⁵ HAPP1NES5

218 14 11
                                    

Październikowe popołudnie było wyjątkowo ciepłe, jak na tę porę roku w Los Santos, a bezchmurne niebo i ciepły wiatr, który zrzucał liście z drzew, tworzyły idealną atmosferę ślubną. Nie zapowiadało się na nagłą zmianę pogody, szczęśliwie dla młodej pary, która zdecydowała się na wesele na świeżym powietrzu.

Ten dzień zapowiadał się bardzo dobrze - piękna pogoda poprawiała humor ludziom, a perspetywa zdobycia ostatniego elementu układanki poprawiała humor Mateuszowi.

Jego przyjaciele byli mocno zaangażowani w organizację wesela, w końcu to była praktycznie ich rodzina. Nie aż tak bliska, jak oni, ale dalej rodzina.

Mateusz nie do końca rozumiał tradycje i zwyczaje ludzi, ale nie sądził, że porwana panna młoda była wielkim problemem - w końcu to była brama weselna, prawda?

Nieprawda — zaprzeczył Erwin, gdy Mateusz zadzwonił do niego, żeby o to zapytać. — Ale poradzimy sobie, nie przejmuj się, Mati!

— A nie mogę ich po prostu zabić? — zapytał, pozwalając odrobinie emocji zabarwić jego głos. W końcu to był problem, a on umiał rozwiązywać preblemy.

Ale ty jesteś podekscytowany dzisiaj... — Erwin zaśmiał się, co brzmiało trochę sztucznie, po czym westchnął. — No w sumie dla mnie git, ale... Jedziemy właśnie negocjować z GSK.

— Ah. — Rozłączył się. Jeśli chodziło o GSK, to pomoc im nie była potrzebna. Zrobią to, co będzie trzeba i panna młoda wróci przed ołtarz.

Nawet nie pół godziny później dostał smsa, że Summer się znalazła. Wszystko szło zgodnie z planem, a na weselu miało być tyle osób, że statystycznie jedna z nich na pewno miała odpowiednią soczewkę. Teraz jedynie musiał wierzyć w to, że chłopaki znajdą odpowiednią osobę zanim oko zacznie sprawiać problemy.

Prototyp oka nigdy nie był idealny, a im dłużej Mateusz myślał nad nim, tym mniej wierzył w jego wytrzymałość. Przewidywał, że zacznie szwankować po zeskanowaniu trzydziestu osób, co było zdecydowanie zbyt małą liczbą jak na ilość mieszkańców Los Santos.

Skuterek stał oparty o ogrodzenie serwerowni, a Mateusz siedział na ziemi obok niego, bawiąc się telefonem. Wysłał przed chwilą kolejną emotkę do Nicollo, a ten wysłał mu wiadomość o treści "nie podsłuchuj SoCute" w odpowiedzi, więc tak naprawdę nie mógł dużo zrobić. Nie chciał psuć ich przyjaźni, którą ledwo zdołał naprawić, więc zostało mu tylko czekać na dalsze informacje.

Nie musiał długo czekać, dziesięć minut później dzwoniący telefon wystraszył wszystkie zwierzęta w okolicy, a także Mateusza. Dziwnie się czuł, nie wiedząc od razu kto do niego dzwoni, nie mówiąc już o potrzebie fizycznego wyciągania telefonu z kieszeni. Wszystkie te niedogodności były uciążliwe, jednak bardzo potrzebne, żeby odciążyć jego system.

— Halo?

Ej, Mateuszku, mam takie trochę krejzi pytanko. A nie poszedłbyś z nami na ten ślub? Po prostu, wiesz, jako...

— Oczywiście, że pójdę! — Erwin nie skończył myśli, ale Mateusz już zadecydował. — Oczywiście, że pójdę, oczywiścieże-

A ten znowu się zaciął...

Ooo, super! Mega! — przerwał mu Erwin , a w tle było słychać jak otwiera drzwi od samochodu. — Bardzo dobry humor masz dzisiaj... To ja ci dam GPSa i spotkamy się przed, dobra?

— Dobra, cześć! — zgodził się i rozłączył w tempie ekspresowym. Ten dzień zapowiadał się wspaniale, a z godziny na godzinę stawał się jeszcze lepszy.

róż to odcień czerwieni | morwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz