W ciągu tygodnia wpadam do Gutka z nową piłeczką. Ostatnio dość chętnie się ze mną bawi. Wydaje mi się, że już mnie poznaje i cieszy się na mój widok.
Jestem tam na tyle często, że udzieliłam sobie dostępu do wejścia służbowego. Nie trzeba wtedy przechodzić przez poczekalnię, czekać, aż będzie można wejść do któregoś z gabinetów, skąd tylne drzwi prowadzą dopiero do korytarza z pokojami dla zwierząt.
Ja pozwoliłam sobie używać bocznych drzwi dla personelu, wtedy wchodzę bezpośrednio do korytarza hotelu. Tak też robię dziś. Przekraczam próg i od razu lecę do ostatnich drzwi. Nauczona doświadczeniem nie rozglądam się na boki, aby się nie rozklejać. Dopadam do mojej klamki, naciskam i staję osłupiała. Pomieszczenie jest puste... Gdzie jest mój pies? Boże... Czemu do mnie nie zadzwonili? Coś mu się stało?
Biegnę do pierwszego lepszego gabinetu, wpadam do środka zdenerwowana.
– Gdzie jest Gustaw!? – prawie krzyczę.
– Kurwa, puka się!
Na środku pomieszczenia stoi Marcin w samych spodniach, wycierając podłogę mopem. Nie mogę oderwać oczu od jego szerokich pleców. Ładne...
– Co z Guciem? Gdzie jest? Coś mu się stało!? Czemu nie zadzwoniłeś?!
– Oddychaj. Jest przeniesiony do pomieszczenia po drugiej stronie korytarza, od wczoraj wyprowadzamy go na spacery po ogrodzie.
– Aha...
Skoro mój pies jest bezpieczny to chyba mogę skorzystać z okazji, by sobie trochę popatrzeć.
– Coś panią zainteresowało? – pyta ze złośliwym uśmieszkiem.
Teraz do mnie dochodzi, że wróciliśmy do paniowania. Dobrze, nie ma spoufalania! Uświadamiam sobie, że stoję z rozwianymi włosami, pewnie rozpalona, gapiąc się jak bezmózga ameba na tors obcego faceta. Uchyliłam usta, przekrzywiłam głowę i się gapię. Sprawdzam czy nie cieknie mi ślinka...
– Gorąco panu? – Wraca mi połączenie z mózgiem.
– Na pani widok. – Nabija się. – Mieliśmy tu mały incydent, lepiej nie wiedzieć. – Unoszę pytająco brwi. – Kałowy. – Marszczę nos. – Mówiłem, że lepiej nie wiedzieć. Poszło rykoszetem na fartuch i moją koszulkę.
– To dziś przyjmuje pan topless? Może trzeba dać taki post na Instagram? – Zaplatam ramiona na piersiach.
– To by mogło odstraszyć klientów.
– Ale przyciągnęłoby klientki. – Obrzuca mnie spojrzeniem. Chyba przeginam. – Pójdę do Gutka.
Zamykam drzwi i opieram się o nie plecami.
Wygląda lepiej niż w mojej fantazji.
Od razu zrobiło mi się cieplej.
Oddychaj, Majka. Pamiętaj, to ćwok, nie lubisz go!
Kiedy biorę trzeci uspokajający wdech drzwi za mną się otwierają. Byłam o nie oparta całym ciężarem, więc czuję jakbym traciła grunt pod nogami, lecę do tyłu z piskiem.
Silne ramie obejmuje mnie w pasie i ratuje przed całkowitym rozłożeniem się na podłodze.
– Co pani wyprawia? – Słyszę tuż przy uchu.
– To pana wina! – obruszam się, choć wiem, że nie mam racji.
Nie puszczaj mnie...
– Moja?
– Oparłam się żeby się uspokoić, a pan szarpie klamką bez ostrzeżenia. – Staram się ogarnąć i stanąć o własnych siłach.
Choć chciałabym być jeszcze w twoich objęciach.
– Kto normalny opiera się o drzwi, które otwierają się do środka?
– Ja!
– Pytałem, kto NORMALNY.
No i czar prysł.
– Jestem nienormalna? – Odwracam się w jego stronę. Nadal jest bez koszuli. Nie jest bardzo wyrzeźbiony, ale ma fajnie widoczne mięśnie brzucha, układające się w delikatne V, jakby tworzyły strzałkę w dół.
Za co te tortury?! Strzałka jest zbędna, znam odpowiedni kierunek.
– Czasem mam wątpliwości. Po czym się pani uspokajała?
Obrzucam jego sylwetkę od stóp do głów. Czemu musi być taki śliczny!? Albo czemu musi być taki wkurzający?
– Po tym jak nie znalazłam Gustawa tam gdzie zawsze. Pomyślałam, że coś mu się stało. – Trochę naciągam fakty.
– Trzecie drzwi po lewej.
Rzuca, następnie odchodzi, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Idę do wskazanych drzwi i bawię się z Guciem dłuższą chwilę. Skoro już wychodzi na zewnątrz, to może mogłabym przyprowadzić Teklę, aby się poznali. Muszę się skonsultować.
Staję pod drzwiami gabinetu. Tym razem pukam i czekam na zaproszenie.
– Czyli umie pani pukać – sarka Marcin, pochylony nad biurkiem.
Lepiej, niż możesz sobie wyobrazić.
– To była sytuacja kryzysowa. Mogę przyjść z Teklą, aby się poznali?
– W czwartek po południu?
– Pasuje. Mogę wyjść tymi drzwiami? – Wskazuję główne wejście.
– A do tej pory pytała pani o pozwolenie?
– Racja. Do czwartku.
– Do czwartku. Pies na smyczy, niekarmiony przed przyjściem, zabrać jakieś przekąski.
Tak jest, kapitanie!
Opuszczam pomieszczenie, nie odwracając się.
CZYTASZ
Pan i Pani M.
RomanceDwudziestosiedmioletnia Maja Bodurka prowadzi trochę zwariowane, ale dobrze zaplanowane życie. Spełnia się zawodowo jako grafik komputerowy, gdzie wykorzystuje swoje zdolności plastyczne. Jest dobrze zorganizowana, ma sztywny plan dnia i konsekwentn...