigdy wcześniej nie czuła takiej bezradności, jaka otaczała ją teraz z każdej ze stron.

– Jeśli to, co jest między nami, też jest błędem, chcę go popełnić. – wyszeptała, a Theo odruchowo wsłuchał się w bicie jej serca. Mówiła prawdę.

Z błyskiem w oczach chwycił policzki dziewczyny w swoje ręce i wpił się w jej usta jak gdyby jutra miało nie być. Jo objęła jego kark, krzyżując ze sobą swoje nadgarstki, pogłębiając pocałunek. Dłoń chłopaka znalazła się na talii nastolatki, przez co dla podtrzymania równowagi, ta zacisnęła rękę na jego ramieniu.

– Nie mogę cię stracić, Josie. – szepnął, przerywając na moment gest, po czym widząc jej uśmiech na twarzy, ponownie ją pocałował.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 08 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ᵂ ᴾ ᴼ ᴶ ᴱ ᴺ ᴵ ᴱ  // Theo Raeken Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz