Rozdział 8

77 5 0
                                    

Następnego dnia, obudził mnie głos śpiewających i bawiących się chłopców. Rozejrzałam się po pokoju ale nikogo nie zobaczyłam. Zobaczyłam tylko że na szafce nocnej jest zostawiony talerz ze śniadaniem. Najpierw mój umysł kazał mi tego nie jeść bo kto wie co on tam dosypał, może jakąś truciznę albo coś. Z racji tego że byłam bardzo głodna to odsunęłam na bok te myśli i zaczęłam pałaszować śniadanie. Kilkanaście minut później skończyłam śniadanie i zaczęłam się rozglądać po pokoju. Na krześle obok stolika były poukładane w kosteczkę ubrania, zobaczyłam je i na oko stwierdziłam że to mój rozmiar więc się w to przebrałam. Wyszłam z domku i chciałam niezauważalnie wyjść z obozu, ale gdy próbowałam się z tamtą wydostać to przeszkodziła mi w tym jakaś bariera. Cholera, przeklęty Peter, musiał użyć magii do tej bariery, ale gdy się rozejrzałam widziałam jak inni chłopcy bez trudu ja przekraczają wchodząc i wychodząc z obozowiska z charpunami oraz mieczami a poniektórzy z pistoletami, które ukradli piratom. przepływającymi tutejszy ocean. Wtedy zdałam sobie sprawę że ta bariera działa tylko na mnie, no cóż mogłam się domyślić że ucieczka stąd nie będzie łatwa a Peter mi to będzie utrudniał. Zrezygnowana poszłam w kierunku wielkiego stołu gdzie chłopcy zazwyczaj jadali. Przechodząc obok ogniska zauważyłam Petera.

- I gdzie ty się znowu szwędasz? - zapytał.

- A co cię to znowu tak interesuje?- zapytałam i podchodząc do niego.

Gdy tak stałam i mogłam mu się przyjrzeć to zobaczyłam że ma rozciętą brew. Ciekawe co mu się stało, ale nie zapytałam. Po co mam się wtrącać w jego życie prywatne jak i tak za niedługo mnie tu nie będzie bo znajdę sposób by zwiać.

- A propo mojej brwi to faktycznie nie twoja sprawa, i się stąd nie wydostaniesz a tym bardziej nie uciekniesz ode mnie. - odparł i wyszedł, a ja jak słup stałam z szeroko otwartymi oczami w szoku.

Całkiem zapomniałam że ten człowiek umie czytać w myślach, ale po kilku sekundach się otrząsnęłam i poszłam do chatki Pana gdzie stała biblioteczka. Znalazłam jakąś starą książkę o jakimś morderstwie, gdzie morderca w lesie wieszał swoje ofiary na drzewach jak bombki. Może sam tytuł i opis nie były zbyt zachęcające ale i tak po pierwszym zdaniu się wciągnęłam, jak to mówią ,,nie oceniaj książki po okładce''. Czytałam przez kilka godzin bo i tak nie miałam co innego do robienia. Wyjść na dwór, siedzieć i patrzeć co robią chłopcy mnie nudziło i by było zbyt niekomfortowe, a na Petera nie chciałam nawet patrzeć a jakakolwiek przechadzka po lesie, albo plaży odpadała.

Wieczorem skończyłam czytać książkę, i szczerze mega mi się podobała, przynajmniej wiem że mogę zrobić z Petera ozdobę z choinkę.

Wyszłam na dwór się przewietrzyć. Zagubieni chłopcy tańczyli i śpiewali przy ognisku, a inni grali na gitarach oraz bębenkach. Rozejrzałam się dokładnie i mój wzrok zawiesił się na kłodzie obok ogniska. Zauważyłam tam dobrze znaną mi sylwetkę. Był to Henry. Henry Mills.
Podeszłam do niego i usiadłam. Chłopiec spojrzał w moją stronę i momentalnie mnie przytulił. Oddałam uścisk i ostrożnie wytłumaczyłam mu że jest tutaj mój tata, jego mama i inni oraz jak się tutaj znalazłam.

-Mela?- zapytał.

-Tak.

-Dlaczego tutaj jesteś?

Zadał pytanie, na które nawet ja nie znałam odpowiedzi.

-Nie mam pojęcia.- odparłam i zapatrzałam się w ogień, który tak bardzo mnie uspokajał.

Uwielbiałam ogień, zawsze miałam przy sobie zapałki. Działał na mnie kojąco i uspokajająco tak samo jak ciemność. Pobudzał we mnie coś czego nigdy nie czułam. Zazwyczaj po tym jak rozpaliliśmy ogień z tatą, to mi mówił że oczy mi zmieniają kolor na czerwony i wyglądają jakby płonęły. Dużo z ojcem żartowaliśmy, i domyślałam się że to są żarty które rzuca na lewo i prawo, dlatego też mu coś zawsze dopowiadałam i się zaczynaliśmy śmiać.

Po chwili z krzaków wyszedł król, niszczyciel dobrej zabawy i do nas podszedł.

-No witam jak się moi goście bawią?- zapytał z o dziwo dobrym chumorem.

Czyli musiał coś zrobić.

-Zajebiście ci powiem, normalnie super się tu bawię.- powiedziałam z wyraźnym sarkazmem.- Gdyby ciebie tutaj nie było, to byłoby o wiele lepiej.

-No ej, tutaj możesz robić co tylko zechcesz. Możesz grać z nami w różne gry, śpiewać, tańczyć, opowiadać historie albo czytać bajki innym chłopcom. Na pewno im się to spodoba.- powiedział i usiadł pomiędzy mną a Henrym.

Pan zaczął się na mnie patrzeć, po kilku minutach nie wytrzymałam dałam mu z liścia i skierowałam się  w stronę chatki. Widać że był niezadowolony z tego czynu ale no cóż, nie moja wina że tu jestem, to on mnie tu przywlókł i uwięził.

- Jeśli tak chcesz pogrywać dziewczynko, to chętnie z tobą w to program.- powiedział Peter w moją stronę.

Odpowiedziałam mu na to  wystawionym środkowym palcem.

W chatce starałam się wymyślić plan jak stąd się wydostać i uratować Henry'ego i dostać się na okręt ojca.

Późnym wieczorem usłyszałam tylko klucz w zamku. Znowu mnie zamknął.

- Dobranoc księżniczko.- powiedział i odszedł.

The love of the lost  [OUAT]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz