Rozdział 16

86 11 0
                                    

Maja

Przy wejściu do restauracji podaję nazwisko Konrada, kobieta prowadzi mnie do zarezerwowanego stolika. Jest usytuowany w kącie sali. Wygląda na to, że jestem pierwsza. Zajmuję miejsce bokiem do reszty gości, przodem do okna. Kelnerka zostawia dwie karty menu i odchodzi. Przeglądam jadłospis, żeby zająć czymś dłonie.

– Majka? – Słyszę za sobą po kilku minutach.

Znam ten głos na pamięć. Od razu uderza we mnie fala wspomnień. Dobrych wspomnień. Godziny spędzone na wspólnych zabawach, nauce, spacerach, rozmowach czy zwierzeniach. Byliśmy sobie tak bliscy. Biorę jeszcze jeden wdech, wstaję, odwracam się do starego przyjaciela.

Najpierw widzę jego oczy. Szare i błyszczące. Zawsze były roześmiane oraz bystre. W lewej tęczówce ma plamkę w kształcie małego serduszka. Kiedyś pomyślałam, że to serduszko jest właśnie dla mnie. Teraz już tak nie uważam.

Przytula mnie od razu. Obejmuje ramionami jak za dawnych dobrych czasów.

– Jak dobrze cię widzieć! Ale się zmieniłaś. – Odsuwa mnie, mierząc wzrokiem od stóp do głów.

Ty też się zmieniłeś. Bardzo.

Z dawnego Konrada niewiele zostało. Gdyby nie oczy i głos, to nie wiem, czy bym go rozpoznała na ulicy. Włosy, kiedyś brązowe, dziś poprzecinane siwizną, do tego ma lekkie zakola. Twarz poszarzała, oczy podkrążone, wygląda na co najmniej dziesięć lat starszego niż jest w rzeczywistości.

Ale to nie jest największa zmiana. Brzuch... Nie lekki brzuszek czy trochę zaokrąglona figura. Ma duży, odstający bęben, jak starsi panowie od piwa. Przyganiał kocioł garnkowi.

– Świetnie wyglądasz. – Dalej mi się przygląda. – Zamówiłaś już?

Pyta, siadając naprzeciwko mnie. Jest ubrany w ładny granatowy garnitur, czarny krawat i białą koszulę. Ale elegancki strój nie zmienia faktu, że wygląda po prostu źle. Jest zaniedbany...

– Czekałam na ciebie. – Uśmiecham się, siadając.

Chwilę studiujemy kartę, rozmawiamy o liście dań. Podchodzi kelnerka. On zamawia zupę szparagową, steka z frytkami, ciasto czekoladowe oraz wino. Ja decyduję się na risotto z borowikami i lampkę czerwonego wytrawnego wina.

– To co u ciebie? Czym się zajmujesz? – pyta, kiedy zostajemy sami przy stole.

– Jestem grafikiem. Pracuję w firmie, która...

– Grafikiem? – przerywa mi. – Sądziłem, że po twoich studiach to będziesz sobie rysować jakieś rysuneczki. – Rechocze, po czym zaczyna paplać o swoich studiach, jakie to były zajebiste, a moje bezużyteczne.

– A ty? – wtrącam, kiedy na chwilę się zamyka.

– Pracuję jako księgowy w dużej korporacji. – Zaczyna snuć opowieść jak to mu się powiodło w życiu zawodowym, ile to zarabia. Pomijam, że mam podobne zarobki, a nawet trochę wyższe, sumując wszystkie źródła utrzymania. Uśmiecham się, potakując.

Przychodzi kelnerka z winem, informuje, że dania będą za jakieś pół godziny. Tyle muszę wysiedzieć i słuchać tych przechwałek.

Co chwilę gapi mi się w dekolt, jeździ po mnie łapczywym spojrzeniem.

– A jak żona? – Postanawiam zapytać.

– A kto by tam wytrzymał z jedną babą tyle czasu?! – Śmieje się gardłowo.

– Przecież pobraliście się chyba dopiero dwa lata temu – zauważam.

– Widać jej też się znudziło. Przyłapałem ją w łóżku z ogrodnikiem. Bo mieszkamy w dużym domu... – Zaczyna rozwodzić się o świetnej willi, jakby wzmianka o kochanku żony była mało istotnym szczegółem. – Ty mieszkasz pewnie dalej z rodzicami? – rzuca z ironią.

Pan i Pani M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz