Rozdział 6 cz. 1

112 6 0
                                    


W ciągu tygodnia wpadam do Gutka z nową piłeczką. Ostatnio dość chętnie się ze mną bawi. Wydaje mi się, że już mnie poznaje i cieszy się na mój widok.

Jestem tam na tyle często, że udzieliłam sobie dostępu do wejścia służbowego. Nie trzeba wtedy przechodzić przez poczekalnię, czekać, aż będzie można wejść do któregoś z gabinetów, skąd tylne drzwi prowadzą dopiero do korytarza z pokojami dla zwierząt.

Ja pozwoliłam sobie używać bocznych drzwi dla personelu, wtedy wchodzę bezpośrednio do korytarza hotelu. Tak też robię dziś. Przekraczam próg i od razu lecę do ostatnich drzwi. Nauczona doświadczeniem nie rozglądam się na boki, aby się nie rozklejać. Dopadam do mojej klamki, naciskam i staję osłupiała. Pomieszczenie jest puste... Gdzie jest mój pies? Boże... Czemu do mnie nie zadzwonili? Coś mu się stało?

Biegnę do pierwszego lepszego gabinetu, wpadam do środka zdenerwowana.

– Gdzie jest Gustaw!? – prawie krzyczę.

– Kurwa, puka się!

Na środku pomieszczenia stoi Marcin w samych spodniach, wycierając podłogę mopem. Nie mogę oderwać oczu od jego szerokich pleców. Ładne...

– Co z Guciem? Gdzie jest? Coś mu się stało!? Czemu nie zadzwoniłeś?!

– Oddychaj. Jest przeniesiony do pomieszczenia po drugiej stronie korytarza, od wczoraj wyprowadzamy go na spacery po ogrodzie.

– Aha...

Skoro mój pies jest bezpieczny to chyba mogę skorzystać z okazji, by sobie trochę popatrzeć.

– Coś panią zainteresowało? – pyta ze złośliwym uśmieszkiem.

Teraz do mnie dochodzi, że wróciliśmy do paniowania. Dobrze, nie ma spoufalania! Uświadamiam sobie, że stoję z rozwianymi włosami, pewnie rozpalona, gapiąc się jak bezmózga ameba na tors obcego faceta. Uchyliłam usta, przekrzywiłam głowę i się gapię. Sprawdzam czy nie cieknie mi ślinka...

– Gorąco panu? – Wraca mi połączenie z mózgiem.

– Na pani widok. – Nabija się. – Mieliśmy tu mały incydent, lepiej nie wiedzieć. – Unoszę pytająco brwi. – Kałowy. – Marszczę nos. – Mówiłem, że lepiej nie wiedzieć. Poszło rykoszetem na fartuch i moją koszulkę.

– To dziś przyjmuje pan topless? Może trzeba dać taki post na Instagram? – Zaplatam ramiona na piersiach.

– To by mogło odstraszyć klientów.

– Ale przyciągnęłoby klientki. – Obrzuca mnie spojrzeniem. Chyba przeginam. – Pójdę do Gutka.

Zamykam drzwi i opieram się o nie plecami.

Wygląda lepiej niż w mojej fantazji.

Od razu zrobiło mi się cieplej.

Oddychaj, Majka. Pamiętaj, to ćwok, nie lubisz go!

Kiedy biorę trzeci uspokajający wdech drzwi za mną się otwierają. Byłam o nie oparta całym ciężarem, więc czuję jakbym traciła grunt pod nogami, lecę do tyłu z piskiem.

Silne ramie obejmuje mnie w pasie i ratuje przed całkowitym rozłożeniem się na podłodze.

– Co pani wyprawia? – Słyszę tuż przy uchu.

– To pana wina! – obruszam się, choć wiem, że nie mam racji.

Nie puszczaj mnie...

– Moja?

– Oparłam się żeby się uspokoić, a pan szarpie klamką bez ostrzeżenia. – Staram się ogarnąć i stanąć o własnych siłach.

Choć chciałabym być jeszcze w twoich objęciach.

– Kto normalny opiera się o drzwi, które otwierają się do środka?

– Ja!

– Pytałem, kto NORMALNY.

No i czar prysł.

– Jestem nienormalna? – Odwracam się w jego stronę. Nadal jest bez koszuli. Nie jest bardzo wyrzeźbiony, ale ma fajnie widoczne mięśnie brzucha, układające się w delikatne V, jakby tworzyły strzałkę w dół.

Za co te tortury?! Strzałka jest zbędna, znam odpowiedni kierunek.

– Czasem mam wątpliwości. Po czym się pani uspokajała?

Obrzucam jego sylwetkę od stóp do głów. Czemu musi być taki śliczny!? Albo czemu musi być taki wkurzający?

– Po tym jak nie znalazłam Gustawa tam gdzie zawsze. Pomyślałam, że coś mu się stało. – Trochę naciągam fakty.

– Trzecie drzwi po lewej.

Rzuca, następnie odchodzi, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Idę do wskazanych drzwi i bawię się z Guciem dłuższą chwilę. Skoro już wychodzi na zewnątrz, to może mogłabym przyprowadzić Teklę, aby się poznali. Muszę się skonsultować.

Staję pod drzwiami gabinetu. Tym razem pukam i czekam na zaproszenie.

– Czyli umie pani pukać – sarka Marcin, pochylony nad biurkiem.

Lepiej, niż możesz sobie wyobrazić.

– To była sytuacja kryzysowa. Mogę przyjść z Teklą, aby się poznali?

– W czwartek po południu?

– Pasuje. Mogę wyjść tymi drzwiami? – Wskazuję główne wejście.

– A do tej pory pytała pani o pozwolenie?

– Racja. Do czwartku.

– Do czwartku. Pies na smyczy, niekarmiony przed przyjściem, zabrać jakieś przekąski.

Tak jest, kapitanie!

Opuszczam pomieszczenie, nie odwracając się.

Pan i Pani M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz