³ Grzegorz zaśpiewa piosenkę!

197 10 12
                                    

Poranek przyszedł i odszedł, zamieniając się w południe, a Gregory leżał nieruchomo od kilku godzin, przygnieciony Erwinem. Mógłby go zrzucić, nie miałby z tym żadnego problemu, ale Erwin wyglądał tak spokojnie, że Gregory znalazł serce i pozwolił mu spać.

Zmalały mu wory pod oczami, zmarszczka między brwiami się wygładziła. Bez maski pewnego siebie pastora Erwin był tylko młodym człowiekiem, który zobaczył w życiu już wiele, i dalej starał się żyć jak normalny człowiek.

Zresztą nie on jeden, jednak Gregory najgorsze wspomnienia schował bardzo głęboko, jeszcze do niedawna dzieląc złe dni z butelką i ukrywając się za maską casanovy.

A potem pojawił się Erwin, który zdarł z niego tę maskę złośliwym żartem i błyskiem w oku.

Gregory wstał z łóżka, odganiając od siebie te myśli. Erwin się nie obudził, tylko przekręcił się na drugi bok i prawie spadł z łóżka. Może zostawienie śpiącego Erwina samego w mieszkaniu nie było najlepszym pomysłem, ale on musiał się pojawić w pracy.

W szatni na komendzie nie było nikogo, co oznaczało, że Gregory mógł się pożegnać z możliwością wybrania patrol partnera. Nie żeby wybór był duży; nie, gdy na komendzie było tylu kadetów i solo kadetów, których strach było puścić samemu na miasto.

— 406 status drugi na trójeczce — oznajmił na radiu, schodząc na parking. Ledwo doszedł do swojego auta, a podbiegł do niego mężczyzna, który wyglądał jak młodsza, jeszcze nie zmęczona życiem wersja Gregorego.

— Cześć, ojciec! — Alex uśmiechnął się i rozłożył ręce. Gregory nie zdążył jeszcze przetworzyć tego, że tak, stał przed nim jego własny syn, ale i tak uścisnął go, jak na dobrego ojca przystało.

— Alex? — Gregory odsunął go na długość swoich ramion i popatrzył na niego uważnie. Był opalony, co jedynie spotęgowało ich podobieństwo, tak samo jak przycięte włosy. Wyglądał bardzo dobrze, w końcu odziedziczył wygląd po nim.

— Cześć! — Alex wyszczerzył się, a Gregory wziął głęboki wdech.

— CZY CIEBIE, KURWA, POJEBAŁO? BEZ ŻADNEGO SYGNAŁU WYJEŻDŻAĆ Z MIASTA I NIE WRACAĆ? MARTWIŁEM SIĘ, KURWA! — Alex skrzywił się, co Gregory przyjął z zadowoleniem, w końcu musiał się nauczyć szacunku do ojca. — GDZIEŚ TY BYŁ, JAK CIĘ NIE BYŁO?

— Wyjechałem sobie na wakacje...

— Aaa, na wakacje sobie pojechałeś, na wakacje! — Gregory zaśmiał się i puścił go. — Nie ma problemu przecież, pewnie! Zostaw ojca samego, kurwa...

Alex przewrócił oczami. — Dla przypomnienia jestem pełnoletni, także mogę...

— Emememe! — Gregory otworzył radiowóz i kiwnął na niezadowolonego Alexa. — Do radiowozu wsiadaj, ale już mi, kurwa!

Wystarczyło kilka minut, żeby Alex się od-obraził i zaczął opowiadać o swoich wakacyjnych przygodach. Wszystko zaczęło się od wycieczki po Stanach Zjednoczonych, którą wymyśliła Nicole, a skończyło w Europie.

— Znalazła sobie koleżankę i została w Hiszpanii. — Alex prychnął, a Gregory uśmiechnął się, słysząc rozbawienie w jego głosie.

— Młoda jest, niech się bawi. — Mimo tylu miesięcy rozłąki szybko wpadli w rytm, który towarzyszył ich pracy. Lekkie rozmowy przeplatane żartami i popijane kawą, z oczami przyklejonymi do ulic Los Santos i jednym uchem do radia.

Poranki zazwyczaj były spokojne, niewiele osób podejmowało się próby obrabowania czegokolwiek w biały dzień, jednak ci, którzy to robili, mieli to doskonale przemyślane - patrole bardziej doświadczonych policjantów zwiększały się po południu, więc przed południem mieli do czynienia jedynie z pracoholikami.

róż to odcień czerwieni | morwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz