Rozdział 10

84 5 4
                                    

U góry macie zdjęcie jak mniej więcej wyglądał ten most.
________________

W czasie gdy opatrywałam rany , przyszła reszta chłopców. Niektórzy mieli małe rany a niektórzy przyszli cali i zdrowi. Byłam bardzo ciekawa co się stało ale wolałam nie pytać, przynajmniej dzisiaj. Poczekam do jutra aż wszyscy ochłoną.

***

W nocy znowu zostałam zamknięta w chatce Petera, ale tym razem nie przez niego, a przez Felixa. Nie miałam nic do robienia więc wziąłam tą książkę o legendach i zaczęłam czytać. Sporo po północy chciałam wyjść. Przebrałam się w jakąś koszule i jakiś gorset. Znalazłam też jakieś spodnie, które założyłam.

Otworzyłam okno i próbowałam przez nie przejść.
Gdy udało mi się wydostać, to podeszłam jeszcze do zbrojowni po mój sztylet, pistolet oraz szablę. Wchodząc do środka zauważyłam tylko swoją szablę przymocowaną wraz z innymi szablami do drewnianej ścianki. Od razu do niej podeszłam i zabrałam swoją Mroczną perłę. W mojej rodzinie jest tradycja nazywania szabli wykutych przez samego siebie.
Mroczna perła jest wykuta z najlepszej stali jaką widział świat, dlatego się z nią nie rozstaję.

Wychodząc ze zbrojowni otarłam się jeszcze o łańcuchy, które narobiły strasznego hałasu. Miałam tylko nadzieję że nikt tego nie słyszał.

Chłopcy mający teraz warte są poza obozem więc raczej nie słyszeli.

Gdy byłam już przy wyjściu z obozu odwróciłam się i rozejrzałam się, czy na pewno nikt mnie nie obserwuje.

Byłam już dość daleko, ale i tak się rozglądałam w razie gdyby coś się na mnie czaiło i chciało mnie zaatakować.

Po godzinie wędrówki zobaczyłam dość głęboki wąwóz a po drugiej stronie była ta sama łąka, na której się kiedyś obudziłam. Zobaczyłam też most łączący dwie strony. Tylko ten most był złożony z dwóch lin i do nich przywiązane są deski, po których się przechodziło. Most był bez poręczy albo czegoś czego mogłoby się przytrzymać. Trzeba było liczyć na swoją równowagę, którą na szczęście miałam bardzo dobrze wyćwiczoną, gdyż byłam trenowana nie tylko przez ojca a także jeździłam konno. Miałam jednak lekkie obawy, ale skierowałam się w stronę mostu. Patrząc z bliska był bardzo długi i wąski. Stanęłam jedną nogą a natychmiast się zatrząsł. Poczekałam aż trochę się uspokoi i dopiero postawię drugą nogę.

Kiedy byłam w połowie przepaści zachwiałam się i omal nie spadłam. Przykucnęłam i przytrzymałam się deski. Popatrzyłam w tył gdzie zobaczyłam zbliżającego się do mnie młodego pirata. Normalnie ucieszyłabym się gdyby był to załogant mojego ojca ale tak nie było. Był to jeden z piratów Czarnobrodego.

Gdy mężczyźnie udało się do mnie dotrzeć, ostrożnie podniosłam się i wyjęłam szablę. Pirat zapewne chciał mnie porwać i zaciągnąć na statek, ponieważ od dłuższego czasu byłam ich celem, nawet nie wiem z jakiego powodu, ale za niedługo miałam się dowiedzieć.

Zrobiłam zamach w kierunku przeciwnika, jednak był nietrafny. Pirat wyciągnął swój kordelas i również wymierzył cios. Broniłam się i zadawałam ciosy, przy tym pojedynku zauważyłam że Laurens (bo tak miał na imię) był przywiązany liną, a drugi koniec trzymali inni piraci będący przy wejściu na mostu. Wpadłam na pomysł przecięcia liny asekurującej go. Po kilku zamachach udało mi się to jednak ja straciłam równowagę i upadłam na deski. Przeciwnik również ją stracił i przytrzymał się desek. Szybko wstałam i odeszłam kilka kroków. Szybko obmyśliłam plan, że sama będę chwiać mostem, bo możliwe że on spadnie a ja sobie dam radę.

Gdy chciał do mnie podejść, automatycznie zaczęłam huśtać przejściem. Laurens najwidoczniej stracił równowagę i się potknął bo zleciał ale kordelas w jego ręce zahaczył się pomiędzy dwoma deskami. Mężczyzna najwidoczniej nie miał zamiaru się poddać, podciągnął się i znów stanął na nogi. Ja w tym czasie iż miałam blisko do końca mostu chciałam doskoczyć, ale pirat mnie złapał. Nie ruszałam się bo wtedy byśmy obydwaj spadli, on to mi obojętne ale ja nie miałam zamiaru zlecieć. W ręce miałam swoją Mroczną perłę. Mogłam wymierzyć cios, ale wtedy też bym oberwała. Była to jednak moja ostatnia deska ratunku. Wbiłam mu miecz w brzuch tak że przeszedł na drugą stronę, on zaś jako jego ostatni ruch zza życia rozciął mi łuk brwiowy a zsuwający kordelas przejechał ostro po brzuchu. Chłopak padł martwy w przepaść. Piraci, którzy z nim byli pobiegli zapewne na statek opowiedzieć co się stało, a wtedy na pewno będzie mnie gonić cała załoga tego starego, bezdusznego pirata. 

Ostrożnie przeszłam na drugą stronę brzuch bolał z każdym ruchem a krwi było coraz więcej. Ledwo co widziałam bo krew zalewała mi oczy. Czułam że Peter wie że mnie już nie ma w domku, a co dopiero na terenie obozu więc musiałam się spieszyć. Przetarłam oczy i ledwo podniosłam się na nogi, wiedziałam że teraz nie mogłam odpuścić, skierowałam się w kierunku lasu z zamiarem znalezienia strumyka, który był niedaleko tej polany.

Mroczną perłę schowałam do pochwy, a sama szłam wąską ścieżką prowadzącą przez las. Po chwili dotarłam do strumyka, przy którym czekał nie kto inny niż Peter. Najwyraźniej poczuł się już na tyle dobrze by móc mnie śledzić. W tamtej chwili o dziwo nie przeszkadzała mi jego obecność. Z braku sił opadłam na ziemię.

- Oj skarbie. Ciebie nie można spuszczać z oczu. - widać że był zły, ale powiedział to z takim współczuciem i z troską. - Chodź. Pójdziemy do obozu przemyję ci to i założę opatrunek.

Nie byłam tym jakoś mega zadowolona bo chciałam do ojca, ale i tak byłam mu trochę wdzięczna za chęć pomocy. Chciałam wstać ale nie potrafiłam, rana bardzo piekła a krew ściekającą mi do oczu nie pomagały. Peter schylił się wziął mnie na ręce i ruszył ze mną na rękach do obozowiska.

- Widziałem tę waszą bitwę, niezła jesteś. Prawdę mówiąc jesteś lepsza od niektórych chłopców i nie wiedziałem że jesteś w stanie kogoś zabić.- odparł na co uśmiechnęłam się.

- To dużo o mnie nie wiesz Pan- odparłam.

- Wygląda na taką niewinną a tu takie coś. Kto by pomyślał, niesamowite. - powiedział bardziej do siebie ale i tak usłyszałam.

Wchodząc do obozowiska wszytskie oczy były skierowane w naszą stronę.

Chłopak położył mnie na ziemi a ja skuliłam się z bólu jaki narastał w brzuchu. Na oczy już nic nie widziałam. Czułam że krwi było coraz więcej.

Gdy Peter obmywał mi ranę strasznie piekło, kilka łez spłynęło mi po policzku. Peter widząc to wytarł mi je i złożył delikatny pocałunek na mojej skroni co sprawiło że poczułam się nieswojo i niezręcznie.

Potem znowu wziął mnie na ręce i zaniósł do domku. Położył mnie na łóżku i chwilę mi się przyglądał.

Wychodząc oznajmił mi że mnie już nie zamknie bo widzi jak to się kończy i jak wyzdrowieje to będę mogła dołączyć do treningów chłopców, pograć w coś z nimi albo pójść wszyscy razem na plażę popływać i po wygłupiać. W zamian za to nie mogłam uciec. Dodał, że za każdym razem gdy będę próbowała się stąd wyrwać znajdzie mnie. Nie miałam wyboru więc ze skrzyżowanymi palcami zgodziłam na jego propozycję.

- Jak narazie masz leżeć i odpoczywać. Będę przychodził i sprawdzał cię co jakiś czas, więcej nie rób niczego głupiego.- odparł po czym wyszedł.

The love of the lost  [OUAT]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz