Rozdział 13 - „Ratunek"

103 4 0
                                    

W domu McCallów zebrało się prawie całe stado. Nie zdołali uchronić Hayden od zabrania przez Potwornych Doktorów, na dodatek zabrano im Liama, przez co Scott wpadł w ogromny szał, choć starał się to ukryć przez sprawę z Kirą, która nie dość, że zaatakowała stado Satomi, to jeszcze była oskarżona o morderstwo kobiety.

Josephine czekała w salonie wraz ze Stilesem, Malią, Masonem oraz Theo, kiedy przez drzwi frontowe weszła zdenerwowana Daphne razem z idącym za nią Brettem. Jo od razu przytuliła się do blondynki, która z zawahaniem oddała gest, wyczuwając u niej strach.

– Co się stało? – zapytała Dunbar, gdy poczuła szybkie bicie serca Stilinskiej. – Gdzie jest Liam? I co do cholery wyprawia Kira?

– Zabrali ich.. – rzekła cicho Jo, wtulając się jeszcze bardziej w swoją przyjaciółkę. – Przepraszam.

Przez głowę zielonookiej przeleciało kilka scenariuszy z najgorszym końcem. Mimowolnie z jej palców wysunęły się pazury, więc odsunęła się od Josie, by niczego jej nie zrobić. Brett, który domyślił się co się dzieje, szybko znalazł się u boku dziewczyny, przyciągając ją do siebie.

– Wiem gdzie szukać. – do ich uszu dobiegł głos Scotta, wchodzącego do pomieszczenia. Poczuł wściekłość Daphne, przez co spojrzał w poszukiwaniu ratunku na Bretta.

– Obiecałeś, że będziesz go chronił. Za wszelką cenę. A teraz co? Porwali go z jakąś idiotyczną chimerą? – Dunbar od razu wystartowała do niego z ciętym językiem.

– Znajdę go. – odparł McCall, spodziewając się, że za chwilę dostanie po twarzy od kotołaczki.

Josephine poczuła, że musi to zrobić. Instynkt podpowiadał jej, że im prędzej Daphne dowie się o tym czym jest, tym będzie lepiej dla ich przyjaźni, która od dawna umierała przez wszystkie misje stada.

– Daphne! – zawołała, sprawiając, że uwaga dziewczyny, jak i innych padła na nią. – Przestań.

Z tym rozkazem tęczówki Jo zaświeciły się na złotą barwę, natomiast w oczach jej przyjaciółki stanęły łzy.

– Też jesteś chimerą..

Niebieskooka skinęła jej głową, przenosząc spojrzenie na swojego brata. Stiles wyglądał jak gdyby właśnie powiedziano mu o śmierci bliskiej osoby. Z jego twarzy uciekł tymczasowy duch, przez co lekko zbladł, lecz szybko się ogarnął, mówiąc.

– Wiemy gdzie to jest. To wejście do oczyszczalni.

Scott i Daphne ruszyli zgodnie w kierunku wyjścia, ale zatrzymał ich Stiles.

– Zwolnijcie trochę. Na pewno Mason nie pójdzie z wami. – powiedział wskazując na ciemnoskórego chłopaka.

– Pójdę, Liam to mój najlepszy przyjaciel, więc idę. – stwierdził Mason, dołączając do Scotta, Daphne i Malii.

– Nie słyszałem, że nagle zyskałeś nowych wilczych mocy.

– Skoro ty nie idziesz, skorzystam z pomocy

– Idę tylko pogadam z tatą, Nie chcę, żeby ktoś ukradł kolejne ciało.

W czasie, kiedy rozmowa przerodziła się w  napiętą wymianę zdań, Jo doznała coś z rodzaju retrospekcji. Widziała jak ją zabierali, poczuła nawet ból, który towarzyszył jej, gdy doktorzy wbijali w nią igły. Powieki dziewczyny stały się dosyć senne, a ona sama traciła powoli równowagę. Na szczęście została utrzymana poprzez kogoś ręce na talli. Uniosła głowę lekko w górę, spotykając się z zatroskanymi oczami Theo.

– Jestem tu, Josie. – szepnął z czym jego usta delikatnie musnęły płatek ucha Josephine.

Przez chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu aż do rzeczywistości powrócił ich trzask zamykanych drzwi. Zostali w domu sami wraz z Lydią i Corey'em, który był kolejnym z eksperymentów Potwornych Doktorów.

– Pamiętam cię.. – stwierdził wspomniany wcześniej chłopak patrząc na Stilinską analizującym spojrzeniem. – Krzyczałaś, gdy oni cię usypiali.

Przed oczami rudowłosej przeleciały różne obrazy, przypominające jej pobyt u doktorów. Wtedy zobaczyła też Corey'a, który był już dawno po zabiegu.

– W porządku. Nic już nie widać. – powiedziała Lydia, po raz ostatni przejeżdżając przez szyję chłopaka szmatką.

– Zagoiło się. Było miło, zwłaszcza, gdy wilkołak grzebał mi w wspomnieniach. – odparł nastolatek, wstając z miejsca.

– Jesteś w niebezpieczeństwie, powinieneś tu zostać. – zagadnął go Theo, który chciał dowiedzieć się więcej. Widząc, że chłopak zmierza do wyjścia, dodał. – Lydia jest banshee, przewiduje gdy coś złego ma się stać. Co się stanie jeśli on wyjdzie?

Posłał Martin znaczący wzrok, dając jej do zrozumienia o co mu chodzi, wobec czego ta powiedziała „Będzie bardzo źle". Jednakże to nie zrobiło dużego wrażenia na nastolatku, który chwycił za klamkę drzwi.

– Proszę cię. Musisz coś pamiętać.. – zatrzymała go Josephine. – Pomóż nam uratować naszych przyjaciół.

– Byłem w szpitalu, wynieśli mnie z sali. – oznajmił po dłuższej ciszy Corey.

– Dokąd?

– Do tuneli. – odpowiedzieli w tym samym czasie Corey i Jo.

– Było coś jeszcze.. Piwnica.. – Josephine spojrzała na Theo, czując okropny ból głowy. – Ale nie wiem gdzie to było.

– W domu. To był stary dom, w piwnicy była ściana z kamienia z wielką dziurą. Jak po wybuchu bomby. – dopowiedział za nią Corey, a pozostała dwójka wymieniła się spojrzeniami.

– Pamiętacie wilkołaka ze szponami? Czy Parrish nie mówił, że przebił się przez ścianę w piwnicy?

Lydia skinęła Theo głową, potwierdzając jego pytanie, a Josephine znów odczuła przebijający się przez jej ciało ból.

≪•◦ ❈ ◦•≫

Wszystkie negatywne emocje otoczyły ją, gdy tylko dojechali pod wskazany dom. Był on na obrzeżach miasta obok lasu, co wyjaśniało dlaczego też Doktorzy zakopują w nim swoje eksperymenty. Raeken chwycił za jej rękę, ciągnąc ją za sobą. W szybkim tempie odnaleźli wejście do laboratorium doktorów, od razu znajdując Liama i Hayden, których zamknięto za stalową siatką.

– Jesteście cali? – zapytała ruda, podchodząc do ogrodzenia.

– Theo, nie. – powiedział Liam, lecz na marne, bo szatyn chwycił za siatkę, która poraziła go prądem, powodując jego upadek.

Jo usiadła przy poszkodowanym Theo, pomagając mu się podnieść. Poczuła nagły przypływ złej energii, która wywodziła się z tego miejsca. Towarzyszący jej chłopak zorientował się o co chodzi, wobec czego rozkazał młodszym nastolatkom zakryć uszy. Długo nie musieli czekać, gdyż tęczówki Jo stały się złote, a zaraz potem dziewczyna wydała z siebie krzyk, powodując wyrwanie się drucianych drzwi z zawiasów. Zielonooki zerwał się z miejsca, chwytając rudą w pasie, by utrzymać za nią równowagę.

– Dobrze? – spytał, na co Stilinska pokiwała mu głową.

Wspólnie pomogli odczepić Liama od rurki wczepionej w jego przedramię, po czym prędko pognali do samochodu z zamiarem pojechania do domu Alfy. Hayden i Liama usadzono na tyłach samochodu, natomiast Josephine usiadła na przednim siedzeniu pasażera z Theo za kierownicą.

– Nadal boli? – spytał Liam, kierując pytanie do ciemnowłosej dziewczyny, która zdawała się walczyć z bólem.

– Coraz bardziej, nie goi się. Nie tak jak wtedy. – odparła półszeptem nastolatka. – Jestem porażką, prawda?

To pytanie dało Josephine do myślenia. Po pierwsze skoro niektórzy byli porażkami, to jak wyglądał oczekiwany efekt? Po drugie czemu jej nie uznano za porażkę, chociaż z jej nosa raz leciała rtęć? Z rozmyślań wyrwała ją ponowna rozmowa między siedzącymi z tyłu nastolatkami, po której Liam pocałował Hayden, a patrząca na to niebieskooka uśmiechnęła się do siebie, czując ciepły dreszcz przechodzący przez jej ciało. Niespodziewanie Theo ujął jej rękę w swoją, by następnie umiejscowić ją na biegu, przykrywając dłoń dziewczyny swoją, przez co Josie posłała mu delikatny uśmiech, który ten odwzajemnił, stając pod domem McCalla.

ᵂ ᴾ ᴼ ᴶ ᴱ ᴺ ᴵ ᴱ  // Theo Raeken Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz