Rano obudziła mnie Emma. Byłam strasznie zmęczona, w nocy nie umiałam zasnąć bo ciągle słyszałam jak piraci, którzy mieli wartę przemieszczali się po skrzypiącym pokładzie. Podeszłam do szafy wybrać ubrania i poszłam się umyć oraz przebrać. Godzinę później poszłam do pomieszczenia, w którym już wszyscy zajadali się śniadaniem. A najbardziej Amaro który jest wiecznie głodny. Normalnie on jest takim odkurzaczem, któremu dasz coś pod nos to za sekundę już tego nie ma.
Po godzinie wszyscy zjedli i poszli przygotować statek do odpływu. Ja z Emmą w tym czasie sprzątałyśmy po śniadaniu.POV.Kapitan Hak
Martwiłem się o Mele.
Wiedziałem co jej grozi ponieważ miałem syna, którego nie dopilnowałem a teraz już nie żyje tylko i wyłącznie przez moją głupotę.
Gdybym tylko nie dał się sprowokować to może jeszcze by żył.30 lat temu...
Byłem razem z moim synem Vordanem na Jolly Rogerze. W czasie rejsu uczyłem go sterowania statkiem.
Byliśmy 2 mile od Nibylandii, na którą zmierzaliśmy w poszukiwaniu magicznych ziół. Razem z nami płynęła moja załoga, która zawsze była mi lojalna. Vordan był wysokim chłopcem o dobrze zbudowanej sylwetce z brązowymi włosami opodajacymi na oczy. Miał 16 lat, gdy to się stało.
Vordan zacumował statek przy brzegu Nibylandii. Zszedł na ląd a ja zaraz po nim. Szliśmy brzegiem oceanu wsłuchując się w szum wody odbijającej się o skały. W końcu weszliśmy do lasu, w którym znajdują się potrzebne nam rośliny. Chodziliśmy i szukaliśmy, bawiąc się również przy tym i opowiadając żarty. Vordan był cudownym dzieckiem pełnym podziwu, odwagi i uroku, której dużo osób mu zazdrościło a branie miał bardzo duże. Lecz chłopak nie chciał wpakowywać się w związki, rodziny i inne takie rzeczy. Bardziej chciał zostać piratem, który nie jest jak wszyscy inni piraci. Chciał pomagać potrzebującym. Zazwyczaj podkradał coś z mojego statku by wyjść na ląd i podarować to ludziom, którzy bardziej tego potrzebowali. A ja udawałem że tego nie widzę. W głębi serca byłem z niego dumny, baa zawsze byłem, jestem i będę.
Wracając do naszej wycieczki w poszukiwaniu magicznych roślin to powinniśmy być już blisko łąki na, której rosły. Weszliśmy na łąkę, na której od razu zauważyliśmy potrzebne nam zioła. Byliśmy tak tym zachwyceni że tak szybko je znaleźliśmy, że nawet nie popatrzyłem czy ktoś nas nie podgląda albo się na nas nie czaji.
Podbiegliśmy do roślin i zaczęliśmy zbierać, gdy nagle usłyszeliśmy szelest i rozchodzący się głos jednych z mieszkańców tej wyspy. Zagubionych chłopców. Byłem lekko przerażony ale nie dałem tego po sobie poznać i wyciągnąłem szable. Vordan natychmiast się podniósł i tak samo jak ja wyciągnął szable, którą potrafił niesamowicie władać.
Zagubieni chłopcy wyłonili się z pośród drzew niektórzy zeskoczyli z gałęzi a jeszcze poniektórzy mierzyli w nas łukami i kuszami, których strzały pokryte były śmiertelnie trującą substancją. Snocieniem. Na samym końcu z krzaków wyłonił się on. Król Nibylandii.- O kapitanie! Co za miła niespodzianka.-powiedział Pan z tym jego złowieszczym uśmieszkiem.
- Uwierz mi zawsze chciałem zrobić ci niespodziankę.- odpowiedziałem ze sarkazmem.
-No nie ukrywam że się trochę zawiodłem. Myślałem że przypłyniesz wcześniej
-Nie mam czasu na pogawędki z tobą.- Machnąłem hakiem i spojrzałem w stronę Vordana, który trzymał szable skierowaną w stronę chłopców.
- Myślałem że zagracie z nami w grę.- odparł chłopiec.
Jak ja już dobrze znałem te jego gierki.
Ten demon czerpał radość z czyjegoś cierpienia. A on sam potrafił zabijać bez poczucia winy i z radością, więc wymyślił swoją grę. Gra była taka sama jak chowany lecz na innych zasadadach. ,,Zabawa" polegała na tym że jest 20 minut na ukrycie się na całej wyspie. Pan w tym czasie liczy, a gdy wyznaczony czas minie rusza na poszukiwania. Gra trwa przez 10 minut. Nigdy to się nie zdarzyło ale, gdy Pan nie znajdzie osoby która się chowa to może ona bezpiecznie opuścić wyspę. Lecz gdy Pan znajdzie osobę to ją zabija poprzez wyrywanie jej cienia.Peter podszedł do Vordana i położył mu rękę na ramieniu.
-Ja się dziwię jak ty z tym starym dziadem wytrzymujesz.- powiedział na co natychmiast ciśnienie mi się podniosło.
-Oho! Odezwał się ,,najmłodszy" z nas. To zobacz na siebie ty mały gnojku!- nie wytrzymałem i przystawiłem szable do jego szyji.
-Co tak agresywnie kapitanie?- powiedział i zaśmiał się.
Zrobiłem pierwszy ruch i prawie dźgnąłem go w rękę, ale zrobił szybki unik.
- A więc tak chcesz się bawić.- odparł i wyciągnął swoją szablę.
Zaczęliśmy walkę. Toczyłaby się jeszcze dłużej ale kontem oka nie widziałem już ani syna ani reszty zagubionych chłopców. Cholera. Musieli go zabrać. Automatycznie na myśl o tym, zrobiłem silniejszy zamach i przejechałem demonowi po brzuchu. Robiąc przy tym dziurę w jego ubraniu i przecinając skórę.
Pobiegłem w głąb lasu w poszukiwaniu Vordana ale na próżno. Nikogo nie widziałem ani nie słyszałem. Nagle przede mną ujrzałem Pana za którym stali inni chłopcy którzy trzymali mojego syna. Wiedziałem że może mu się stać krzywda więc zacząłem prosić żeby go zostawił i dał nam opuścić wyspę na którą już nigdy nie postawimy nogi, ale się nie zgodził.
-Pan puść go i weź mnie a daj jemu odpłynąć do domu.
-Czemu niby miałbym to zrobić?-zapytał.
Za mną stanęli dwaj chłopcy którzy mnie przytrzymali.
Pan nie czekając na odpowiedź wyrwał serce Vordanowi a momentalnie spłynęły mi łzy. Chłopiec zaczął ściskać serce a mój syn zaczął się dusić gdyż brakowało mu już powietrza. Zacząłem krzyczeć żeby przestał ale on nie słuchał. W końcu skończyło mu się to podobać i ścisnął serce że pozostał z niego tylko popiół. Vordan nie żył. Chłopcy wraz z Panem uciekli w głąb lasu a ja podbiegłem do martwego już syna. Zacząłem płakać.
Po godzinie wziąłem go na ręce i zmierzałem ku statku. Wchodząc na pokład z Vordanem na rękach załoga momentalnie uniosła głowy i podeszła do mnie.-Co się stało kapitanie?- odezwał się jeden z załogi.
-On go zabił.- odpowiedziałem cały we łzach.- Przygotujcie osobną kajutę dla niego...
Teraz...
Dlatego chcę chronić Mel nie ważne czy miałbym umrzeć. Wiem ze ten demon wie że jest tu ze mną i za wszelką cenę chce mi ją odebrać, dlatego dzisiaj wyruszamy do Londynu by Mele zostawić pod okiem Darlingów i bezpiecznym dachem i żeby ten dzieciak jej nie porwał. Coś czuję że będą z tego kłopoty, ale nie mogę pozwolić na to by on odebrał mi kolejne dziecko.
_________________________
ℍ𝕖𝕛𝕜𝕒 𝕙𝕖𝕛𝕜𝕒❤️
Witam was po dość długiej przerwie, ale wracam jak widzicie.
Rozdziały powinny wpadać teraz tak mniej więcej regularnie czyli tak co tydzień niekiedy co dwa. Możecie napisać w komentarzach jak wam się ten rozdział podoba, bo mi osobiście mega.
I pamiętajcie o zostawieniu gwiazdek bo dodaje to motywacji.🥰Ps. Jak narazie najdłuższy rozdział bo aż 1018 słów nie licząc mojej wypowiedzi.😅
Mavciav
CZYTASZ
The love of the lost [OUAT]
FanfictionKsiążka opwiada o nienawiści, przyjaźni i miłości. Czy przez miłość, da się zrezygnować z rzeczy, której szukało się kilkadziesiąt lat? Tego nie wie nikt. Czy miłość potfafii dokonać cudów jak to opisują w bajkach? Historia dotyczy szesnastoletniej...